[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu wiesz, była wyszywana sobolami i diamentami.- Jasne, śmiejcie się ze mnie - warknął Azazel, siadając.- A Cezara jakoś nie przymknęli.- Wiesz.Cezara w przeciwieństwie do ciebie Lucyfer lubi- zauważyłam sucho.- Od razu widać, jakie to Piekło jest skorumpowane.Samo kumoterstwo - wykrzyknął.- Gdybym ja tu był Szatanem.Metalowe drzwi otworzyły się.Stanął w nich Lucyfer.- Ale nim nie jesteś - wycedził ze złością.Azazel wstał i stanął naprzeciwko niego.- %7łądam przedstawienia nam zarzutów.Nie wiem, co ja w ogóle tu robię!- Zarzuty zostaną wam przedstawione w piątek na rozprawie - rzekł Lucyfer.- Do tego czasu macie surowy zakazopuszczania Piekła.Zresztą i tak nie odzyskacie kluczy.- Co? - Aż wstałam.- Jak to? Nie możemy wrócić na Ziemię? Ja muszę!- Ostrzegałem cię, Wiktorio.Teraz jest już za pózno - powiedział Szatan i odszedł, zostawiając nas w otwartychdrzwiach.Azazel przeciągnął się.- No cóż.Wtakim razie trzeba się zabawić.Mamy kilka dni wolności.- Jasne.ciesz się - warknął Beleth.- To nie ciebie skażą za włamanie do komnat Lucyfera.- Wiem.- Twarz Azazela rozjaśnił uśmiech.-1 to jest w tym właśnie najpiękniejsze!Bez słowa wyszłam, zostawiając ich samych.Cela była tu, gdzie podejrzewałam - w ogromnych piwnicach Lucyfera.De-mon, który czekał na mnie przy drzwiach, poprowadził mnie przez labirynt białych korytarzy.Wyszłam bocznym wyjściemz rezydencji Szatana.Zbliżał się zachód słońca.Czerwona tarcza była już bardzo nisko.Siedzieliśmy w zamknięciu znacznie dłużej, niż są-dziłam - prawie cały dzień.Zapewne Lucyfer chciał nas tym zgnębić.170Już dawno zdjęłam szpilki, szłam na bosaka w poprzek placu, niosąc je w ręce.Suknia tarła o ziemię z cichym szelestem.Rozgrzana od słońca kostka brukowa miło grzała mi stopy, które zmarzły w wilgotnej i ciemnej celi.Przeszłam długim podjazdem i wyszłam przez uchyloną bramę.Miałam przed sobą szeroki bulwar, za którym byłozejście na plażę.Krzyk mew i błysk fal przyciągały mnie.Nie rozglądając się nawet na boki, przeszłam przez ulicę.Był środek dnia, więc ruch był spory.Może piekielni kierowcy ijezdzcy są przyzwyczajeni do spacerowiczów o nieobecnym wyrazie twarzy, bo nikt mnie nie przejechał.Zresztą i tak nie mogłam umrzeć po raz drugi.Beleth już zdołał wbić mi to do głowy.Usiadłam na niskim murku oddzielającym chodnik od plaży i zanurzyłam stopy w piasku.Ziarenka przesypywały mi sięmiędzy palcami.Westchnęłam.Uwięziona na cały tydzień w Piekle.Znowu nie pójdę na uczelnię.chociaż szczerze mó-wiąc, wcale mnie to nie martwiło.Opalający się ludzie powoli zbierali swoje rzeczy.Słońce już zaczęło zapadać się w morzu.Czy ktoś będzie mnie szukał?Na pewno Marek.Muszę spróbować do niego zadzwonić.Co prawda nie ma tutaj zasięgu, ale Beleth chyba coś wy-myśli.Hm.Zuza? Nie, ona nie będzie mnie szukać.Wczoraj wieczorem przecież wyjechała, o dziewiętnastej miała samolotdo Egiptu.Jej siostra znalazła jakąś superpromocję last minutę.Obie miały czasem takie szalone pomysły.Potrafiły spakować się i zdnia na dzień wyjechać na drugi koniec świata.Zuza załatwiła sobie lewe zwolnienie lekarskie na uczelni i pewnie jedzieteraz na wielbłądzie po pustyni.Kilka dni temu pomagałam się jej pakować.Zuza wyłożyła całą zawartość szafy na łóżko i usiłowała się zdecydować, cozabrać.- Wrzucisz to do walizki? - poprosiła mnie, podając mi trzy bluzki.- Gdziekolwiek.I tak się pogniecie.W ogóle to chcęwziąć wszystko, co w przewodniku opisali jako niezbędne- wskazała na sfatygowaną książeczkę, na której stał kubek z kawą.Posłusznie podeszłam do olbrzymiej walizki na kółkach.Leżała otwarta przy drzwiach.Jak na razie Zuza spakowała doniej dwie butelki wody mineralnej, jedną półlitrową butelkę wódki gorzkiej żołądkowej i paczkę podpasek.Zaśmiałam się głośno.- A więc niezbędnik kobiety w Egipcie według najnowszych przewodników to: woda, wóda i podpaski?- Woda, bo trzeba dużo pić.Wóda, bo trzeba się odkażać.Tam jedzenie jest brudne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]