[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Staram się - powiedział z nowojorskim akcentem.Benitourodził się w Meksyku, ale jeszcze jako dziecko przekroczył zrodzicami granicę i niewiele pamiętał z meksykańskiego dzieciństwa.Pózniej wrócił do ojczyzny i żyło mu się całkiem niezle, ale akcentunie zdołał się pozbyć.- Klakson nie działa - uprzedził - a gdyby przednie światła niezaskoczyły za pierwszym razem, to walnijcie porządnie gałkę, apotem powoli wyciągajcie ją na zewnątrz.Trzeba delikatnie wyczućwłaściwą pozycję.- A silnik jest? Czy będziemy musieli użyć siły mięśni nóg? -spytała Milla, tylko częściowo żartując; zerknąwszy do środka,stwierdziła, że zupełnie przerdzewiała podłoga ma już spore prześwity- Nieee, motor to dzieło sztuki! Mruczy jak zadowolony kot, apary ma w sobie więcej, niż byście się spodziewali.Może się przydać.Benito nigdy nie pytał, dokąd jadą i po co, ale wiedział, czymzajmują się Poszukiwacze.Milla otworzyła drzwi kierowcy i wśliznęła się do środka;zręcznie unikając dziur w podłodze, przemieściła się na fotel pasażera.Brian podał jej torbę, w której mieli dwa noktowizory, ciemnozielonykoc zabrany z chevroleta i dwie butelki wody Potem sam zasiadł zakierownicą.33an43usoladnacsPółciężarówka była tak stara, że nie miała pasówbezpieczeństwa.W razie kontroli policyjnej czekał ich mandat.Alesilnik - zgodnie z obietnicą Benita - zaskoczył od razu.Brian krążyłpo zatłoczonych uliczkach Juarez, aż dojechali pod drzwi z napisemfarmacja - apteka.Milla zaczekała w samochodzie, Brian wysiadł, abyspotkać się w aptece z ich kontaktem - niejaką Chelą.Gustownieubrana dystyngowana czterdziestolatka wręczyła mu zwyczajną torbęz marketu Sanborn.Brian podał kobiecie pieniądze tak sprytnie, żezapewne nikt tego nie dostrzegł.Po chwili siedział już w samochodziei ruszyli w drogę do Guadalupe.Zrobiło się ciemno i musieli powalczyć chwilę z gałkąwłączającą przednie reflektory Nocna jazda po meksykańskichdrogach nie wchodziła w rachubę.Sporym zagrożeniem były napadyrabunkowe na głównych i bocznych trasach.Poza tym nagrzany asfaltprzyciągał w nocy pasącą się w pobliżu trzodę.A zderzenie z koniemczy krową nie należało do przyjemności dla żadnej ze stron.Były teżliczne dziury, pęknięcia i inne przeszkody ciężkie do dostrzeżenianocą.%7łeby było jeszcze ciekawiej, Meksykanie czasem celowojezdzili bez świateł, podobno aby dzięki temu łatwiej dostrzegaćnadjeżdżające z przeciwka pojazdy, szczególnie na wzniesieniach izakrętach.Teoretycznie miało to pewien sens, ale najweselej robiło sięw przypadku, gdy oba zbliżające się do siebie z przeciwka auta miaływygaszone reflektory.Jednak.Brian kochał jazdę po Meksyku.Był młody, miałdopiero dwadzieścia pięć lat i wciąż podniecała go możliwość34an43usoladnacssprawdzenia uwagi i refleksu na trudnej drodze.Pozostawałniewzruszony niczym głaz i nigdy nie panikował, więc Milla z ulgąoddawała mu przywilej prowadzenia.Jej pozostawało tylkodesperackie robienie dobrej miny do złej gry i cicha modlitwa.Dojechali do Guadalupe tuż przed dziesiątą, niebezpiecznieblisko wyznaczonej pory spotkania.Była to mała wieś licząca okołoczterystu mieszkańców.Przy głównej ulicy, biegnącej przez całądługość miejscowości, ulokowały się liczne sklepy, oczywiście byłateż tradycyjna knajpa i trochę innych budynków.Gdzieniegdzie wciążstały słupki do wiązania koni.Droga zmieniła się w żwirówkę zprześwitującymi plamami starego asfaltu.Przejechali główną ulicą, upewniając się, że istotnie we wsi jesttylko jeden kościół.Za nim znajdował się cmentarz z licznymikrzyżami i grobowcami.Nie dało się dostrzec, czy między kościołema cmentarzem biegnie jakaś alejka, ale Milla założyła, że jest tam dośćmiejsca dla samochodu.- Nie ma gdzie zaparkować - mruknął Brian, kierując jej uwagę zpowrotem na ulicę.Miał rację: miejsca było w bród, ale stając tutaj, zabardzo rzucaliby się w oczy.- Wracajmy pod knajpę - odparła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]