[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewięć komputerów.Skradziona poczta.Gdybym miał dodyspozycji jeszcze godzinę, znalazłbym akty urodzenia dzieci, które umar-ły dawno temu.Byłem gotów postawić na to wszystkie pieniądze, jakieposiadałem.143Jeszcze raz przyjrzałem się korespondencji.Co za głupota.Zabezpie-czać komputery hasłem i zapomnieć włączyć w domu alarm? Jak to moż-liwe, że ktoś, kto wybrał doskonałe miejsce do tego rodzaju działalności -dom na końcu ślepej uliczki na niewykończonym osiedlu - zostawił stertęskradzionych listów w pudełku?Rozejrzałem się po kuchni, ale nie znalazłem nic oprócz pustych szafekoraz lodówki wypełnionej styropianowymi pojemnikami na gotowe jedze-nie, piwem i dwunastopakiem coca-coli.Zamykając szafkę, przypomnia-łem sobie, co jedna z koleżanek szkolnych Amandy mówiła o mikrofalów-ce.Otworzyłem drzwiczki i zajrzałem do środka.Mikrofalówka.Białeściany, żółta lampka, obrotowy talerz do podgrzewania.Już miałem za-mknąć urządzenie, kiedy poczułem nieprzyjemny zapach i jeszcze razprzyjrzałem się ściankom.Były białe, owszem, ale pokryte dodatkowąwarstwą bieli.Kiedy przechyliłem głowę i spojrzałem pod innym kątem,dostrzegłem tę samą błonę na żółtej żarówce.Znalazłem nóż do masła igdy lekko poskrobałem jedną ze ścian, posypał się z niej proszek, biały ilekki jak talk.Zamknąłem mikrofalówkę, odłożyłem nóż do szuflady i wróciłem dosalonu.To tam usłyszałem, jak obraca się gałka we frontowych drzwiach.Nie widziałem jej z bliska od jedenastu lat.I to mi odpowiadało.Ale te-raz była, zrobiła cztery kroki w głąb salonu, zanim nasze spojrzenia sięspotkały.Przybrała na wadze, szczególnie w biodrach i na twarzy, po obustronach szyi.Skórę miała bardziej plamistą.Chabrowo- niebieskie oczy,będące zawsze jej największym atutem, pozostały takie same.Patrzyła namnie spod wystrzępionej rudej grzywki.Na czubku głowy miała szare od-rosty.Zaskoczona najpierw otworzyła usta, a potem ściągnęła je, układającw pierwszą literę mojego imienia.Raczej nie mogłem twierdzić, że przyszedłem naprawić zsyp.Uśmiech-nąłem się więc, w swoim przekonaniu żałośnie, wyciągnąłem przed siebieręce i wzruszyłem ramionami.- Patrick?- Jak się miewasz, Helene?Rozdział 15Kenny wszedł tuż za nią.Przez jakieś pół sekundy sprawiał wrażenieogłupiałego, a potem sięgnął za plecy.Zrobiłem to samo.- Ho - powiedział.- Hey - powiedziałem.Młoda dziewczyna wyszła zza niego; otworzyła usta, ale nie wydała zsiebie żadnego dzwięku.Zacisnęła ręce przy bokach, jakby poraził ją prąd.Kiedy odsunęła się, schodząc z linii strzału, dobrze jej się przyjrzałem.Sophie Corliss.Zrzuciła wagę, tyle, ile domagał się od niej ojciec, a potemjeszcze schudła.Była wymizerowana i spocona; otrząsnąwszy się z szoku,uniosła ręce za głowę i chwyciła się za włosy.Wyciągnąłem przed siebie wolną rękę.- Nie musi do tego dojść - stwierdziłem.- Do czego? - spytał Kenny.- Do tego, że obaj wyciągniemy broń.- To co proponujesz, co innego możemy zrobić?- Mógłbym zdjąć rękę z broni.- Wtedy ja mógłbym cię zastrzelić.- Mógłbyś.- A jeśli ja zdejmę? - Zmarszczył czoło.- Rezultat będzie ten sam, tylkoofiara inna.- A gdybyśmy to zrobili równocześnie? - podsunąłem.- Nie damy się oszukać.Pokiwałem głową, a on wyjął pistolet i wycelował we mnie.- Sprytnie.- Pokaż rękę - zażądał.Wyjąłem rękę zza pleców i uniosłem komórkę.- Aadna - ocenił Kenny - ale w mojej jest chyba więcej naboi.- Na pewno, ale czy z twojej broni można do kogoś zadzwonić?145Zrobił najpierw krok w moją stronę potem drugi. DOM.POACZE-NIE 39 SEKUND przeczytał na wyświetlaczu.- O.- wyrwało mu się.- Tak.- Cholera - powiedziała cicho Helene.- Odłożysz broń albo moja żona zadzwoni na policję i powie, gdzie je-steśmy.- Może.- Puk, puk - przerwałem.- Nie ma wątpliwości, że kradniecie dane oso-bowe i popełniacie oszustwa na tysiące dolarów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]