[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostawianiekolejnej wiadomości nie miało sensu.Przed południem był w Pałacu Mostowskich.Gdy wszedł na pierwsze piętro,usłyszał krzyk dobywający się z męskich gardeł oraz gromkie oklaski.Rozentuzjazmowani policjanci wypadali na korytarz i obściskiwali się.- Wygraliśmy! Rany boskie, wygraliśmy! Słyszysz? - Chlaściak potrząsałramionami Baryki.- Co jest? - kwaśno zapytał Heinz.- Trafiłem na Dzień Uśmiechniętego Policjanta?- Lepiej! - wrzasnął Chlaściak.- Przyznali nam organizację Euro 2012.Rozumiesz?Chlaściak popatrzył na Barykę nieprzytomnym wzrokiem.Wyglądało jakby jeszczenie wytrzezwiał po nocnym pijaństwie.- Młody, zorganizuj flaszkę, rozpijemy.Jest przecież co świętować.Przyłączyszsię, Heinz?- Nie.Ale pewnie będę miał dziś okazję, żeby się pomodlić.Zresztą - dodał, łapiączdumione spojrzenie Chlaściaka, który nie wiedział przecież o czekającej Heinza wizyciew seminarium - nieważne.Bardziej wyczuł niż usłyszał, że ktoś za nim stoi.- Szczęśliwy dzień, prawda Heinz? - Wydało mu się, żew głosie inspektora Osucha słyszy zle skrywaną złośliwość.- Pozwól ze mną na chwilę.Usiedli w pokoiku wielkości windy towarowej w starym bloku.Zza drzwi cały czasdobiegały ożywione głosy i dało się wyczuć wzmożony ruch na korytarzu.Jedynymzródłem światła była lampka na stoliku umocowanym przy narożnych ścianach.- Nazywamy to miejsce Jaskinią Klaustrofoba.- Osuchwykonał ruch ręką jak przewodnik oprowadzający turystów.- U mnie w gabinecie jest remont, a w pokoju zebrań narada, co zrobić, żebypoprawić wizerunek policji.- Ja bym po prostu złapał tego skurwysyna, który zabiłtych dwóch chłopaków.Wtedy o wizerunek nie mamy sięco martwić.Twarz Osucha nie zdradzała żadnych emocji.Mogło się zdawać, że obaj wsłuchująsię w ożywione głosy za drzwiami, jakby stamtąd dochodziły najpiękniejsze dzwiękirodem z filharmonii.Chlaściak nie jest jedyny.Widocznie inni też kołują flaszkę - pomyślał Heinz.- Szczęśliwy dzień mamy - inspektor w końcu przemówił.- Wezwał mnie pan specjalnie do tej waszej Jaskini Klaustrofoba, by podzielić sięswoim szczęściem? - Heinz czuł, że wzbiera w nim irytacja.- Wybaczy pan, ale.- Szczęśliwy dzień, Heinz, bo wreszcie mamy ślad.Mocny trop w naszej sprawie.Tym razem Heinz uważał, by nie zdradził go żaden odruch.- Namierzyliśmy - ciągnął Osuch - grupę neofaszystów, którzy na swojej stronieinternetowej grożą, że wytępią czarnych, %7łydów i - uwaga! - inspektor podniósł palec -gejów.Potraktowaliśmy rzecz poważnie i połączyliśmy te grozby z informacją, że podjednym z klubów dla homoseksualistów trzy tygodnie temu pobito, wyobraz sobie,księdza.- Sam złożył zawiadomienie o pobiciu? - z powątpiewaniem zapytał Heinz.- Sam nie mógł.Pobili go tak, że szczękę miał drutowaną.Pewnie sam byzawiadomienia nie złożył.W końcu to ksiądz.Ale są tacy, którzy dbają, by wokół klububyło bezpiecznie, rozumiesz? Aby nie odstraszyć bogatych klientów.Tak czy inaczej -Osuch popatrzył na Heinza - wiele wskazuje na to, że księżulka pobili wielbiciele rasypanów i podobnych bzdur.Tak więc - inspektor klepnąłdłonią w obudowę lampy - ślad jest mocny.I w dodatku - tu popatrzył z triumfem -bez profilerskich sztuczek.Zwiatło lampy falowało, na przemian powiększając i zmniejszając cień wokół głowyinspektora.- A teraz - Osuch uniósł palec wskazujący - gwózdz programu.Czekał na reakcję.Bez powodzenia.- Ten pobity ksiądz trzy lata temu prowadził zajęcia w pewnym seminariumduchownym.Zgadnij w którym?Sztruksowa marynarka nagle zaczęła uwierać Heinza.- Gratuluję, inspektorze - powiedział.- To rzeczywiściejest coś.Jak się ten ksiądz nazywa?- Kowalski.Heinz rozłożył ręce.- Nikt, kto występuje w policyjnych papierach, nie może się tak nazywać.- Poza Kowalskim.- Heinzowi zdawało się, że usłyszał szyderczy ton.- Myślę, że tych neofaszystów przyciśniemy i będą śpiewać cienko - mówił dalejinspektor.- Ale mam też dobrą wiadomość dla ciebie.Masz ten służbowy samochód,który chciałeś.Jeden z moich chłopaków - popatrzył uważnie na Heinza - dośćnieszczęśliwie rozkwasił sobie nos i teraz nie będzie potrzebował bryki.Pózniej, gdy stał na korytarzu, odtwarzał w myślach rozmowę z Osuchem.Usłyszałbrzęk kluczyków i odwrócił się.Stał przed nim Freddie Kruger.Z opatrunkiemprzysłaniającym prawie całą twarz wyglądał jak Michael Jackson po kolejnej operacji.- Wyglądasz jak Michael Jackson po kolejnej operacji.Rany, człowieku, co ci się stało?Freddie podał kluczyki.- Tylko dbaj o higienę - Heinz usłyszał seplenienie stłumione gazą.- Nie pobrudzsiedzenia, myj się codzienniei zmieniaj ubranie, bo jak zobaczę, że jest brudno, będziesz musiał czyścić.W milczeniu patrzyli sobie w oczy.- Trochę radości, stary.Wyluzuj.Mamy dziś Dzień Uśmiechniętego Policjanta -powiedział Heinz.- Uśmiechnij się.Jeśli możesz - szepnął, wpatrując się we Freddie'egooczami zimnymi jak dwie bryłki lodu.16Ostry zapach detergentów, pasty do podłogi i czegoś mdławego, o delikatnejmigdałowej woni, przemieszanego ze stearyną.Zawsze było tak samo.Wtedy, gdy Heinz krótko mieszkał w internacie przy liceumkatolickim, ten zapach wgryzł się w jego ubranie.Pewnie czuł podobny już wcześniej,kiedy był ministrantem.Niektóre zapachy są stałe jak refren bluesa.Nie zmieniają się mimo upływu lat.Biały opel dojechał do Placu Wilsona i skręcił w ulicę Krasińskiego.Seminariumpowinno być gdzieś tu po prawej stronie.Mniej więcej na wysokości kościoła, w którymksiądz Popiełuszko odprawiał w stanie wojennym msze za ojczyznę.Pamiętał, że wjednej z bocznych uliczek znajdował się kiedyś klub, w którym w latachosiemdziesiątych był na kilku koncertach rockowych.Zapamiętał, że raz słyszał tamzespół ze Szwajcarii grający industrialnego rocka.Szwajcarzy nie mieli umiaru.Widocznie tam, skąd pochodzili, nikt nie chciał już ich słuchać.Dwie i pół godzinymęczarni w towarzystwie dziewczyny, która obiecywała więcej, niż dała.Tyle o tym.Budynek seminarium odnalazł bez trudu.Niezgrabna szara bryła, gdzieniegdzie tylkopoprzetykana małymi okienkami z witrażami w stylu Wyspiańskiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]