[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiał przez chwilę pogapić się na wodę i cośzielonego, co nie będzie fikusem na biurowymparapecie.Przez chwilę zastanawiał się nad wyjaz-dem nad morze, ale po namyśle zadzwonił do ro-dziców.Miał niemal całkowitą pewność, \e cią-gnące się po horyzont lasy i roztoczańskie pagórki,których widok w młodości doprowadzał go dorozpaczy (dziś nawet nie pamiętał dlaczego), po-mogą mu uporządkować chaos w głowie.167O ile prze\yje jutrzejsze kolegium z nowym za-stępcą.Prze\ył.Z samego rana dostał zgodę prezesa natygodniową nieobecność i spędził kolegium na pla-nowaniu i rozdzielaniu pracy, tak by Weronikaprzez ten czas nie miała ruchu.Mo\e dzięki temunie wszyscy siedzieli w osłupieniu.Przynajmniejnie przez cały czas.Z wyjątkiem Joli z promocji,która na widok Weroniki wlała zawartość czajnikado cukierniczki.Michał przedstawił Weronikę redakcji prawietak, jakby był to jej pierwszy występ w tym gronie.Nie miał pojęcia, jak się to wszystko skończy, dla-tego zignorował wszystkie znaczące półuśmiechy ipytające spojrzenia.Nieoczekiwanie pomocnyokazał się sekretarz redakcji, który po raz pierwszyw \yciu mógł bez przeszkód wy\alić się na redak-torów, korektorów, tłumaczy i recenzentów, bonikomu jakoś nie śpieszyło się z przerywaniemjego stałego monologu.Wszyscy jak jeden mą\omijali sprawę reklamy biorezonansu jak zgniłejajo, o którym ka\dy doskonale wie, \e jest, alewszyscy udają, \e nie śmierdzi.Agnieszka nie pod-nosiła wzroku, tylko nerwowo stawiała krzy\yki napustej kartce, która po chwili zamieniła się wcmentarzyk.Michał wolał nie dociekać głębszychznaczeń i wlepiał spojrzenie w krzy\yki, ilekroćmusiał się odezwać.A\ szkoda, \e nie było Wini-cjusza Zięby.Miał ju\ niejakie doświadczenie wrozśmieszaniu towarzystwa, a tak.Nawet stypybywają weselsze.Rozdział 11Comiesięczne pozdrowienia z banku z informacją ostanie konta uświadomiły Mariannie dobitnie, \e narazie z całą pewnością nie poleci do Pary\a.Para-doksalnie, ta właśnie wiadomość spowodowała, \eczęściowo uwolniła się od napięcia i idiotycznegow tej sytuacji imperatywu natychmiastowego dzia-łania.Nie dojrzała jeszcze do tego, by zadzwonić ispokojnie porozmawiać z córką, ale przestała sięmiotać.I dobrze, bo dzień pózniej zadzwonił Piotrz prośbą, by odnalazła słownik frazeologicznyGallimarda, którego Irena pilnie potrzebowała.- Mo\e po prostu wyślę go pocztą - zapropo-nowała.- Ale po co? Ten jej znajomy wylatuje jutro doPary\a - powiedział Piotr tak, jakby mówił owschodzie słońca albo czymś jeszcze bardziej po-wszednim i zwyczajnym.- Podrzucę mu na lotni-sko i wieczorem będzie to ju\ miała.169- To ty go znasz? - zapytała Marianna mo\liwieobojętnie.- Igora? Pewnie.Irenka ci nie mówiła, \e by-łem u niej dwa razy?- Mówiła, ale.- No to za drugim razem wpadł na weekend.Całkiem w porządku.- A nie wydaje ci się odrobinę za stary dla takmłodej dziewczyny? - nie wytrzymała Marianna iw tym momencie przypomniała sobie, \e dziew-czyna jej byłego mę\a jest tylko pięć lat starsza odIrenki.Na szczęście Piotr na ogół nie miał zwyczajusłyszeć więcej, ni\ słyszał, dlatego odparł po pro-stu:- Ktoś musiał być pierwszy.- Słucham? - wyjąkała Marianna, jakby dopieroteraz dotarto do niej, \e naprawdę rozmawiają o\yciu erotycznym własnej córki.- Nie byłby on, byłby kto inny - wyjaśnił Piotr.- Wolałabyś, \eby się zakochała w jakimś francu-skim gówniarzu, który nie ma pojęcia, co to jestReduta Ordona?Tu ju\ musiała się roześmiać.Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział jej, \e bę-dzie się podśmiewać podczas rozmowy z eksmę-\em o niewiele odeń młodszym chłopaku Irenki,pewnie po prostu postukałaby się w czoło.Aleśmiała się, bo oboje pamiętali, jak wiele lat temupodczas burzliwej dyskusji w jakimś zaprzyjaznio-nym gronie oświadczyła, \e nie rozumie kobietochoczo wychodzących za cudzoziemców, bo nigdynie byłaby w stanie związać się z kimś, kto nie wie,co to jest Reduta Ordona i świerzop.Piotr miał rację- byłaby równie zaniepokojona, gdyby Irena zako-chała się w cudzoziemcu.Byłaby zaniepokojona wka\dym wypadku z tego prostego powodu, \e dzia-170ło się to z dala od niej, w miejscach i okoliczno-ściach, których nie umiała sobie nawet wyobrazić.Czy dlatego trzymali to przed nią w tajemnicy?Piotr mówił coś jeszcze, a Marianna poczuła, \euśmiech uwiera ją w twarz.Ju\ wiedziała, dlacze-go nikt jej nic nie powiedział.Gorzej, wiedziała, \eswoim histerycznym telefonem do Pary\a tylkopotwierdziła ich przewidywania co do tego, jakzareaguje.Była beznadziejna!- Nie rozumiem tylko - odezwała się w końcu -dlaczego Irenka nic mi nie powiedziała o tym Igo-rze.- Nie wiem.- Piotr był wyraznie zaskoczony.-Wtedy kiedy ich nakryłem, prosiła, \eby nic niemówić, bo nie była jeszcze pewna, czy warto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]