[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszałem się bezszelestnie i przezcały czas odwracałem wzrok, żeby mu nie patrzeć w plecy.W każdymz nas tkwi pradawny, niemal zwierzęcy instynkt, ostrzegający przedmyśliwym.Nauczyłem się tego na wojnie.Jednocześnie wiedziałem,jak uniknąć szczególnych wibracji, które uruchamiają alarm.Ten gośćmiał widocznie bardzo czułą antenę.Odwrócił się, spojrzał na mnie.i osłupiał.Benny powiedział mu,że jestem na stacji, a ja tymczasem zjawiłem się z zupełnie innej strony.Musiał przetworzyć tę różnicę w swoim centralnym komputerze.Dobrze widziałem jego uszy, napuchnięte jak kalafiory i zniekształ-cone od uderzeń.Japońscy kendoka ijudoka nie wierzą w żadne ochra-118niacze.Weterani obnoszą poszarpane uszy - efekt uderzeń głową w ju-do i bambusowym mieczem w kendo - niczym odznakę honorową.Gdzieś tam w zakątku świadomości zanotowałem sobie, że mam doczynienia z potencjalnie groznym przeciwnikiem.Wykorzystałem wszystkie sztuczki, aby przekonać go, że napraw-dę jestem zwykłym przechodniem, który próbuje go wyminąć.W tensposób chciałem zyskać choćby sekundę.Zrobiłem jeszcze dwa krokiw lewo.W tym momencie na pewno mnie rozpoznał.Zauważyłem topo jego minie.Zobaczyłem, że laska powoli się unosi.Wysunął lewąnogę w przód, by wzmocnić siłę ciosu.Rzuciłem mu piaskiem w twarz i uskoczyłem na bok.Szarpnął głową,ale nadal brał zamach.Po chwili laska rozmazaną smugą opadła w dół.Ude-rzenie było potężne, a jednak Boeikyoku zdołał je zatrzymać, kiedy nie tra-fił w cel.Tym samym płynnym ruchem przeciął powietrze w poprzek.Od-sunąłem się jeszcze dalej, schodząc z linii ataku.Mój przeciwnik ciągle siękrzywił i zaciskał powieki.Trafiłem go nadzwyczaj celnie.To, że trzymałręce z daleka od oczu, świadczyło o dobrym treningu.Ale nic nie widział.Z wahaniem dał krok naprzód, groznie unosząc laskę.Azy płynęłymu z oślepłych oczu.Domyślał się, że jestem przed nim, lecz nie mógłmnie zobaczyć.Chciałem zaczekać, aż przejdzie obok, i dopiero wtedy zaatako-wać.Za szybki był z tą swoją laską.Zatrzymał się i gwałtownie rozdymał nozdrza, jakby próbował po-chwycić mój zapach.Chryste Panie, dlaczego nie przetrze oczu? - po-myślałem.Przecież na pewno go straszliwie pieką.Z głośnym kiai rzucił się do przodu i sieknął laską w poprzek nawysokości pasa.Znów się pomylił - byłem dużo dalej.Potem, równienagle, cofnął się dwa kroki, uniósł lewą rękę i desperackim ruchem za-czął przecierać oczy.Na to czekałem.Zrobiłem głęboki wypad i prawą pięścią wymie-rzyłem mu miażdżący cios w obojczyk.Włożyłem w to wszystkie siły,ale Boeikyoku w ostatniej chwili się przesunął i uderzyłem go tylkow ramię.Natychmiast poprawiłem lewym łokciem, celując w podstawęczaszki, jednak trafiłem w ucho.Zanim zdążyłem zadać następny cios, przytrzymał mnie oburącz,dociskając laskę do moich pleców.Niedzwiedzi uścisk.Boeikyoku wy-giął się w tył tak że moje stopy znalazły się nad ziemią.Nie mogłemoddychać.Poczułem dotkliwy ból nerek.119W pierwszej chwili chciałem mu się wyrwać, ale wiedziałem,'żejest silniejszy.Złapałem go więc za szyję i oplotłem nogami.Miałemwrażenie, że jego laska za chwilę złamie mi kręgosłup.Mój nagły atak zupełnie go zaskoczył.Zachwiał się i stracił rów-nowagę.Dał krok w tył, lewą ręką puścił laskę i wziął zamach.Skrzy-żowałem nogi na jego plecach i energicznie szarpnąłem całym ciałem.Tym razem poleciał głową w przód, prosto na mnie.Runęliśmy na zie-mię.Byłem pod nim, więc przyjąłem na siebie siłę uderzenia.Ale zna-lazłem się na znajomym gruncie.Chwytem krzyżowym złapałem go za kołnierz kurtki i przeszedłemdo gyaku-jujime, duszenia, które każdy judoka poznaje już na pierw-szych lekcjach.Zareagował odruchowo - próbował zranić moje oczy.Przytrzymywałem go nogami i kręciłem głową na wszystkie strony,żeby uniknąć jego palców.W pewnym momencie chwycił mnie zaucho, ale zdołałem mu się wyrwać.Moje duszenie nie było w pełni udane.Zamiast tętnicy szyjnej ucis-kałem raczej tchawicę, więc długo walczył.W miarę upływu czasu wy-konywał coraz gwałtowniejsze ruchy.Niestety, nic mi nie mógł zrobić.Przytrzymałem go przez długą chwilę, nawet gdy przestał się poruszać.Popatrzyłem dokoła, czy nikt nie nadchodzi.Pusto.Wreszcie uznałem, że po takim czasie mój przeciwnik na pewno nieudaje trupa, rozluzniłem uścisk i wyszarpnąłem się spod niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]