[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę, panienko - powiedział, najwyrazniej zawstydzony.Wstałam.- Do widzenia, Sanosh - powiedziałam.Skinął głową i odszedł,zatrzymując się, by jeszcze mi pomachać.Uniosłam rękę.Powoli wróciłam do domu i omijając rozbite szkło, podeszłam do Biblii.Większość tomów była zniszczona: strony podarte, a okładki oderwane.Zamknęłam oczy, gdy stanął mi przed nimi rozwścieczony pułkownikbijący Glory i demolujący dom.Podniosłam oprawioną w miękką skórę Biblię, a potem mniejszą zpięknymi złoconymi stronami.Z boku leżała jeszcze jedna i serce zabiłomi mocniej, gdy uświadomiłam sobie, że nie stanowi części kolekcji.Była to Biblia, z której ojciec codziennie czytał i którą zawsze trzymałprzy sobie.Nigdy o niej nie myślałam, nawet za życia ojca; stanowiławidok tak znajomy jak szczotka do włosów i wgnieciony dzbanek doherbaty na zaśniedziałej tacy i nic a nic mnie nie interesowała.Zdmuchnęłam kurz i przesunęłam dłonią po okładce.Biblia nie miałażadnej wartości, była zwykła, używana, z prostą czarną okładką.Otworzyłam ją na pierwszej stronie.Zobaczyłam nazwisko ojca, SamuelEmmett Fincastle, wypisane jego delikatnym, prostym pismem.Przezniemal przezroczystą kartkę dostrzegłam dalsze napisy.Przewróciłamstronę.Ożeniony z: Eve Marion Allen, 26 stycznia 1848 roku.Poniżej ojcieczapisał daty narodzin i śmierci w rodzinie.Przeczytałam je zroztargnieniem:Elijah Jarvis, ur.9 września 1849; zm.13 listopada 1851.Alice Ann Margaret, ur.4 marca 1856; zm.16 kwietnia 1856.Elizabeth Rebecca, ur.21 lipca 1859; zm.5 września 1859.GabrielCharles, ur.11 pazdziernika 1862; zm.27 lutego 1863.Raz jeszcze przeczytałam listę, przesuwając palcem wskazującym pokażdej linijce.Czytałam cicho, ledwo poruszając ustami.Narodziny Kaia oczywiście nie były odnotowane.Ale moje też nie.Wróciłam palcem do Alice Ann, mojej młodszej siostry.Urodziła sięczwartego marca 1856 roku.Moje urodziny przypadały siedemnastegosierpnia 1856 roku.Usłyszałam swój oddech jakby z oddali.- Pree.Zamknęłam Biblię z trzaskiem, nagle zawstydzona, jakby przyłapanomnie na oglądaniu nieprzyzwoitych obrazków ze skąpo ubranymikobietami jak te na talii kart, którą raz -niczego nie podejrzewając -wzięłam do ręki po jednym z przyjęć Glory.- Pree - jęknęła znów Glory.Nie odpowiedziałam.Przytuliłam Biblię do piersi, raz jeszczerozpamiętując dwa niepokojące fakty.Moja siostra nie mogła się urodzić w marcu, sześć miesięcy przede mną.Idlaczego ja nie zostałam wymieniona wśród prawowitych dzieci mojegoojca?ROZDZIAA TRZYDZIESTYJakiś czas pózniej - kilka minut, godzinę, nie wiem -z sypialni dobiegłszelest.A potem cichy jęk.I jeszcze jeden.I znów szelest.- Pree - szepnęła znów Glory.Siedziałam bez ruchu, ściskając Biblię.- Pree - zawołała cicho Glory.- Pomóż mi.- Jestem tutaj - powiedziałam w końcu.Nadal przyciskając do piersi Biblię, wyszłam na podwórze.Jedną rękąwyciągnęłam wodę, nalałam ją do mosiężnego lotah stojącego naocembrowaniu studni i zaniosłam Glory.Okiennice były zamknięte i wsypialni panował mrok.W cieple poranka śmierdziało jeszcze bardziejpotem i krwią.Uniosłam kilka listewek żaluzji i do środka wpadłypromienie słońca.Nalałam wodę do miedzianego kubka i zaniosłam ją dołóżka.Glory próbowała usiąść, ale nie dała rady.Z jękiem opadła napoduszkę i tylko podniosła głowę.W ostrym świetle jej twarz wyglądała jeszcze gorzej, niż początkowomyślałam.Krzepnąca, lepka krew pokrywała tę stronę jej twarzy, którąoparła o podłogę.Auk brwiowy nad zamkniętym okiem był rozcięty, ajedna kość policzkowa opuchnięta i fioletowa.Wargi pokryła zakrzepłakrew, nabrzmiała górna warga wyglądała jak dziób.Prawe ucho byłospuchnięte i zaognione, a dziurka w koniuszku, z której zwykle zwisałkolczyk, rozerwana.- Proszę - powiedziałam, podając kubek.Powoli, jakby w półśnie, wyciągnęła lewą rękę; zauważyłam, że prawynadgarstek jest spuchnięty i czarny.Leżąca na kołdrze ręka wydawała siębezwładna.Trzymając niezgrabnie kubek, nieco uniosła głowę, ostrożnieprzykładając kubek do rozciętej dolnej wargi.Skrzywiła się.Mogłam jejpomóc, ale nie zrobiłam tego.Krople wody potoczyły się po jej brodzie ispadły na szyję, a potem w dół na piersi.Może udało się jej wypić kilkałyków.- Zabierz to - poprosiła, zmęczona tym niewielkim wysiłkiem.Wyjęłamkubek z jej drżącej ręki.Miała gorące palce.Z jękiem położyła głowę napoplamionej teraz poduszce i zamknęła oko.- Glory - rzekłam cicho, wpatrując się w jej twarz niemal nie dorozpoznania.Powtórzyłam jej imię, tym razem głośniej, a ona lekkoporuszyła głową.- Nie krzycz - szepnęła w końcu.- Pomóż mi.Jestem ranna.Bardzo -dodała niepotrzebnie.- I to twoja wina.Pułkownik chciał ciebie.Obwiniał mnie, że cię tu nie ma.Jak mogłaś mi to zrobić?- Muszę cię o coś zapytać - powiedziałam.- O to.Spójrz.Jedno oko, które mogła nadal otwierać, zamrugało i spojrzała na mnie, nicnie rozumiejąc.- Na co? - Jej głos był cichszy nawet od szeptu.- Na to.Choć spuściła wzrok, by zobaczyć, co trzymam, jej zamglone okopatrzyło tępo.- To Biblia mojego ojca - powiedziałam, jakby była małym dzieckiem inie potrafiła rozpoznać książki.Zamknęła oko.- Ale muszę cię zapytać oto, co jest w niej zapisane.A co nie.Glory! - ponagliłam ją, a przez jejtwarz przebiegło drżenie.- Musisz mi coś powiedzieć.- Nie teraz.Muszę się przespać.Ty zostań tutaj i pomóż mi -wymamrotała.Kiedy się odwróciłam, by wyjść, wydała z siebie cichy dzwięk ispojrzałam na nią.- Jeśli pułkownik wróci, zrobisz, co każe - szepnęła.-Albo spotka cię takisam los.Przed oczami stanęły mi nagle potężne pięści Anglika, kark niczym uwołu, gruby, umięśniony.Poczerwieniała twarz, kiedy uderzył mnie wchacie.- Zrobię - skłamałam - ale tylko jeśli mi obiecasz, że pózniej ze mnąporozmawiasz.I powiesz mi prawdę.- Prawdę - powtarzała tylko moje słowa.- Jeśli nie obiecasz, odejdę i zostawię cię samą.Samą bez jedzenia i wody.A pułkownik wróci.Co wtedy zrobisz, a mnie tu nie będzie? Co on ciwtedy zrobi?Powieka uniosła się, a w oku błysnęło zrozumienie.- O jaką prawdę pytasz? - Kiedy mówiła, strup na dolnej wardze pękł iznów zaczęła sączyć się krew.Glory wysunęła koniuszek języka, by jązatrzeć.Z jej gardła wydarł się głęboki jęk.Rozejrzałam się po pokoju i podniosłam halkę ciśniętą w kąt.Oderwałamkawałek materiału i zanurzyłam go w kubku z wodą.Przyłożyłam go dodolnej wargi Glory, by wchłonął krew.Początkowo nie poruszyła się, leczpotem zacisnęła górną wargę na szmatce, próbując ją ssać.Wyrwałam szmatkę.- Mam cię zostawić? - zapytałam, bezskutecznie próbując odnalezć wsobie odrobinę współczucia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]