[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powtórzył swoją rozmowę z człowiekiem w czerni ijego zagadkowe wzmianki o Bestii oraz kimś, kogo nazywał Wiecznym Przybyszem.Opowiedział o dziwnym, przerażającym śnie, w którym cały wszechświat zostawałpochłonięty przez strumień oślepiającego białego światła.I że na końcu tego snu widziałjedno zdzbło purpurowej trawy.Eddie zerknął na Jake a i z zaskoczeniem dostrzegł w oczach chłopca błyskzrozumienia.* * *Eddie słyszał już część tej historii z ust majaczącego w gorączce Rolanda, lecz dlaSusannah było to coś nowego, więc słuchała z szeroko otwartymi oczami.Gdy Rolandpowtarzał słowa Waltera, dostrzegała w nich przebłyski jej własnego świata, jakby odbite wodłamkach stłuczonego lustra: samochody, rak, loty na Księżyc, sztuczne zapłodnienie.Niemiała pojęcia, czym jest ta Bestia, lecz w postaci Wiecznego Przybysza rozpoznała Merlina,czarodzieja, który podobno kierował karierą króla Artura.Dziwne i coraz dziwniejsze.Roland opowiedział, jak ocknął się i stwierdził, że Walter od dawna nie żyje, gdyżczas niepostrzeżenie pomknął naprzód, może o sto, a może o pięćset lat.Jake słuchał wzafascynowanym milczeniu, gdy rewolwerowiec mówił o tym, jak dotarł na brzeg MorzaZachodniego, jak stracił dwa palce prawej dłoni i w jaki sposób dołączyli do niego Eddie orazSusannah, zanim spotkali Jacka Morta, ponurego zabójcę.Potem rewolwerowiec skinął na Eddiego, który podjął opowieść, aż doszedł dospotkania z niedzwiedziem.- Shardik? - przerwał mu Jake.- Przecież to tytuł książki! Powieści z naszego świata!Napisał ją ten sam człowiek, który jest autorem słynnej książki o królikach.- Richard Adams! - wykrzyknął Eddie.- A książka o królikach miała tytuł Wodnikowe Wzgórze ! Wiedziałem, że ten niedzwiedz z czymś mi się kojarzy! Tylko jak tomożliwe, Rolandzie? W jaki sposób ludzie w waszym świecie wiedzą o tym, co należy donaszego?- Przecież są drzwi, prawda? - odparł Roland.- Czy nie widzieliśmy już czworga znich? Myślisz, że nigdy przedtem nie istniały i już więcej się nie pojawią?- Ale.- Wszyscy widzieliśmy pozostałości waszego świata w naszym, a kiedy byłem wNowym Jorku, dostrzegłem tam ślady mojego świata.Widziałem rewolwerowców.Przeważnie byli leniwi i powolni, a mimo to byli rewolwerowcami, najwyrazniej członkamiich własnego pradawnego ka-tet.- Rolandzie, to byli tylko gliniarze.Można ich bez trudu wykiwać.- Nie wszystkich.Kiedy byłem z Jackiem Mortem na stacji metra, jeden z nich o małomnie nie zastrzelił.Gdyby nie dopisało mi szczęście i kula nie trafiła w zapalniczkę Morta,zabiłby mnie.On.widziałem jego oczy.On znał oblicze swego ojca.Sądzę, że znał jebardzo dobrze.A ponadto.pamiętasz, jak nazywał się nocny klub Balazara?- Jasne - odparł niechętnie Eddie.- Krzywa Wieża.To jednak mógł być zbiegokoliczności.Sam mówiłeś, że ka nie rządzi wszystkim.Roland skinął głową.- Naprawdę jesteś podobny do Cuthberta.Pamiętam coś, co powiedział, kiedy jeszczebyliśmy chłopcami.Planowaliśmy nocną wyprawę na cmentarz, ale Alain nie chciał iść.Twierdził, że obawia się obrazić cienie swoich przodków.Cuthbert wyśmiał go.Powiedział,że nie uwierzy w duchy, dopóki nie złapie któregoś w zęby.- Miał rację! - zawołał Eddie.- Brawo!Roland uśmiechnął się.- Podejrzewałem, że tak powiesz.W każdym razie zostawmy tego ducha w spokoju.Mów dalej.Eddie opowiedział o wizji, jaką miał, kiedy Roland cisnął żuchwę w ogień - obrazklucza i róży.Opowiedział o swoim śnie, w którym przeszedł przez drzwi ArtystycznychDelikatesów Toma i Gerry ego na pole róż, nad którym górowała wysoka, czarna jak sadzaWieża.Mówił o czerni sączącej się z jej okien, tworzącej jakiś kształt na niebie, a kierował tesłowa do Jake a, który słuchał ich w skupieniu i z rosnącym zdumieniem.Eddie starał sięprzekazać słuchaczom uniesienie i strach, jaki wywoływał ten sen, i po ich oczach - a główniepo chłopcu - widział, że albo udaje mu się to lepiej, niż oczekiwał.albo oni też mielipodobne sny.Opowiedział, jak po śladach Shardika doszli do Bramy Niedzwiedzia i kiedy przyłożyłdo niej ucho, przypomniał sobie dzień, w którym namówił brata, by zabrał go na Dutch Hillzobaczyć Rezydencję.Opowiedział o kubku i igle oraz o tym, jak stała się zbyteczna, gdypojęli, że mogą dostrzec wpływ Promienia we wszystkim, czego dotykał, nawet w locieptaków po niebie.W tym momencie opowieść podjęła Susannah.Kiedy zaczęła mówić o tym, jak Eddiezaczął tworzyć własną wersję klucza, Jake wyciągnął się na plecach, splótł dłonie pod głową iobserwował płynące na południowy wschód obłoki, powoli podążające ku miastu.Ichregularne kształty dowodziły obecności Promienia równie wyraznie, jak dym z kominaukazuje kierunek wiatru.Zakończyła opowieść, opisując, jak przeciągnęli Jake a do tego świata, zasklepiającrozdartą materię wspomnień jego i Rolanda równie gwałtownie i zdecydowanie, jak Eddiezamknął drzwi w kamiennym kręgu.Ukryła tylko jeden fakt, który właściwie wcale nie byłfaktem - przynajmniej na razie.W końcu nie miała porannych mdłości, a brak jednejmiesiączki jeszcze o niczym nie świadczy.Jakby to powiedział Roland, tę opowieść lepiejzachować na inny dzień.Kiedy jednak skończyła, żałowała, że nie jest w stanie zapomnieć o tym, copowiedziała Ciotka Talitha, gdy usłyszała od Jake a, że tu jest teraz jego dom. A więcniechaj bogowie ulitują się nad tobą, gdyż słońce nad tym światem zachodzi.I już nigdy niewzejdzie.- Teraz twoja kolej, Jake - powiedział Roland.Jake usiadł i spojrzał w kierunku Ludu, gdzie zachodnie okna wieżowców lśniły wpopołudniowym słońcu jak złote płyty.- To szaleństwo - wymamrotał - ale chyba ma jakiś sens.Tak jak sen, z którego siębudzisz.- Może moglibyśmy pomóc ci znalezć ten sens - zachęcała Susannah.- Być może.A przynajmniej możecie pomóc mi wyjaśnić sprawę pociągu.Zmęczyłymnie samodzielne próby rozwiązania zagadki Blaine a.- Westchnął.- Wiecie, przez coprzeszedł Roland, żyjąc w dwóch światach jednocześnie, więc mogę to pominąć.I tak niejestem pewien, czy potrafiłbym opowiedzieć, jak się wtedy czułem, i nie chcę o tym mówić.To było okropne.Chyba lepiej zacznę od wypracowania egzaminacyjnego, ponieważ właśniewtedy przestałem sądzić, że to mi samo przejdzie.- Obrzucił ich ponurym spojrzeniem.- Towówczas się poddałem.* * *Jake mówił aż do zachodu słońca.Opowiedział im wszystko, co pamiętał, poczynając od Mojego pojmowania prawdy ,a kończąc na potwornym dozorcy Rezydencji, który dosłownie wyszedł ze ściany izaatakował go.Słuchali chłopca, nie przerywając mu.Kiedy skończył, Roland spojrzał naEddiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]