[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze pamiętała sarong gospodynii złotobrązowy wzór na purpurowym tle.Rozdział szóstyZostawiła płaczącą Vickie Kittrie na kanapie Nathana Isenber-ga, ciekawa czy jej przyjaciele , którzy jeszcze sienie zjawili,w ogóle istnieją.Słysząc, że Palma kończy rozmowę, gospodyniwróciła i odprowadziła ją do wyjścia, gdzie zamieniły kilka słów.Helena twierdziła, że niczego niezwykłego nie widziała, a przezostatnie dni nikt nie wchodził do domu Dorothy Samenov aniz niego nie wychodził.Helena wyglądała na czterdzieści parę lat,miała ciemne, miłe oczy i figurę kobiety dwa razy młodszej.Zapew-niła, że zajmie się tym, by Kittrie bezpiecznie dotarła do domu.Pal-mę dziwiło nieco tych dwoje dobrych samarytan i ich gotowość dopomocy.Zauważyła, że Helena nie ma obrączki.Kiedy w końcu wyszła z powrotem w upał i jaskrawe słońce,dochodziło południe.W głębi ulicy osłoniętej gałęziami drzew ni-czym dachem znikała właśnie furgonetka z kostnicy.Nie było też jużsamochodu Cushinga i Leelanda, a także jednego z radiowozów.Przeszła przez ulicę i kiwnęła głową VanMeterowi, stojącemuz kolegą w cieniu magnolii.Pozostaną tam, dopóki nie zapadniedecyzja, że można zostawić scenę morderstwa bez nadzoru.Palmaweszła do domu Dorothy Samenov przez wciąż otwarte frontowedrzwi.Ktoś musiał przekręcić termostat, nie było już bowiem lodo-wato.Poszła do sypialni, gdzie Birley stał w wielkiej szafogarderobiei robił notatki. Jak poszło? spytał nie unosząc wzroku znad notesu. Była dość mocno wstrząśnięta.Gdzie LeBrun? Jego samo-chód jeszcze stoi. Poszedł do jednej z łazienek w głębi domu zbadać sitka od-pływowe. Znalazł coś na podłogach? Chyba tak. Birley popatrzył na nią i uśmiechnął sięz rozbawieniem. Byłaś dość dziarska. Chcesz powiedzieć bezczelna. To też. Przepraszam, ale nie chciałam, żeby Cushing nam to zabrał.Mnie ta sprawa nie przeszkadza.Dobrze się spisałaś.Masz.Wyciągnął rękę i podał jej brązowy notes adresowy.Kiedy to robił,do jego ramienia przylgnęła zwiewna brzoskwiniowa koszula nocna. Pomyślałem sobie, że może zechcesz obejrzeć to pierwsza.W notesie było nazwisko Dennisa Ackleya, z adresem i dwomanumerami telefonów.Najwyrazniej Samenov nie używała notesu dozapisywania telefonów służbowych, ponieważ poza sklepemz alkoholem, pralnią, sklepem z butami, apteką, fryzjerem i kilkomadalszymi firmami usługowymi, pozostałe wpisy dotyczyły osóbprywatnych.W większości przypadków obok numerów telefonówbyły wyłącznie imiona, brakowało też adresów. Kittrie powiedziała mi o byłym mężu odezwała się po przej-rzeniu notesu Palma. Nie rozstali się przyjaznie.Jego nazwisko jestw notesie, razem z adresem.Poślę do niego patrol, żeby sprawdzili,czy jest w domu. Jasne mruknął z wnętrza garderoby Birley.Z telefonu przy łóżku Palma zadzwoniła do dyspozytora, po-prosiła o wysłanie do Ackleya patrolu, potem wykręciła dolny numerz notesu, zakładając, że to on jest do pracy.Nikt nie odebrał.Za-dzwoniła pod górny numer, ale i tu nie podniesiono słuchawki.Za-dzwoniła do informacji, ale nie posiadano w spisie żadnego DennisaAckleya i oczywiście nie chciano udzielić informacji na temat nume-rów zastrzeżonych.Palma schowała notes do torebki. Kittrie twierdzi, że nie ma najmniejszego pojęcia, co tu sięmogło wydarzyć powiedziała rozglądając się po raz kolejny.Wszędzie było widać plamy tlenku żelaza, wydawały się wszech-obecne.LeBrun zdjął już prześcieradło z łóżka, włożył je do papie-rowej torby, którą postawił w szeregu innych stojących przydrzwiach.Każda z różnej wielkości paczek była zamkniętai opatrzona etykietą. Kiedy zapytałam, czy coś wie o prywatnymżyciu Samenov, omal nie wybuchnęła.Birley uniósł wzrok znad notesu. Czyżby? Była szczególnie wzburzona pytaniem? O życie sek-sualne koleżanki?Palma potaknęła. To ciekawe.Rzuć okiem do dolnej szuflady w komodzie.Palma obeszła łóżko, czując przygnębienie na widok gołegomateraca pokrytego żółtawymi plamami.%7ładne miejsce na świecie,niezależnie od tego jak drogie albo ekskluzywne, niezależnie od tegojak czyści lub ważni są zamieszkujący je ludzie, nie jest wolne odplam.Choć nie zawsze w dosłownym znaczeniu tego słowa.Buteleczki z perfumami i innymi kosmetykami na blacie komo-dy były nieporządnie poprzestawiane i też poplamione tlenkiemżelaza.LeBrun jak zwykle pracował bardzo dokładnie.Palma zajrza-ła najpierw do górnej szuflady i stwierdziła, że Julie pobrał próbkiszminek, tuszu do powiek, wszystkiego, co mogło znajdować się natwarzy Samenov.Potem nachyliła się niżej i otworzyła dolną szufla-dę.Na wierzchu leżały bawełniane bluzy.Podniosła je.Zestaw był imponujący, niektóre rzeczy wyglądały na własnejroboty, inne bez najmniejszej wątpliwości pochodziły ze sklepów:miękkie skórzane obejmy na ręce z kluczykami, rzemienie, pejcz,klipsy i zatrzaski na sutki, pudełko białych świec, maść tygrysia,druciane szczotki i metalowe grzebienie do czesania psów, sztucznyczłonek do mocowania na biodrach, wibrator na baterie, lewatywa,gumowe majtki, jednorazowa maszynka do golenia, zestaw kółek dowpinania w sutki z różnymi ciężarkami, żel nawilżający, rękawiczkichirurgiczne.Szuflada była wypełniona akcesoriami o wyraznymprzeznaczeniu.Palma znała każdy przedmiot z pracyw obyczajówce, teraz jednak wydały jej się równocześnie dziwnie naukowe , kliniczne, nielegalne oraz złe niczym instrumentyginekologa z obozu śmierci.Przyklęknąwszy na jednym kolanie, wpatrywała sięw zawartość szuflady
[ Pobierz całość w formacie PDF ]