[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Potrafisz się z tym pogodzić?  dociekał, krzywiąc się, bo dał się słyszećzgrzyt skrzyni biegów, kiedy przesunęłam drążek. Tak! Mam cholerne blizny na całym ciele i jakoś z tym żyję! Rozchyliłam dłonią kołnierzyk bluzki.Kątem oka dostrzegłam, że wpatruje się w moją szyję. Nie przekonuje mnie to.Nadal ci się wydaje, że jesteś w stanie naszmienić.Ale to niemożliwe.Niemożliwe&  Ucichł, wyglądając przez okno. Wcale nie chcę cię zmieniać.Nie godzę się tylko z zabijaniem.Dlapożywienia.Jestem wegetarianką. Nieważne.Skręć w lewo  mruknął, a ja włączyłam się do ruchu naprzelotowej arterii.Rozmowa dobiegła końca, zapadła cisza.Wpatrywałam się wdrogę, słuchając cichego szumu silnika.Minęło sporo czasu, odkąd siedziałam zakierownicą samochodu mamy w zakorkowanym Chelsea.Nigdy nie prowadziłamtak mocnego i drogiego auta po autostradzie czy nadmorskich bulwarach.Poczułam dreszcze na myśl o tym, co by zrobił Kaspar, gdybym otarła jegobezcenne  maleństwo , gdybym je rozbiła.Byłam gryziona już wiele razy, alewciąż mnie to przerażało.Wstrzymałam oddech, przypominając sobie ból i ssanie.Wróciłam na ziemię, bo właśnie wjechaliśmy do jakiegoś miasta  pustego icichego o tak póznej porze.Jechałam główną szosą, a potem znalezliśmy sięprawie nad samym morzem, mijając molo na przybrzeżnej, zalewanej przypływemrówninie, a potem ujście Tamizy. Gdzie mam& Kieruj się na Isle of Grain, ale skręć na All Hallows, a potem do LowMarshes. Okay  mruknęłam, zdziwiona jego rzeczowością i zmianą tonu.Zerknęłam w jego stronę i zauważyłam, że wbił wzrok w drogę, zmarszczywszybrwi i zacisnąwszy usta.To zdziwiło mnie jeszcze bardziej.Odwrócił ku mnie głowę. Co? Spojrzałam przed siebie i zaczerwieniłam się.Było coraz ciemniej, wyjechaliśmy już jakiś czas temu z pomarańczowejpoświaty miasta, którą tak uwielbiałam.Niebo było przejrzyste, pełne gwiazdrozsypanych jak confetti na ciemnym prześcieradle.Tu i ówdzie wisiałapojedyncza chmurka.Na drodze nie było innych aut, a jezdnia zaczęła się zwężać.Zauważyłam drogowskaz do Low Marshes i skręciłam, oddalając się od morza kupofałdowanym wzgórzom Varnley.To niesamowite, ale tęskniłam za grubymi murami starego dworu, za swoimłóżkiem, za zapachem lekko stęchłego powietrza.Czułam się tam dziwniebezpiecznie  choć przecież ciągle groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo  izaczęłam się zastanawiać, czy nie doszłam już do etapu, w którym więzienie jawisię jako jedyna spokojna przystań.W Varnley nie musiałam podejmować decyzji.W Varnley życie toczyło się samo.Ale kiedy tam wrócę, kiedy ten dzień dobiegnie wreszcie końca, być możebędę musiała się zmierzyć z tym, że podjęto za mnie decyzję w sprawie megoczłowieczeństwa, że podjęła ją ta  najwyższa rada rządząca wszystkimiwymiarami.Choć to ja powinnam ją podjąć.Towarzyszyło mi także wspomnienie pocałunku Kaspara.Nagle oślepił mnie blask długich świateł we wstecznym lusterku.Kierowcaw aucie za nami nie był uprzejmy włączyć świateł mijania.Co więcej, zbliżał siędo nas.Przyspieszyłam poirytowana.Został z tyłu, widocznie zrozumiał, że nie dam się wyprzedzić.Kaspar oparłgłowę o okno, masując palcami skronie.Raptem wyprostował się na fotelu. Pogromcy  syknął.A potem eksplodował:  Zatrzymaj się.Wysiadaj! ryknął, a ja zupełnie się pogubiłam. Wysiadaj!  wrzasnął po raz drugi, kiedystanęłam.Zrobiłam, co mi kazał. Pogromcy?  Ja poprowadzę, wsiadaj!  Pogromcy?  Violet! Pogromcy  szepnęłam. Tutaj&   Pogromcy z mojego snu.Znów tuprzybyli.Kaspar rąbnął dłońmi w dach auta, a potem wyrzucił wysoko ręce. Tak, pogromcy! Przyjechali po ciebie! A teraz pakuj się do środka!Wydawało mi się, że patrzę na niego, ale widziałam przed sobą tylko ciemneniebo i toczące się po nim szare niebezpieczne chmury.Myślałam, że słyszę jegogłos, ale był to tylko wiatr, który szarpał gałęziami drzew.Myślałam, że to onmówi, ale to mówiłam ja  cichym, spłoszonym głosem, zupełnie niesłyszalnym wnagłym grzmocie pioruna. Przyjechali po mnie& Mogę wrócić do domu&Warknął cicho: Nie.  Mogę wrócić do domu.Do rodziny i przyjaciół.Rozpocząć studia& Nie. Zobaczyć się z mamą i tatą& Nie& Z Lily&Poczułam chłodny oddech na policzku, zwilgotniały mi dłonie, kiedy dotknąłczołem mojego czoła.Splótł palce z moimi, czułam na skórze powiew mokregopowietrza. Tego zabronić ci nie mogę. Spojrzał mi prosto w oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl