[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dlatego, że się bał, żeprzyłapią go na prowadzeniu po pijaku - wtedy w Elvet policję widywało się od wielkiego dzwonu.Nie toco teraz.Od ostatniego zabójstwa co druga osoba na ulicy, to był ktoś obcy.Chodzili bez mundurów, ale itak czuło się na odległość, że to gliniarze.Nie, wtedy wracał pieszo, bo to mu sprawiało przyjemność.Wieczór w miłym towarzystwie, dobre piwko, potem spacer.Z jednej strony rzeka, z drugiej morze.Ijeszcze świadomość, że Peg czeka na niego w dużym miękkim wyrku.Tylko rozgwieżdżone niebo iradosne wyczekiwanie w sercu.Było tak czy nie? Nienawidził myśli, że pamięć może mu płatać figle.Ruch przynosił mu ulgę, chociaż droga wydawała się trudniejsza i dłuższa, niż pamiętał; ostra bryza zpołudnia wiała mu prosto w twarz.Ale wysiłek rozjaśnił mu w głowie; wyraznie zobaczył, co powinienzrobić- porozmawiać z Wendy, sternikiem na łodzi pilotów.Od samego początku przyjazniła się z JamesemBennettem, jeszcze zanim ten został doświadczonym pilotem, przed jego przeprowadzką do Elvet i przedtym, jak się ożenił.Wtedy Michael zastanawiał się nawet, czy między tą dwójką jest coś więcej niż tylkoprzyjazń, chociaż nie miał szansy się o tym przekonać.Z Wendy pracował zaledwie kilka tygodni, wokresie gdy przed odejściem na emeryturę przekazywał jej swoje obowiązki.Jeśli Bennett, sztywny iskryty, miałby komuś opowiadać o swojej przeszłości, to właśnie tej kobiecie.Do stacji pilotów dotarł póznym popołudniem, kiedy już zaczynało zmierzchać.Służbę trzymał drugisternik Stan.Siedział przy biurku z wyciągniętymi nogami i, czytając gazetę, popijał herbatę.Kiedy Michaelprzed nim stanął, facet pewnie pomyślał, że widzi ducha.- Ech, chłopaku, a co ty tu robisz?Michaelowi przemknęło przez głowę, że już od dawna nikt nie nazywał go chłopakiem".- Postanowiłem rozruszać kości - odparł.- Widzę, że jesteś zajęty.- Za pół godziny mam odwiezć pilota.- Kogo?- To nowy, niejaki Evans.Nie znasz go.- A Wendy gdzieś jest?- Ma dzisiaj wolne.Pewnie siedzi w domu, chyba że poleciała na randkę.- Często randkuje?- Częściej niż kiedyś.Chyba przygruchała sobie nowego kolesia, ale nie mówiła kto to.Michael wyszedł, żeby Stan nie zdążył go zapytać, jaką ma sprawę do Wendy.W górę rzeki sunął szarytankowiec, już prawie dopływał do ujścia.Zaczęło lekko mżyć.Dziwnie było pukać do drzwi domu, do którego przez tyle lat wchodził, kiedy chciał.Na górze sięświeciło i leciała muzyka, więc wiedział, że zastał Wendy.Znów zapukał, tym razem głośniej.Wreszcieusłyszał jakiś hałas - spuszczana woda, ktoś zbiegał po schodach.Potem w drzwiach stanęła Wendy.Wszlafroku, z głową owiniętą ręcznikiem.Od razu go rozpoznała i nie ukrywała zaskoczenia.Gdybychodziło o kogoś innego, pomyślał, pewnie by się wściekła, że jej przeszkodzono.Jedyną dobrą stronążałoby jest to, że ludzie czują, że powinni być dla człowieka mili.- Przepraszam - powiedziała.- Kąpałam się.Miała bose stopy, a on nie mógł przestać się na nie gapić.Na stopy i smukłe nogi, powyżej kolanzasłonięte połami szlafroka.Wyobraził ją sobie, jak leży w wannie i je goli.Paznokcie pociągniętesrebrnym lakierem.Kto miał je oglądać o tej porze roku? W taką pogodę nie nosi się sandałów.Wpatrywałsię w te pomalowane paznokcie, nie potrafił się powstrzymać.- O co chodzi, Michael? - Próbowała stłumić zniecierpliwienie w głosie.Uświadomił sobie, że kobieta czeka, aż on wyjaśni, po co przyszedł.- Może wejdę.Zaziębisz się w tych otwartych drzwiach.Zrezygnowana kiwnęła głową.- Daj mi minutkę.Pójdę coś na siebie narzucić.Wprowadziła go do kuchni i tam zostawiła.W czasachPeg przed wejściem ściągnąłby buty, ale teraz nie widział w tym większego sensu.Nie poznawał tegomiejsca, chociaż - nie licząc bałaganu - niewiele się zmieniło.Te same szafki i ławki, które Peg wybrała wMFI naobwodnicy.Tyle że wszystko zagracone.Z kosza wysypywały się ubrania odłożone do prania,na podłodze piramida kapci i butów, w zlewie sterta brudnych talerzy i kubków, wyschnięta kocia karmaw plastikowej różowej misce.Nie miał pojęcia, jak na to zareagować.Próbował wzbudzić w sobieoburzenie, bo wiedział, że gdyby Peg to widziała, dostałaby zawału.Ale zaraz pomyślał, że tak naprawdę toco mu do tego.Kiedy Wendy wróciła, w spodniach od dresu, bluzie i za dużych kapciach, zebrała ubrania zkrzesła i usiadła.- No, Michael, to z czym przychodzisz? - Mówiła bez niechęci, ale energicznie, dając do zrozumienia, żenie może mu poświęcić za dużo czasu.Nie zaproponowała też herbaty, a po spacerze wyschło mu w ustach ichciało mu się pić.Kłopot w tym, że nie wiedział, od czego zacząć.%7łałował, że się nad tym nie zastanowił po drodze,zamiast rozpamiętywać stare dobre czasy.- Chodzi o Jamesa - wyksztusił w końcu.- Bennetta.Jak dobrze go znasz?- A co? Ludzie coś gadają? - Przymrużyła oczy i odchyliła się w krześle niczym kotka gotowa do skoku.- Nie, nie, nic z tych rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]