[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Im mniej osób w sypialni, tym więcej miejsca na spacerowanie,przemierzała więc pokój całymi godzinami.A przynajmniej tak jej się wydawało.Chciała wezwać akuszerkę ze wsi, ale Alain odmówił.Posłał po balwierza, który nic nierobił, tylko rozkładał swoje ostre przybory na stole.Gwen usiłowała nie zwracać na niegouwagi.Jedna ze służących przyniosła taboret do rodzenia i Gwen kusiło, aby poprosić ją, żebyzostała do towarzystwa, ale balwierz wyprosił ją z pokoju.Gwen mogłaby pójść z protestemdo męża, ale wyglądało na to, że zdążył już sporo wypić, uradowany informacją o rychłymprzyjściu na świat syna.Wieść niosła, że otwarto już beczkę piwa.Balwierz wciąż ostrzył swoje narzędzia.Rhys stał w kącie sypialni z założonymi na piersi rękoma, patrząc na niego spode łba.Dobrze, że Alain był zbyt pijany, by się zastanawiać, gdzie on się podziewa.Rhys nie byłwprawdzie akuszerką, ale stanowił jakieś towarzystwo.Bóle się nasiliły.Balwierz zatarł ręce, jakby miał ochotę przystąpić do pracy.Rhysuraczył go jeszcze grozniejszym spojrzeniem, a po chwili zaczęli obrzucać się obelgami.Gwen poczuła, jak rozwiązuje się jej język i zaczęła pomstować na dwóch obecnych wpokoju mężczyzn.Jakoś wcale jej to nie ulżyło.***Słońce zaszło i zapalono świece.Rhys stał w pokoju, patrząc z satysfakcją nanieprzytomnego balwierza.Reszta wieczoru mogła więc upłynąć bez pogróżek, bluznierstw iwzywania imienia Rhysa nadaremno.Przynajmniej ze strony balwierza.Gwen wciąż sobie na nim używała, ale Rhys nie mógł jej winić.Raz tylko popełnił błąd,zapewniając ją, że jej ciało jest wprost stworzone do rodzenia dzieci, co tylko poskutkowałokolejną wiązanką przekleństw.Porównała poród do przeciskania wielkiego jaja przez jego.No cóż, skrzyżował tylko nogi nieswojo i nerwowo zastanawiał się, jak odwrócić jej uwagę.Może powinien dać jej do zrozumienia, że to pokuta za Ewę i jej jabłko.Zaskoczyło go, że rodząca kobieta może tak szybko się poruszać i tak wprawnie używaćpięści.Przynajmniej nie miała dość siły, by dosięgnąć jego nosa.Potarł go w roztargnieniu,czując ulgę, że pozostał w nienaruszonym stanie.Westchnął i przeciągnął balwierza w kąt pokoju, by nie przeszkadzał Gwen w spacerze.Potem oparł się o ścianę w obawie, że cokolwiek powie, będzie niewłaściwe.Gwen i tak nie zwracała na niego uwagi.Nie miał pojęcia, gdzie przebywała, ale zpewnością jej umysł znajdował się bardzo daleko.Przemierzała pokój, przystając raz na jakiśczas, by oprzeć się na czymś ciężkim, dopóki nie minął ból.Robiła dużo hałasu, a jej jęki zpoczątku go przeraziły.Popełnił błąd i przerwał jej spacer, za co musiał zapłacić i teraz piekłygo uszy.Starał się zejść jej z drogi i dopilnować, by nikt inny jej nie przeszkadzał.Skierowała kroki w jego stronę.Nie poruszył się, kiedy złapała go kurczowo za rękę ipołożyła mu głowę na piersi.Nie odważył się jej dotknąć. Gwen?Jedyną jej odpowiedzią było stęknięcie. Chcesz, żebym poszedł po jakiś napar do mistrza Sokratesa? Coś, co złagodzi ból?Stęknęła ponownie i odepchnęła go, wznawiając powolny, ostrożny spacer.Przynajmniej coś mógł zrobić.Ruszył ku drzwiom, pragnąc, by była przy niejprzynajmniej jej matka.Choć marzył, by być dla Gwen wsparciem w trudnych chwilach,zaczynał podejrzewać, że rodzenie to jednak kobieca sprawa.Szkoda, że nie ufał żadnej zkobiet w Ayre.Może delikatniejszy dotyk uspokoiłby Gwen.Otworzył drzwi i ujrzał Rollana, który podpierał ścianę na końcu korytarza.Na widokRhysa jego oczy się zwęziły. Co ty tu. Ratuję jej życie uciął Rhys.Rozejrzał się i dostrzegł mistrza Sokratesa wraz zwnuczką.Już wcześniej kazał Johnowi ich przyprowadzić, na wypadek gdyby Gwen ichpotrzebowała. Przydałby się jej jeden z twoich eliksirów. Nie dziwi mnie, że cię tu spotykam prychnął Rollan. Z pewnością znasz się na tym,tak jak znał się na tym twój ojciec.Syn uzdrowiciela szydził. Pozostaje dla mnie wielkątajemnicą, jak zdobyłeś swoje ostrogi.Co tylko dowodziło, jak niewiele Rollan wiedział o rodzinie Rhysa.Jego ojciec znał sięna leczeniu, to prawda, ale był zarazem rycerzem.Nie bardzo mu tylko posłużyło wyjawienietego faktu innym.Rhys wrócił do sypialni z mistrzem Sokratesem i dziewczynką, zatrzaskując za nimidrzwi.Ostatnią rzeczą, której potrzebowali, był jad Rollana.Rhys zwrócił się do mistrza. Potrafisz złagodzić jej ból? Tak, sir Rhysie.Przyniosłem wszystko, co potrzeba. A umiesz odebrać poród?Mistrz Sokrates spojrzał w dół i zaplótł palce. Moja żona i córka były akuszerkami.Ale ja nie. Lepiej ty niż ja orzekł ponuro Rhys.Złapał Gwen na środku komnaty.Nie byłakuszerką, ale dostrzegł, że jej twarz się zmieniła. Gwen. Mój czas nadszedł powiedziała, łapiąc dech.Na to wyglądało.Rhys uświadomił sobie, że teraz, gdy przyszedł ten moment, niepowinno go tu być.Z pewnością czułaby się lepiej w towarzystwie kobiet.Potrząsnął głową.Nie miał kogo przywołać.Będzie musiał wystarczyć.Stanął za taboretem i oparł jej ręce na ramionach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]