[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Timothy? Wszystko w porządku? Jak najbardziej.Zazdroszczę wam tylko trochę tej zapiekanki z kurczakiem, którą jak sły-szę Marge będzie piekła w ten weekend. Wiesz, że jesteś zaproszony.To otwarte zaproszenie, aktualne od dwunastu lat. Od trzynastu, przyjacielu.I bardzo ci dziękuję.Ale innym razem.Chłopiec wyraznie cofa sięw swojej angielszczyznie.Przez jakiś czas starałem się go pilnować, ale ostatnio trochę mu pofolgo-wałem.Marge odeśle go do domu z akcentem stypendysty imienia Cecila Rhodesa. Przypuszczam, że nie ma żadnych wiadomości od jego matki? Nie, zupełna cisza.A Russell powoli wraca do zdrowia po krótkotrwałym załamaniu spowo-dowanym upadkiem na śniegu. Co zamierzasz z tym wszystkim zrobić? Nie wiem.Nie udaje mi się obmyślić planu, który odpowiadałby każdemu z osobna, a co do-piero wszystkim razem.Jeśli Russell wróci do domu, Dooley będzie musiał odejść razem z nim. Będzie musiał. Hoppy twierdzi, że Russell będzie potrzebował kogoś, kto będzie go monitorował.Gdyby niebyło w pobliżu Betty, Russell leżałby w śniegu, aż zaczęłyby nad nim krążyć myszołowy. Czy nie mógłbyś zapłacić komuś, kto wziąłby na siebie monitorowanie Russella? Kto chciałby mieszkać w tej nie ogrzewanej chałupce na środku złomowiska? Masz rację. Jest jeszcze jeden problem.Gdy wyprowadzi się Russell, na jego miejsce przyjdzie pannaPattie.To byłby koniec dla Betty Craig.Błagała mnie, żebym bronił ją przed panną Pattie. A co z ogrodami? Czy jest ktoś, kto mógłby się tym zająć?RL Nie znam absolutnie nikogo.Na szczęście Russell tak wspaniale doglądał ich przez tewszystkie lata, że ich utrzymanie nie będzie aż tak trudne.Ktoś jednak będzie musiał to robić. Usły-szał własne westchnienie. Domyślam się, że ktoś płaci za jego pobyt u Betty. Tak, około czterystu miesięcznie plus składka na ubezpieczenie.Uważał, że te czterysta do-larów pokrywało znacznie więcej niż opieka medyczna nad Russellem Jacksem.W rzeczywistości,była to niewielka cena do zapłacenia za zdrowie psychiczne Betty Craig, jego własny spokój i naresz-cie, a może przede wszystkim, wolność chłopca do skupienia się na nauce. Zważywszy na okoliczności zauważył starszy kościelny, który zazwyczaj w lot pojmowałsedno sprawy wydaje mi się, że to wspaniały interes.Ta myśl przyszła mu do głowy, gdy wstąpił do domu, żeby zmienić marynarkę przed uroczysto-ścią wciągnięcia flagi na maszt.Dobra zabawa to, co zawsze planował kiedyś mieć albo nieudolnie usiłował mieć, albo pró-bował niezręcznie wymyślić, jak mieć właśnie jej poświęci nadchodzący weekend.Spróbuje sięwyluzować i dobrze się bawić zrobi coś wyjątkowego, coś oryginalnego.W myślach przeanalizował listę możliwości.Zadzwoni oczywiście do Cynthii, i to w chwili,gdy przyjdzie mu na to ochota, bez względu na to, czy połączenie będzie akurat tańsze czy droższe.Pójdzie odwiedzić Bezdomnego, który o ile się orientował nie odtajał jeszcze po burzy śnieżnej.Poza tym.Spojrzał niewidzącymi oczami w lustro nad komodą, poprawiając krawat. Zadzwonić do Cynthii i odwiedzić Bezdomnego" na swojej liście nie potrafił dopisać żad-nych innych punktów.Czy na pewno nie było niczego innego, co mógłby zrobić, niczego ciekawszego,czym mógłby się zająć tak jak inni ludzie? Czyż inni nie wyczekiwali z radością weekendu, nie cieszy-li się na wyjście do restauracji albo na obejrzenie meczu piłki nożnej? Cóż, przecież poza barem Grillnie było żadnej innej restauracji, do której można byłoby wyjść, nie licząc oczywiście budki z hot do-gami Macka Stroupe'a, niedaleko stacji ESSO.Był pewien, że to tylko jego wyobraznia, ale hot dogiMacka zawsze smakowały jak olej silnikowy.Jeśli natomiast chodziło o oglądanie meczu piłki nożnej, nigdy, ani razu, nie udało mu sięoglądnąć go do końca.Jego myśli uciekały, zasypiał albo wstawał i wychodził z pokoju, zapominającwrócić, i zjawiał się dopiero, gdy mecz się skończył.Prawdę powiedziawszy, nie miał zielonego pojęcia o tym, jak dobrze się bawić.Cynthia, z dru-giej strony, nie dość, że najwyrazniej je miała, to jeszcze doskonale wiedziała, jak się do tego zabrać.Zciśle rzecz ujmując, nie robili zbyt wielu rzeczy, które można byłoby określić mianem dobrej zabawy,a mimo to zawsze dobrze się bawili.Z Cynthią działo się to jakby mimochodem.RLNałożył marynarkę, uśmiechając się.Piątek po południu i cała sobota.Tyle czasu zarezerwujesobie na dobrą zabawę.Zobaczy, czy uda mu się dopiąć celu.Zadzwoni dzisiaj wieczorem do Cynthii ipoprosi ją o jakieś propozycje.Dooley nie zdradził się ani słowem, nic nie dał po sobie poznać.I chociaż spotkał się nie takdawno z panną Pearson przed cukiernią, ona też nic nie powiedziała, że Dooley Barlowe będzie śpie-wał solo, z asystą całego chóru mieszanego szkoły w Mitford.Pózniej zdał sobie sprawę, że trudno się dziwić, że chłopiec był tak drażliwy.Jeśli nie chodziłjak w transie, to przeklinał pod nosem Barnabę. Słyszałem ostrzegł pastor przy śniadaniu, w dniu wciągnięcia flagi na maszt. A ja słyszałem tylko, jak ten stary pies pierdnął. Dooley. Mówiłem tylko. Dooley.Chłopiec spojrzał na niego zuchwale. Co zamierza ojciec w takim razie zrobić? To samo, co ostatnio.Mycie czyjejś twarzy mydłem nie było środkiem zaradczym, który by mu się podobał, ale oka-zywał się skuteczny w jego przypadku, gdy był dzieckiem.Był pewien, że istnieją nowsze, dużo spryt-niejsze metody, które opisano w książkach z głęboką analizą psychologiczną.Jeśli chodziło o niego, tonie prosił się o te obowiązki i nie miał ochoty się dowiadywać, jakie są jeśli w ogóle istnieją najmodniejsze metody wymierzania kary za używanie brzydkich słów.Postanowił jednak pójść na jedno nowoczesne ustępstwo.Pozwolił Dooleyowi samodzielnie umyć twarz, podczas gdy on stał w drzwiach do łazienki,przypominając sobie karę, którą wymierzała mu jego mama za brzydkie słownictwo. Można wytrzymać stwierdził Dooley, wycierając sobie twarz i spoglądając mu prosto woczy. To mydło jest dużo lepsze niż to stare, w kuchni.Dobry chłopiec, chciał powiedzieć, ale się powstrzymał.Dopiero to, co wydobyło się z ust chłopca, gdy wciągano flagę, sprawiło, że musiał łapać od-dech z niepohamowaną radością.To Dooley to robił? Jego własny Dooley? Dlaczego nie pomyślał otym, żeby zaprosić Puny i pannę Sadie, Percy'ego i Velmę, Hala i Marge, i Rebeccę Jane, Emmę wszystkich znajomych? No tak, oczywiście, nic nie wiedział o tym, że Dooley zaśpiewa solo.Ze wzruszenia aż ściskało go w gardle.Widział, że panna Pearson potrzebuje kogoś, kto chwyci ją za stopy i przytrzyma na ziemi, bo wprzeciwnym razie uniesie się i pofrunie nad szkołą jak wniebowzięta.Spotkali się na chodniku, po programie, gdy razem z Dooleyem szedł do domu.RL Wielkie nieba, panno Pearson! Nic więcej nie potrafił powiedzieć. Ojcze! zawołała, sama też nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.W jej oczach widział łzy, gdy kilka razy potrząsał jej dłonią, nie będąc w stanie z jakiegośpowodu wypuścić jej z własnej ręki.Minęła ich Jenny z tornistrem na plecach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]