[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skuliłamsię na krześle i czekałam, aż zacznie się jatka.- Torba - powiedział włamywacz.- Nie zabrałem torby.- Pod.pod schodami są jakieś torby - zasugerowała mama.Odetchnęłam z ulgą, kiedy usłyszałam jej głos.- Wziąłem sznurek, a nie wziąłem torby - wymamrotał jakuczeń przepraszający nauczyciela, że przyszedł na lekcjęnieprzygotowany.- Pod schodami - powtórzyła mama łagodnie.- Jest tamsportowa torba.Możesz ją zabrać.- Idę na górę.Po kasę i biżuterię.Jeśli czegoś spróbujecie,zabiję was.Zabiję obie.Rozumiecie?- Tak - odparła mama.- Rozumiecie?!! - ryknął.- Tak, doskonale rozumiemy - powtórzyła mama tak ulegle,jak tylko jest to możliwe.Zapadła cisza.Z każdą chwilą czułam się coraz bardziejnieswojo.- Chciałeś wziąć torbę ze schowka pod schodami -przypomniała mu mama.- To ta czerwona.- Wiem, czego chcę, paniusiu! Wiem, czego chcę! - krzyknąłgniewnie włamywacz.- iy nie musisz mi mówić, czego chcę!Sam to wiem!Zamilkł.Przez chwilę obawiałam się, że wznieci z tej iskrygniewu prawdziwy pożar, ale gdy znowu się odezwał, jego głosbrzmiał spokojniej.- Wiem, czego chcę.Wiem, co robię.Już ty się o to niemartw.Wyszedł z salonu.Słyszałam, jak grzebał w schowku,wyciągając torbę, a potem na schodach rozległy się jego ciężkiekroki.- Mamo? - szepnęłam.- Co teraz zrobimy?- Przede wszystkim musimy zachować spokój, Shelley.Jeśliwpadniemy w panikę, on także spanikuje.- Ale on chce nas zabić!- Nie, on chce tylko pieniędzy.Kiedy uzna, że zabrał jużwszystko, pójdzie sobie.Byłam pewna, że mama się myli, ale to i tak nie miałoznaczenia.Obie byłyśmy związane.Mogłyśmy tylko czekać.Wpokoju nad nami coś z łoskotem spadło na podłogę.Chwilępózniej usłyszałyśmy szum wody spuszczanej w toalecie.Spojrzałam na pianino.Wieko ciągle było podniesione, azeszyt z rosyjskimi pieśniami ludowymi otwarty naCygańskim weselu, które grałyśmy wieczorem.Mój flet leżałtam, gdzie go zostawiłam, na obitym aksamitem stołku przedpianinem.Nie mogłam uwierzyć, że zaledwie kilka godzinwcześniej grałyśmy tu razem, wybuchając śmiechem, ilekroćnie potrafiłam utrzymać tempa.Teraz siedziałyśmy w tymsamym pokoju przerażone i skrępowane sznurem,zastanawiając się, czy nafaszerowany narkotykamiwłamywacz zabije nas, czy pozwoli nam żyć.Uśmiechnęłam się gorzko, uświadomiwszy sobie nagle, że todzień moich urodzin.Sto lat, Shelley! Ilu ludziom,ironizowałam w duchu, zdarza się zginąć we własne urodziny?Cóż to by był za dzień - doprawdy niepowtarzalny! Przez chwilęmiałam ochotę podzielić się tymi myślami z mamą, uznałamjednak, że czarny humor raczej nie poprawi jej nastroju.Powiodłam wzrokiem po regałach z książkami, które stałypo obu stronach kominka.Były tam Dzieła zebraneSzekspira, Wojna i pokój, Pani Bovary, Zbrodnia i kara,Duma i uprzedzenie, Don Kichot, Oliver Twist, Nędznicy -klasyka literatury światowej ustawiona starannie na półkach zorzechowego drewna.Najwyższe półki zajmowały albumypoświęcone artystom z różnych epok: Degasowi, Vermeerowi,Michałowi Aniołowi, Turnerowi, Botticellemu i wielu innym.Pod nimi, w naszym dziale muzycznym, stały kolejne pozycjez serii Biografie wielkich kompozytorów, ułożone wporządku alfabetycznym, od Bacha do Wagnera.Tak, byli tam wszyscy bogowie i boginie sztuki, literatury imuzyki.A ja, patrząc na ich nazwiska, po raz pierwszy w życiuzamiast podziwu i uwielbienia czułam tylko niechęć.Nawetwięcej niż niechęć - niesmak.Na samą myśl o nich robiło mi sięniedobrze.Wszystkie ich dzieła to jedno wielkie oszustwo.Tylkopozornie ukazywały prawdziwe życie - tak naprawdę nie miałyz nim nic wspólnego.Bo prawdziwe życie ma się nijak dopowieści i poematów, do pejzaży, portretów i abstrakcyjnychobrazów, do dzwięków uporządkowanych zgodnie z zasadamiharmonii.Prawdziwe życie jest przeciwieństwem piękna i porządku.Prawdziwe życie to chaos i cierpienie, okrucieństwo i zgroza.To koleżanki, które podpalają ci włosy, chociaż nic złego im niezrobiłaś; to śmierć w zamachu bombowym, kiedyodprowadzasz dzieci do szkoły albo jesz obiad w ulubionejrestauracji; to bandyta, który zabija cię w ciemnej uliczce, byzagarnąć twoją skromną emeryturę; to gromada pijanychwyrostków dopuszczających się na tobie zbiorowego gwałtu; tonarkoman, który włamuje się do twojego domu, szukającpieniędzy, i podrzyna ci gardło.Prawdziwe życie to rzezniewiniątek dokonująca się każdego dnia.To ubojnia, w którejna hakach wiszą niezliczone mysie trupy.Cała ta kultura , cała ta sztuka jest tylko iluzjąpozwalającą nam udawać, że ludzie to istoty rozumne iszlachetne, które, pozostawiwszy za sobą zwierzęcą przeszłość,rozwinęły się w lepszy, wyższy gatunek.%7łe posiedliumiejętność tworzenia anielsko pięknych dzieł i tym samymstali się aniołami.Ale te dzieła to tylko parawan, za którymkryje się ponura prawda - wcale się nie zmieniliśmy; jesteśmytymi samymi istotami, które zaostrzonymi kamieniamiwypruwały jeszcze ciepłe wnętrzności z zabitych przez siebiezwierząt i wyładowywały wściekłość na słabszych za pomocątępych pałek.Wspaniałe malowidła i wzniosła poezja niezmieniły naszej natury ani na jotę.Sztuka, muzyka i literatura nie odzwierciedlają prawdziwegożycia.Są tylko złudzeniem, ucieczką dla istot zbyt tchórzliwychi słabych, by stawiły czoła prawdzie.Ja sama, chłonąc tę kulturę , stałam się bezradna, niezdolna bronić się przedbestiami zasiedlającymi dżunglę XXI wieku.- On nas zabije, mamo - powiedziałam drżącym głosem.-Jestem tego pewna.- Musisz zachować spokój, Shelley - odparła.- Po prosturób, co ci powie.- Nie rozumiesz, w jakim jesteśmy niebezpieczeństwie! Onjest naćpany! Zabije nas!Gdzie tu sprawiedliwość? Jaki Bóg pozwala na coś takiego?Czy mama i ja nie wycierpiałyśmy już dość? Ojciec zostawił nasi wyjechał z dwudziestoczteroletnią kochanką do Hiszpanii.Japrzeżyłam koszmar, w wyniku którego musiałam porzucićszkołę i przejść na nauczanie indywidualne.Moja twarz zostałapoznaczona śladami okrucieństwa byłych przyjaciółek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]