[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tym, co zrobiła.Boże, w ogólenie może o tym myśleć.A jeśli odeszłaby wolna, czysta.Byłoby to równienieprzyzwoite jak to, co zrobiła. Proszę cię. Położyła mu rękę na ramieniu. Idz już.Rozległo się pukanie dodrzwi. Dość tego stwierdził Petali. Nie mamy czasu. Za nim stał mężczyzna wmundurze.Petali wskazał Jake'a. Zabierze pana na lotnisko. Powiedział cośszybko po hiszpańsku i funkcjonariusz przykuł Jake'a do siebie kajdankami. Zdejmę je panu w samolocie wyjaśnił.Margo wolałaby, żeby obeszło się bez tego, ale chciała mieć pewność, że Jakenie skorzysta z pierwszej okazji, żeby uciec. Przepraszam szepnęła.Jake zacisnął usta w wąską gniewną kreskę, gdy na nią patrzył. Ależ z ciebie męczennica, co?Patrzyła mu w oczy.Wyglądał, jakby chciał ją udusić.Dobrze, że nie zrobi tegojedną ręką.Policjant go wyprowadził i Margo odetchnęła z ulgą.Nieważne, co sądzi Jake,ulżyło jej.Istnieje droga ucieczki.Ale pójdzie nią sama.Trzy dni pózniej Jake posłużył się odznaką, żeby dostać się na lotniskoReagana, i patrzył przez okno, jak policjanci prowadzą skutą Margo dosamochodu.Chciał, by ogarnął go gniew, chciał dać upust wściekłości, bo przecież to onazabiła Franka.Ale martwił się tylko, czy dawno ją skuli.Czy kajdanki otarły jejskórę do krwi?Zostanie oskarżona o zabicie Franka Temple'a.Zdaniem Brewstera wyjazd zkraju tylko potwierdzał jej winę.Nie wspominając o tym, że mogła uciec nieważne, że sama oddała się w ręce policji a to oznacza, że nie będzie możnawpłacić za nią kaucji.To wszystko potrwa dzień dwa, w zależności od natłokuspraw.Jake zatrudnił dla niej prawnika, prawdziwego, ale pod warunkiem że on takżebędzie uczestniczyć w obronie.Dzięki temu będzie mógł ją odwiedzać.Zrobił to już następnego dnia.Spotkali się w ciasnym, dusznym pomieszczeniu.Policjant czuwał za drzwiami.Margo szła niezręcznie w więziennym ubraniu.Miała na sobie ciem-noniebieskie drelichy z numerem wypisanym na plecach.Kolor podkreślałbarwę jej oczu, znużonych i zapadniętych.Kiedy zobaczyła, kto siedzi poprzeciwnej stronie stołu, pojawiły się w nich czujność i nieufność. Co ty tu robisz, Jake?Strażnik stanowczo pchnął ją na krzesło. Najpierw proszę usiąść, dopiero potem można rozmawiać.RS Nic o tobie nie mówiłam zaczęła, ledwie dotknęła siedzenia.Strażnikprzykuł ją do stołu i się wycofał. Nie powinieneś tu przychodzić.Jake patrzył na poszarzałą twarz okoloną ciemnymi włosami. Koszmarnie wyglądasz. Dzięki mruknęła sucho. yle spisz?Nerwowo pokręciła głową.Samopoczucie to nie jest teraz najważniejszasprawa. Co tu robisz? Mógłbym zapytać cię o to samo odparł.Uśmiechnęła się. Chcę, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Banał. Co jest? Nie wierzysz w materiał dowodowy? Nie.Nie do końca.Westchnęła. Bo nie chcesz.Ale dowody są.Wzruszył ramionami.Miała rację. Powiedzmy, że instynkt mi to podpowiada. Jeszcze kilka dni temu instynkt podpowiadał ci coś zupełnie innego. Prawdziwy facet przyznaje się do błędu. Jasne.Gdzie to wyczytałeś? W Biblii.Albo u Szekspira.Takie cytaty są zawsze albo z tego, albo z tego.Margo zamknęła oczy, jakby zapadła się w sobie.Nie miała już siły, zmęczeniebrało górę.Od kilku dni spacerowała w kółko po ciasnej celi i myślała tylko ojednym.Kto zrobiłby coś takiego? Dlaczego dawniej jej to nie przerażało?Pytania krążyły, nie dawały spokoju.A Jake przynosił kolejne. Daruj sobie, Jake.Proszę.Nie słuchał jej. Był u ciebie Connelly? Pracujesz dla niego, powinien ruszyć swój urzędniczytyłek i coś zrobić. Rozmawialiśmy już o tym przypomniała znużona.Męczyło ją mówienie. Rozmawialiśmy? Kiedy? W Hiszpanii.W Hotelu.Z Petalim. Nie przypominam sobie.Sama zdecydowałaś i. Muszę tak postąpić. Poddać się?Ten zarzut wzbudził iskrę gniewu. To nie jest poddanie się warknęła. Tylko akceptacja.Pogodzenie się zodpowiedzialnością.Moją.Wstał sfrustrowany. Zbadali zdjęcie w domu Franka.To z tobą.Jest autentyczne. Widzisz? Wszystko się układa. To tylko oznacza, że się znaliście.Może to twój krewny? Wuj. Wspominał coś kiedykolwiek o siostrzenicy? Nie.Co nie znaczy, że jej nie miał.RSZamyśliła się.Nie chciała krewnych.Po raz pierwszy cieszyła się, że nic jej znikim nie łączy.Tylko ona musi siebie znosić.Dzień za dniem. Słuchaj, Jake, doceniam twoje wysiłki, ale. Moja pomoc.Tak, rozumiem.Wbiła wzrok w swoje skute ręce.Męczyło ją, że musi się tłumaczyć z tego, żedokonała takiego wyboru. Oboje wiemy, że ktoś musi za to zapłacić.Jeśli to cena za to, żebym już niesłyszała tego krzyku dobrze.Jake wstał. Jeśli chcesz, możesz się powiesić pod moimi oknami powiedział zimno.Ale i tak będę szukał zabójcy Franka.Bo to nie ty.Prosto z więzienia Jake pojechał do Connelly'ego.Próbował umówić się z nimna spotkanie, ale Connelly był bardzo zajęty przez najbliższe trzy dni i nawetwpływy Melvy nie pomogły.Tak więc Jake wszedł do siedziby firmy, pojechałna dwunaste piętro i czekał niedaleko biura Connelly'ego w nadziei, że gozłapie, gdy będzie szedł na kolejne spotkanie.Zobaczył go tuż przed siódmą w płaszczu, z teczką.Jake oderwał się odściany i pospieszył za nim.Connelly był niski, drobny i szybki.Jakeprzyspieszył kroku. Przepraszam, czy możemy porozmawiać? zaczął najbardziej łagodnymgłosem, na jaki było go stać.Niektórzy zwierzchnicy, jak Frank, zdobywająrespekt, nie zważając na hierarchię.Connelly był chyba inny. Jake Wise.Tydzień temu rozmawialiśmy o Franku Temple'u.Connelly zmierzył go wzrokiem. Synu, moja sekretarka umówi cię. Chodzi o Margo Scott.Connelly nawet nie mrugnął. Idę na ważne spotkanie. Odprowadzę pana.Kolejne spojrzenie.Trwało zaledwie ułamek sekundy, a Jake miał wrażenie, żeprzejrzało go na wylot.Connelly spojrzał na zegarek i rozejrzał się. Pięć minut. Wskazał Jake'owi kierunek i po chwili znalezli się w salikonferencyjnej. Słucham zaczął. Zakładam, że zna pan sytuację? Została aresztowana. Dowiedziałem się wczoraj.Wczoraj? I co zrobił, do cholery? Nie skontaktował się z Margo, to pewne. Jestem ciekaw, co pan zamierza. Co zamierzam? No, jak chce ją pan wyciągać?Connelly odstawił aktówkę na krzesło, przełożył płaszcz przez oparcie. Nie wiedziałem, że TCF przydzieliło kogoś do tej sprawy.Jake poruszył się niespokojnie.Connelly był znany z tego, że nieraz naruszałzasady, ale kto wie, czy zaryzykuje, gdy się okaże, że i on sam na tym ucierpi.RS Ja, no cóż.nie zostałem właściwie przydzielony.Nieoficjalnie.Jedna brewConnelly'ego uniosła się nad oprawkę okularów, ale niekazał Jake'owi wyjść, a to już dobrze. Powiedzmy, że nie jestem bezstronny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]