[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopcy, pomyślała.- Dobranoc, Gabrielu - rzuciła.Ty dupku.Otworzył szeroko oczy.- Nie chcesz zostać? Mam duże łóżko.Kaitlyn nawet nie odpowiedziała.Wyszła z wysoko uniesioną głową, mrucząc pod nosemsłowa, które wprawiłyby jej ojca w osłupienie.Ale i tak miała sporo szczęścia.Przez chwilę poczuła, że za bardzo się do niego zbliżyła, a tooznaczałoby same kłopoty.Wyobrazcie sobie tylko, oziębła Kaitlyn zakochana nie w jednym,ale w dwóch chłopakach naraz.Ale on się już o to zatroszczył.Odepchnął ją i była pewna, żenigdy więcej nie pozwoli jej się do siebie zbliżyć.Dzięki Bogu, nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo.Owszem, Gabriel był interesujący idziałał na nią w szczególny sposób, i na pewno był przystojny, ale.Cóż, dziewczyna, którabędzie miała pecha i się w nim zakocha, będzie musiała wypruć sobie wnętrznościbambusowym nożem do otwierania listów.Nie zamierzała mówić nikomu o tym, co jej powiedział.Zdradziłaby jego zaufanie.Ale możektóregoś dnia pogada o nim z Robem.Może Rob zmieni o nim zdanie, gdy dowie się, żeGabriel potrafi czuć żal.O dziwo, jak tylko wróciła do łóżka, od razu zasnęła.Następnego dnia Joyce zabrała ich do szkoły w San Carlos.Byli już zapisani na zajęcia i Kaitz radością odkryła, że na socjologię i literaturę brytyjską będzie chodziła z Anną i Robem.Wszystko wokół ją zachwycało.Nie marzyła nawet o tym, że w szkole może być tak fajnie.Szkolny budynek był zupełnie inny niż ten w Ohio.Kampus był większy, bardziej rozłożystyi otwarty.Zamiast jednego dużego budynku było kilka mniejszych, połączonych ścieżkami,co w przypadku opadów śniegu.Ale tu przecież nie padał śnieg.Nigdy.Pomieszczenia były nowoczesne.Wszędzie królował plastik.A sale wydawały się mniejsze ibardziej przytulne.Nie było cegieł, odpadającej farby ani rzężących pieców.Uczniowie sprawiali wrażenie miłych.Niewątpliwe złotowłosy Rob miał z tym cośwspólnego, pomyślała Kaitlyn.Najwyrazniej cieszył się szacunkiem i szybko stał sięobiektem westchnień, a jadał lunch z nią, Anną i Lewisem.Kait widziała jak dziewczynyrzucają w ich stronę ukradkowe, zaciekawione spojrzenia.Anna też cieszyła się szacunkiem, ponieważ była piękna, opanowana i wydawało się, że niezależy jej na tym, czy ktoś do niej podejdzie, czy nie.Zanim lunch się skończył, dosiadło siędo nich kilka dziewczyn, które zaproponowały, że oprowadzą ich po szkole.Potem zostały,by chwilę pogadać, a jedna z nich wspomniała nawet o sobotniej imprezie.Kait była bardzo szczęśliwa.Martwiła się tylko tym, w jaki sposób wyjaśnią fakt, że razem mieszkają.Nie chciałaopowiadać tym dziewczynom o zjawiskach nadprzyrodzonych i Instytucie.Nie chciała sięniczym wyróżniać.Chciała po prostu pasować.Na szczęście Lewis się tym zajął.Robiąc dziewczynom zdjęcia, uśmiechnął się szeroko ipowiedział, że pewien miły staruszek dał im dużo pieniędzy, by mogli tu chodzić do szkoły.Oczywiście nikt mu nie uwierzył, ale wokół nich powstała aura tajemniczości, co jeszczebardzie podnosiło ich status.Po zajęciach Kaitlyn wyszła z pracowni malarskiej z błogim wyrazem twarzy.Nauczycielkanazwała jej kolekcję rysunków imponującą", a jej styl określiła jako płynny i urzekający".Do pełni szczęścia brakowało jej tylko Roba.Gabriel, rzecz jasna, z nikim nie nawiązał znajomości, a lunch zjadł sam.Kaitlyn widziała goparę razy w ciągu tego dnia, ale zawsze trzymał się z dala od innych, a usta wykrzywiał mugrymas.Mógłby osiągnąć bardzo wysoką pozycję, pomyślała Kait, bo był przystojny,chimeryczny i niebezpieczny, ale najwyrazniej tego nie chciał.Po szkole odebrała ich Marisol, która zjawiła się w srebrno-niebieskiej furgonetce.Zabraławszystkich z wyjątkiem Gabriela, który nie pojawił się w miejscu zbiórki.Kaitlyn przypo-mniała sobie o jego warunkowym zwolnieniu i miała nadzieję, że był w drodze do Instytutu.- A teraz zrobimy kilka testów - powiedziała Joyce, gdy dotarli do domu.Kaitlyn nie miała nic przeciwko.Po pierwszym dniu w szkole była w doskonałym nastroju, apopołudnie spędzone w laboratorium oznaczało towarzystwo Roba.Wciąż nie opracowałaplanu, jak go sobą zainteresować, ale cały czas nad tym rozmyślała.Może jednak nadarzy sięjakaś okazja.Ale pierwsze, co zrobiła Joyce, to odesłała Roba na górę, oświadczając, że wezwie go, jakwszyscy pozostali zajmą się już swoimi zadaniami.- REG* jest już gotowy, Lewisie - dodała.Posadziła chłopaka przy tym samym stanowisku co poprzednio.Tym razem Kait zebrała sięna odwagę i stanęła za nimi.- Co to jest? - zapytała, spoglądając na stojące przed Lewisem urządzenie.Wyglądało jakkomputer, a na monitorze widoczna była siatka z ruchomą zieloną linią przebiegającą przezsam środek ekranu.Wyglądało to jak szpitalny monitor rejestrujący rytm serca pacjenta.- To generator liczb losowych - odparła Joyce.- Komputer, który ma tylko jedno zadanie:pokazuje losowo wybrane liczby.Właśnie w tej chwili generuje liczby, niektóre dodatnie,niektóre ujemne, zupełnie przypadkowo.To właśnie pokazuje ta zielona kreska.ZadanieLewisa polega na tym, by kreska uniosła się wyżej, a urządzenie wygenerowało więcej liczbdodatnich niż ujemnych.- Potrafisz to zrobić? ~ zapytała Kait, patrząc na Lewisa ze zdumieniem.- Swoim umysłem?- Jasne, na tym właśnie polega psychokineza.Przewaga umysłu nad materią.To jest o wielełatwiejsze niż wywoływanie określonych liczb w grze w kości, chociaż to też potrafię robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]