[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.KiedyCrispin wrócił z pustymi rękoma i śladami palców Hugona na szyi,jan+ponausoladnacsJasper poskromił gniew.Crispin bał się, że było to tylko chwiloweułaskawienie.Ktoś musiał zapłacić za to, co zaszło dziś rano mię-dzy Lattimeremi Jasperem.Louise również wiedziała, wjakimmąż jest nastroju.Przez całyposiłek drżała ze strachu, że służąca coś upuści, że danie nie bę-dzie wystarczająco gorące albo zawartość kieliszka nie dość szybkouzupełniana.Kara za wszelkie domowe zaniedbania, nawet najbar-dziej błahe, spadała zawsze na jej głowę.Najpierwpadnie lodowataprośba, by natychmiast naprawiła niedociągnięcie.Wnocy zaś zo-stanie wymierzona kara.Upokorzy ją w czasie stosunku cielesne-go, drwiąc z niej cichym głosem, a kiedy znudzi się jej płaczem,pójdzie do swojego łóżka.Służący wiedzieli, że sytuacja jest grozna, kręcili się więc napalcach po ponurej jadalni, w której zalegało milczenie, wbijaliwzrok wpodłogę, a gdy usługiwali swojemu panu, stawali jak naj-dalej od niego.Nagle Jasper podniósł wzrok.- Co się z tobą dzieje, moja droga żono? Jesteś taka blada jakuduszony karp.Louise aż podskoczyła i próbowała znalezć słowa.- Och, nic.zupełnie nic, Jasperze.Nic się nie dzieje.zu-pełnie.zupełnie.- Rozumiem, o co chodzi - przerwał Jasper ze zjadliwymsarka-zmem.- Nie trzeba wkółko powtarzać, moja droga.Chyba potrafiszjakoś ożywić rozmowę przy stole.Podzielić się domowymi sprawa-mi, na przykład.albo nowinami od przyjaciółki.a tak, zapomnia-łem, że nie masz żadnych przyjaciółek, prawda, moja droga?Do oczu żony napłynęły łzy.Mrugała rozpaczliwie, aby je po-wstrzymać, wiedziała bowiem, że jakakolwiek oznaka słabości tyl-ko go rozjuszy.Crispin poruszył się w krześle, matka wzbudzała w nim poli-towanie.Uważał, że jej nerwowe drżenie i jąkanie tylko podsycaniezadowolenie ojczyma.jan+ponausoladnacs- Nie widujesz się nawet z żoną wikarego - mówił dalej Ja-sper, a jego płytkie oczy ślizgały się po bladej twarzy żony.- Wy-daje mi się dziwne, że żona wikarego nie wpada z wizytą do żonynajwiększego właściciela ziemskiego.Czy obraziłaś czymś naszychsąsiadów, moja droga?Louise kurczowo zacisnęła dłonie.To Jasper ich obraził i do-brze o tym wiedział.Bezbożne uczynki w krypcie, choć nieznanewszczegółach, były przedmiotemwielu plotek.I wszyscy wokoli-cy uważali, że Jasper jest złymczłowiekiemi lepiej go nie drażnić.Nikt z własnej woli i z pełną świadomością nie postawiłby nogi najego ziemi.- Oczekuję odpowiedzi - powiedział jedwabistym głosem,uśmiechając się półgębkiem do kukły na drugim końcu długie-go stołu.Podniósł kieliszek i pociągnął nieduży łyk, a jego oczypałały.Louise odetchnęła głęboko.Usta jej dygotały, więc przycisnęłado nich chusteczkę.- Nie sądzę, Jasperze - odparła drżącymgłosem.- Nie sądzisz? Ciekawe, czymto wytłumaczyć.To dość zagad-kowe.Louise odsunęła krzesło.- Jeśli pozwolisz, to oddalę się i zostawię cię z twoim por-to.-Wybiegła z pokoju z żałosnym brakiem godności, widocznymnawet dla służby.- Postawkarafki na stole i wynoś się! - powiedział Jasper groz-nie do lokaja, który posłusznie wypełnił polecenie i wyszedł z po-koju, zachowując więcej zimnej krwi niż jego pani.Crispin ukrywał lęk, choć spodziewał się, że siekiera spadnieteraz na jego głowę.Wiedział, że jedyna nadzieja w tym, by nieokazać strachu.Gdy ojczympopchnął wjego stronę karafkę po śli-skiej powierzchni stołu, Crispin jakby nigdy nic nalał sobie kieli-szek porto.- Co zamierzasz? - zapytał niemal nonszalancko.Oparł sięwygodnie, założył nogę na nogę i pociągnął łyk z kieliszka.Miałjan+ponausoladnacsnadzieję, że jeśli otwarcie przywoła temat, uniknie gniewu ojczy-ma.Jasper wybuchnął chrapliwym śmiechem.To nie był przyjem-ny dzwięk.- Może ty masz jakiś plan, drogi chłopcze, bo z moim sobieprzecież nie poradziłeś.- To nie była całkiem moja wina.- Crispin wiedział, że musisię bronić.- Chloe uciekła, zanimsię zorientowałem, co się dzieje.Gdyby nie ten tłumludzi, nie straciłbymjej z oczu.Gdyby nie je-chała na Maid Marion, może bymją dogonił.- Azatemto moja wina, czy tak? -Jasper wpatrywał się posęp-nie w rubinową zawartość kieliszka.- Gdybymtambył, na pewnoby nie uciekła.Nawet na Maid Marion.- Ale cię nie było.- Pozwalał sobie na zbyt wiele, ale jeśli co-kolwiek mogło pomóc, to tylko odwaga.- Nie.- Jasper oparł się wygodnie.- A to z tej prostej przy-czyny, że Chloe dobrowolnie nigdzie by ze mną nie pojechała.Bógjeden wie, dlaczego mnie aż tak nie lubi.Zawsze obchodziłem sięz nią delikatnie.- Ona się ciebie nie boi.- Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]