[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mały modlitewnik z poplamioną okładką napawał mnie dziwnąmelancholią.Nosiłam go przy sobie i często przystawałam w jakimśuroczym zakątku nie po to, by podziwiać krzew dzikiej róży lubtrzepot ptasich skrzydeł, lecz po to, by nań spojrzeć.Zastanawiałamsię, do kogo ongiś należał i skąd się wzięły plamy.Ciekawiło mnieteż, jak naprawdę wygląda w środku dziwny dom, w którym prze-chowywano tę książeczkę.Smętna zaduma przyprawiła mnie osenne koszmary; kilkakrotnie budziłam się w nocy przerażona, niewiedząc, co się stało.Zdawało mi się, że słyszę krzyki i szczęk broni.A potem pewnej nocy obudziłam się a może tylko śniłam, że siębudzę i ujrzałam mężczyznę, właściwie jeszcze prawie chłopca(był młodszy ode mnie; miał może siedemnaście lub osiemnaścielat), który stał przy łóżku i patrzył na mnie.Miał na sobie staro-modny kaftan i studencką togę, a jego gęste kędzierzawe ciemnewłosy wymykały się spod płaskiego beretu.Najbardziej przestraszy-ły mnie jego oczy, takie były przepastne i smutne.Patrząc w niepomyślałam o śmierci.Usiadłam tak gwałtownie, że przebudziłamIzabelę, która wymruczała sennie: Przestań się bez przerwy wier-cić, Sybillo, znów ściągnęłaś ze mnie kołdrę.Ale postać lub zja-wa już znikła.42Nazajutrz rano na niebie zaczęły się piętrzyć chmury, a potemrozpętała się burza, która nie pozwoliła mi wyjść na spacer, przez cobyłam jeszcze bardziej nerwowa i spięta.W końcu jednak się roz-pogodziło i wtedy ujrzałyśmy, jak zza zakrętu pokrytej kałużami drogiwyłania się samotny jezdziec.Był to nasz rządca, Wincenty.Matka wstała tego dnia z pościeli, żeby dopilnować skórowania ipatroszenia zajęcy na wieczorny posiłek.Na sukni miała wielkifartuch, zbryzgany tu i ówdzie krwią. A gdzie mój mąż? spytała niespokojnie.Ubłocony od stóp do głów po długiej jezdzie rządca rozwiesiłopończę przy ogniu.Zapach mokrej wełny zmieszał się z kuchennymioparami.W ciszy, która zapadła, brzęk pokrywek podskakujących nawrzących garnkach brzmiał jak głos całej baterii werbli.W końcuWincenty odetchnął głęboko i rzekł: Pan został pojmany przez sędziego i wtrącony do lochu. Za co, na miły Bóg? Jako winny hugenockiej herezji. Herezji? wtrąciłam się. To śmieszne! Skąd im to przyszłodo głowy? Ten rękawicznik, który wynajmuje dom, Dumoulin, jest hu-genotem, to pewne.Przez to podejrzenie padło i na jaśnie pana.Mówi-łem mu, ostrzegałem go, ale sami wiecie, pani, jaki jest uparty, gdychodzi o pieniądze. Ale to na pewno. Sąsiedzi widzieli ludzi, którzy przychodzili tam co tydzień o tejsamej porze i wychodzili pózną nocą.Ktoś, nikt nie wie kto, złożyłdonos na tego oślizłego węża, jakim okazał się Dumoulin, i pewnejnocy straże zaczaiły się i nakryły wszystkich.Z pewnością było to jednoz ich diabelskich zgromadzeń, jakie ci heretycy nazywają nabożeń-stwem.Urządzili tam orgię i czcili Szatana, a Dumoulin im przewo-dził! Podobno tańcowali nago wokół kielicha z ludzką krwią, czyniącsobie urągowisko z Wieczerzy Pańskiej.Każda szafa była pełna here-tyckich pism z Genewy i słyszałem też, że znaleziono kufer wypcha-ny po brzegi szkieletami niemowląt, które składali w ofierze.Opo-wiadali mi o tym wszystkim Pod Głową Maura , gdzie czekałem napana, ale pan jak to pan, o niczym nie chciał słyszeć, a kiedy po-szedł po czynsz, pojmali i jego.Ja miałem szczęście: udało mi sięczmychnąć, kiedy zobaczyłem ludzi sędziego. Orgie i ofiary z dzieci w domu mego ojca! Co za hańba! Matka raptownie opadła na stołek i znów zaczęła kaszleć.43 Ale dlaczego go uwięzili? wtrąciłam. Nasz ród jest znany.Wszyscy wiedzą, że jesteśmy dobrymi katolikami.Ojciec zostałoszukany. Ten stary diabeł, Dumoulin, zeznał na torturach, że pan deLa Roque wiedział o ich herezji, kiedy wynajmował im dom, więcsędzia myśli, że jest jednym z nich. Mogłeś przecież iść do nich i powiedzieć im prawdę. Poszedłbym i sto razy, wielmożna pani, gdybym mógł cokol-wiek wskórać.Ale kiedy opowiedziałem o wszystkim chłopcom PodGłową Maura , ci wyjaśnili mi, że nawet gdyby pan był heretykiem, ja itak nie byłbym tego świadom, bo wyznawcy Lutra z diabelską po-mocą ukrywają się też pośród możnych i nawet własna żona nic otakim nie wie.Trzeba dopiero wydrzeć z niego prawdę.Rękawicznikai innych po niedzieli mają spalić na stosie.Całe miasto się tam wy-biera.Spojrzenie Wincentego uciekało na boki, co zrodziło we mniepewne podejrzenia.Oczywiście człowiek cieszący się takim zaufaniem,taką pozycją w domu swego pana, powinien bohatersko pozostać przynim i bronić go przed oszczerstwami zdradzieckiego kupca! Jednakżepewne cechy charakteru Wincentego zwłaszcza nadmierną troskęo własną skórę i zawartość własnej kiesy muszę, niestety, przypisaćokolicznościom jego przyjścia na świat.Jest on mianowicie bastardemspłodzonym przez ojca z chłopką, a nie prawdziwym członkiemrodziny.Ojciec świata nie widział poza matką Wincentego, dopókiżyła, i ta słabość kazała mu pokładać w jej synu większe zaufanie, niż jaosobiście uznałabym za stosowne. A jeśli Herkules wiedział, że ten człowiek to heretyk? szep-nęła matka. Jeżeli wiedział? Boże, w takim razie jesteśmy zrujno-wani.Wszystko, co jeszcze posiadamy, przepadnie.Będziemy żebraćo kawałek chleba.Dzięki Bogu, że mój ojciec nie dożył tego dnia! Ach,moje dzieci, moje biedne dzieci! Mamo, wszyscy w mieście nas znają.Kiedy ojciec wyjaśni, że coroku jezdzi na mszę i aniby mu w głowie nie postało kumanie się zheretykami, na pewno go uwolnią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]