[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.,, kiedyś zawsze byłocoś takiego, czym mogłam się pocieszyć, cóż to było? To było to, żenależała do mieszczaństwa, i to, że przytrafił się jej cud i że znałafrancuski; ale już nie potrafiła na nowo odnalezć tych myśli: takjakby jej podświadomość chciała o tym zapomnieć.1 całe szczęście.bo w tym samym momencie odkryłaby, jak to przynależność domieszczaństwa i ta cała reszta była tylko czymś ot takim sobie.czymś takim jak wtedy, gdy ojciec przez okrągłe dwa tygodniepowtarzał, że w tym miesiącu będzie kiedyś na obiad pierwszorzędnaryba ryba, ryba, ryba, wołała wtedy ondyna radośnie a potem,w południe, był zaledwie zwykły śledz.HAMLECI PRZY TAZMIE MONTA%7łOWEJProfesor kpiydom pojawia się akurat w takim momencie, kiedy znów niemasz najmniejszej ochoty pracować i pracować.bo po raz kolejnysiedzisz i zastanawiasz się, jaki jest pożytek z twojego pisania.żaden:nikt nie czyta w twojej książce tego, co piszesz, lecz za to każdy czyta wniej to, co chętnie czyta, a przy tym jest jeszcze coś innego, coś więcej:powszechne przygnębienie ludzi naszych czasów, których ty, pisarz,jesteś sejsmografem, a twoje pióro igłą, która kołyszesię tam i z powrotem; charakterem, który był zbyt słaby i załamał się, iumysłem, który już nie ma siły roz-plątać tysiąca i 1 przenikających sięwzajemnie problemów i rozwiązać je jeden po drugim.I w tym momenciepojawia się profesor kpiydom, ze swoimi ramionami i rękami, i oczami, iumysłem, a wszystko to się porusza, jest naelektryzowane i miota iskry, iodzywa się: teraz, kiedy w fabryce uniwersalnego rozsądku są akurat feriewiosenne, chciałbym szybko zrobić studium o hamlecie; hamlet nie jest,jak to twierdzi twój kantyczny nauczyciel, wewnętrzną wizją prowadzącądo obłędu.hamlet to roztrząsanie i rozważanie z tylu stron, że to, coprowadzi do zera, i to, co prowadzi do nieskończoności, zbiega się wjednym punkcie: Martwym punkcie.A teraz, kontynuuje swą myślprofesor kpiydom, chciałbym wykazać, że hamlet nie jest ot, takim sobieprzypadkiem, lecz znacznie bardziej problemem, który ciąży nad naszymiczasami: ci, którzy słyszą skrzypienie wykolejonej maszyny, wiedzą, żenależy coś uczynić.i ci spośród nich, którzy są rozsądni, siadająpodparłszy głowę rekami i zaczynają się zastanawiać.i tak wciąż sięzastanawiając, odkrywają coraz to więcej zbawczych możliwości, alewidzą, że każda możliwość wywołuje z kolei nowy problem.atymczasem wykolejona maszyna zgrzyta coraz gwałtowniej, corazwścieklej i okoliczności wołają o Czyn; i wtedy przychodzą cinierozsądni i dokonują Czynu: oświadczają: nie wiemy, czy to jestdobrze, czy zle, my działamy, a potem będziemy się zastanawiać.tzn.potem niech rozsądni się zastanawiają.I przerywasz profesorowikpiydomowi, bo strach i zwątpienie przeszywające twoje sercerozwiązują ci usta; ale w takim razie w historii naszej cywilizacjiwszystkie Czyny dokonane zostały przez nierozsądnych, a rozsądni nierobili nic innego, jak tylko zastanawiali się nad tym, co właściwienależałoby zrobić? I profesor kpiydom poruszarękami i ustami, i oczami, które są naelektryzowane, i oświadcza z ironią:tego nie wiem, napiszę najpierw swoje studium, a potem będę się nad nimzastanawiał; aktualnie zajmuję się wyłącznie zgłębianiem historiihamletów: polityków, ekonomistów, mężów stanu, profesorów.wszyscy oni głowią się i rozmyślają, aż osiągają martwy punkt, gdytymczasem okoliczności błagają, krzyczą, płaczą o czyn; wszędziewidzisz wybitnych ludzi, którzy w momencie, kiedy powinni podjąćdecyzję, wycofują się.widzisz, żeby ci dać jakiś przykład.I z ciężkimsercem i sumieniem nie słyszysz, kogo profesor kpiydom wymienia jakoprzykład; myślisz o sobie samym, tym, który chodził od człowieka doczłowieka, od partii do partii, od filozofii do filozofii i nigdzie nie był usiebie.i który wie i widzi, że z pisania nie ma żadnego pożytku, bo wciążpisząc i pisząc nie jesteś w stanie znalezć Rozwiązania.PRZYRODA, ALE Z NIEWIELK ILOZCI DRZEWPomiędzy 2 kwietniowymi ulewami przychodzi kan-tyczny nauczycieltrochę zaprotestować: nieprawda, że powiedziałem, iż hamlet jestautorefleksją, która prowadzi tylko do obłędu.powiedziałem, że jest toautorefleksja, która prowadzi do obłędu I do śmierci.a zamiast śmierćmógłbym równie dobrze powiedzieć Martwy punkt.A zarazemskorzystam z okazji, żeby wskazać ci najnierozsądniejszą myśl, jakąkiedykolwiek wyraziłeś w obecności profesora kpiydoma.bo jeślirozsądni więcej roztrząsają i rozważają niż nierozsądni, to nie znaczy, żerozsądny czyn Nigdy nie zostaje dokonany.ale o wiele bardziej znaczyto, że z jednej strony zwątpienie, a z drugiej liczniejsze nierozsądne działania tylko powiększają ten chaos.A jeśli mowa o chaosie,to ty, pisarz, wyrażasz nie tylko przygnębienie naszych czasów, alenieświadomie wyrażasz również sam chaos; gdy otwieram teczkę, wktórej są zebrane kartki twojej książki o drodze z kapliczką, to chaoswysypuje się z niej tak jak z pudełka, do którego chowa się przędzę, nici iagrafki; ten chłam mnie przeraża, i ten bałagan zaskakuje mnie i przez tokłębowisko staję się nerwowy: w momencie, kiedy mam nadziejędowiedzieć się czegoś o ondynie, o jEj zwątpieniu i jEjprzygnębieniu, bo wszystko w jej życiu jest zaledwie takie sobie.wtym momencie pojawiasz się ty, z Twoim zwątpieniem i Twoimprzygnębieniem, i pozwalasz profesorowi kpiydomowi mówić, że jest toprzypadek ogólny i powszechny problem naszych czasów.Jeśli chcesz, żeby twoja książka o drodze z kapliczką przeciwstawiała siętym czasom, to trzeba zrobić w niej porządek.i nie myl sobie porządku zformą.możesz stosować formę, którą przy całym swoim obrzydzeniu dowszystkiego, co jest przyjęte i ustalone, wy-trzepujesz ot tak sobie zrękawa, lecz wielowiekowe zasady porządku i przejrzystości muszą byćw niej zachowane: dlaczegóż by np.tekstów różnych poprzeplatanych zesobą wątków nie wyróżniać za każdym razem innym kolorem?.i kiedymowa o panu brysie i 1-szych socjałach, i johanie janssensie, i jegogazecie, to mógłbyś używać czerwieni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]