[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Icycki, za które można dać się pokroić!- Zasłoń oczy, Danny.Już! - Wysoki, pełen napięcia głosmatki.- Ona nie wygląda przyzwoicie.- Dla mnie wygląda lepiej niż przyzwoicie.- Tym sło-wom towarzyszyło gwizdnięcie, a potem trzask migawki.- Co ona trzyma, do licha? Może ktoś powinien zadzwo-nić po gliny?- Nie wiem, może po pogotowie? Nie wygląda najlepiej.Rozejrzałam się nieprzytomnie dookoła.Klęczałam napodłodze, otoczona ze wszystkich stron przez ludzi, cały krąg,napierający na mnie, wpatrujący się we mnie zaciekawionymi,pożądliwymi oczami.260 Odetchnęłam słabo, tłumiąc łkanie, wepchnęłam włócznięz powrotem do torebki - jak, u licha, miałabym wyjaśnić jejposiadanie? - opuściłam spódnicę, włożyłam stanik, wymaca-łam bluzkę, naciągnęłam ją przez głowę, podniosłam buty i ztrudem wstałam.- Zejdzcie mi z drogi! - krzyknęłam, przepychając sięślepo przez tłum, odpychając gapiów na boki.Sępy, co dojednego.Nic nie mogłam na to poradzić - rozpłakałam się, wybiega-jąc z sali.***Jak na taką staruszkę poruszała się ze zdumiewającą szyb-kością.Nim dotarłam do pierwszej przecznicy, pojawiła się przedemną i stanęła mi na drodze.Skręciłam ostro w lewo i ominęłam ją, nie tracąc równo-wagi.- Zatrzymaj się! - krzyknęła.- Idz do diabła - warknęłam przez ramię, łzy paliły mojepoliczki.Moje zwycięstwo nad V lane'em za pomocą włóczni zosta-ło całkowicie przyćmione przez publiczne upokorzenie.Jakdługo tak siedziałam, ukazując części mojej osoby, którymżaden mężczyzna nigdy nie miał okazji przyjrzeć się uważniew świetle dziennym, chyba że był wyposażony we wziernik idyplom lekarski? Jak długo mi się przyglądali? Dlaczego ktośnie spróbował mnie okryć? Na południu jakiś mężczyzna261 okryłby mnie swoją koszulą.Oczywiście, przy okazji by namnie popatrzył, jasne, w końcu piersi to piersi, a mężczyzni tomężczyzni, ale w okolicach, z których pochodzę, rycerskośćjeszcze do końca nie umarła.- Podglądacze - powiedziałam z goryczą.- Chorzy, spra-gnieni skandalu ludzie.Dzięki wam, reality show.Ludzie tak bardzo przyzwyczailisię do bycia częścią najbardziej intymnych chwil innych ludzii oglądania paskudnych szczegółów ich życia, że byli teraz owiele bardziej skłonni do siedzenia i gapienia się niż do próbpomocy komuś, kto tego potrzebował.Staruszka znów znalazła się przede mną, a ja tym razemskręciłam w prawo, ona jednak zrobiła to samo i zderzyłyśmysię.Była taka stara, malutka i krucha, że bałam się ją przewró-cić; w jej wieku upadek mógł oznaczać poważne złamaniakości i długą rekonwalescencję.Dobre maniery- w przeci-wieństwie do tych kreatur w muzeum niektórzy z nas wciąż jeposiadają - na chwilę wygrały z użalaniem się nad sobą ichwyciłam ją za łokcie, żeby nie upadła.- Czego? - spytałam ostro.- Czego pani chce? Znów chcemnie pani walnąć po głowie? Proszę bardzo! Niech to panizrobi i da mi spokój! Ale sądzę, że powinna pani wiedzieć, żenic nie mogłam poradzić na to, że wtedy go widziałam, a sytu-acja jest.no cóż, skomplikowana.Zaatakowała mnie staruszka, którą spotkałam w barzepierwszego wieczoru w Dublinie.Ta sama, która mnie uderzy-ła, kazała mi przestać gapić się na elfa i umrzeć gdzie indziej,a ja - choć teraz wiedziałam, że wtedy uratowała mi życie,mogła to zrobić w bardziej uprzejmy sposób - nie byłam wnastroju, by jej dziękować.262 Odchyliwszy siwowłosą głowę do tyłu, wpatrywała się wemnie z osłupieniem na pomarszczonej twarzy.- Kim jesteś?! - wykrzyknęła.- O co pani chodzi? - spytałam kwaśno.- Dlaczego mniepani goni, skoro nie wie pani, kim jestem? Czy ma pani wzwyczaju biegać za nieznajomymi?- Byłam w muzeum - powiedziała.- Widziałam, co zrobi-łaś! Słodki Jezu, Matko Boska i wszyscy święci, kim ty jesteś,dziewczyno?Byłam tak zniechęcona do ludzi w ogóle, że wykrzyknę-łam:- Widziała pani, co ten stwór chciał mi zrobić, i nie pró-bowała mi pomóc?! Gdyby mnie zgwałcił, stałaby pani i pa-trzyła? Wielkie dzięki! Bardzo to doceniam.Rany, dochodzęjuż do punktu, w którym zaczynam się zastanawiać, kto jestwiększym potworem, oni czy my.- Obróciłam się na pięcie ipróbowałam odejść, ale ona zadziwiająco mocno chwyciłamnie za ramię.- Nie mogłam ci pomóc i dobrze o tym wiesz - warknęła.- Znasz zasady.Strząsnęłam jej rękę.- Właśnie, że nie.Wszyscy inni je znają.Tylko nie ja.- Jeden ujawniony to jeden martwy - powiedziała ostrostaruszka.- Dwóch ujawnionych to dwóch martwych.Każdy znaszego rodzaju jest bardzo cenny, szczególnie teraz.Nie mo-żemy podejmować ryzykownych działań, które mogłyby naszdemaskować, szczególnie ja.Poza tym obroniłaś się w spo-sób, jakiego nigdy nie widziałam.i to jeszcze przed samymksięciem! Słodki Jezu, jak to zrobiłaś? Kim jesteś?263 Jej ostre spojrzenie przebiegało od mojego prawego oka dolewego i z powrotem.- Z początku twoje włosy mnie oszukały, ale pózniej roz-poznałam, że to ty, z baru.Ta skóra, te oczy, sposób, w jakichodzisz.och, zupełnie jak Patrona! Ale nie możesz być cór-ką Patrony, wiedziałabym.Z której gałęzi O'Connorów po-chodzisz? Kto jest twoją matką? - spytała.Szarpnęłam niecierpliwie głową.- Niech pani posłucha, powiedziałam pani tamtego wie-czoru w barze, że nie nazywam się O'Connor.Nazywam sięLane.MacKayla Lane, z Georgii.Moją matką jest RaineyLane i zanim wyszła za mojego ojca, nazywała się RaineyFrye.I tak to już jest.Przykro mi, że panią rozczarowuję, alew moim drzewie genealogicznym nie ma żadnychO'Connorów.- W takim razie byłaś adoptowana - powiedziała spokoj-nie staruszka.Sapnęłam.- Nie byłam adoptowana.- Bzdura! - warknęła kobieta.- Choć nie mam pojęcia jaki dlaczego, to jesteś do szpiku kości O'Connorówna.- Co za tupet! - wykrzyknęłam.- Jak pani śmie przycho-dzić do mnie i mówić mi, kim jestem? Nazywam się MacKay-la Lane i urodziłam się w Christ Hospital, podobnie jak mojasiostra, a kiedy się rodziłam, tato był na sali razem z mojąmamą, nie jestem adoptowana, a pani nic nie wie o mnie ani omojej rodzinie!- Najwyrazniej ty też nie - odparowała staruszka.Otworzyłam usta, zastanowiłam się, zamknęłam je, odwró-ciłam się i odeszłam.Gdybym odpierała urojenia tej264 kobiety, tylko dodawałabym im wiarygodności.Nie byłamadoptowana, wiedziałam to na pewno, podobnie jak wiedzia-łam, że ona jest starą wariatką.- Gdzie się wybierasz? - spytała.- Są rzeczy, których mu-szę się dowiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •