[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ten twój William, król cholernego narkoty kowego podziemia,potraktował ich jak kociaki.Nawet się nie spocił, gdy jeden z nich sięgnął po spluwę.Po cholerną spluwę!- Spluwę? - pytam zduszonym głosem, a serce pod chodzi mi do gardła.Gregory rozgląda się ostrożnie dookoła, a potem skrę ca w boczny korytarz, żeby nieusłyszeli nas inni goście.- Dobrze słyszałaś.Kim są ci ludzie, Livy?Cofam się kilka kroków.- Nie wiem.- Nie czuję się winna z powodu tego kłamstwa.Za bardzo się martwię.- A ja wiem.- Wiesz? - Wytrzeszczam oczy z przerażeniem.Wil liam z pewnością o niczym mu niepowiedział.Proszę, niech Gregory o niczym nie wie!- Tak.- Przysuwa się i zerka na boki, żeby upewnić się, że jesteśmy sami.- To dilerzynarkotyków.Miller pracuje dla tych bandziorów i idę o zakład, że ma teraz niezleprzesrane.Jestem przerażona.Jestem zachwycona.Jestem oszo łomiona.Nie wiem, czy lepiejpozwolić Gregory emu wierzyć, że Miller ma kontakty z dilerami narkotyków, czyzdradzić mu prawdę.Gregory ma jednak rację w jednej kwestii.Miller rzeczywiściepracuje dla bandziorów.- Aha - szepczę, rozpaczliwie próbując powiedzieć coś więcej, ale nic mi nieprzychodzi do głowy.Na szczę ście Gregory odzywa się, zanim zauważy mojemilczenie.- OHvio, twój facet jest nie tylko psychotycznym, cierpiącym na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne eksbezdomnym i eksżigolakiem, ale także dilerem nar kotyków!Opieram się plecami o ścianę i spoglądam w jarze niówki.Nie mrugam, choć ostreświatło wypala mi siatkówki.Liczę na to, że rozprawi się także z moimi problemami.- Miller nie jest dilerem - oznajmiam ze spokojem.Tak łatwo byłoby teraz stracić panowanie nad sobą.- A ta cała Sophia, jeszcze jej nie rozgryzłem, ale na pewno niezłe z niej ziółko.No bo- wybucha śmie chem - porwanie?- Jest zakochana w Millerze.- I jeszcze biedna babcia - ciągnie Gregory.- Za prosiła Williama do stołu, jak gdybybyli starymi przy jaciółmi.- Bo są.- Niechętnie dochodzę do wniosku, że chyba powinnam ustalić, jak bardzo sązaprzyjaznieni, pamię tam jednak, że babcia jest delikatna, więc wskrzeszanie duchówprzeszłości byłoby głupotą.Zwieszam głowę z westchnieniem, ale Gregory tego niezauważa.Już się rozkręcił i bardzo chce się podzielić ze mną swoimi wnioskami.- Pod twoją nieobecność przychodził tu codzien nie.- W końcu urywa i chowa szyjęw ramionach.- Oni byli.- Znał moją matkę.- Wiem, że te słowa wywołają lawinę pytań, więc gdy Gregorynabiera tchu, unoszę dłoń.- Miller rzeczywiście pracuje dla tych ludzi, a oni nie chcąpozwolić mu odejść.Próbuje znalezć jakieś wyjście.Gregory się krzywi.- A co to ma wspólnego z ojcem chrzestnym?Uśmiecham się mimowolnie, rozbawiona jego żartem.- Był alfonsem mojej matki.On i szef Millera nie przepadają za sobą.Próbuje nampomóc.Gregory wytrzeszcza oczy.Są wielkie jak spodki.- Kuurwa.- Jestem zmęczona, Gregory.Jestem zmęczona tą ciągłą frustracją i bezradnością.Jesteś moim przyjacielem i proszę cię, żebyś nie podsycał tych uczuć.- Wzdycham, bojuż samo to wyznanie je podsyca.- Potrzebuję teraz przyjaciela.Proszę, bądz moimprzyjacielem.- A niech mnie  mamrocze Gregory, spuszczając głowę ze wstydem. A teraz czujęsię jak skończony dupek.Chciałabym złagodzić jego wyrzuty sumienia, powie dzieć mu, że to nieprawda, ale nieznajduję w sobie dość siły.Odpycham się od ściany i ruszam powoli w stronę wyjścia.Może i jestem wściekła na Millera, ale wiem, że tylko on potrafi podnieść mnie naduchu.Gregory nieśmiało kładzie mi dłoń na ramieniu i zrównuje się ze mną.Nic nie mówi,pewnie boi się, że pogrążę się w jeszcze większym przygnębieniu.Podnoszę wzrok namojego najlepszego przyjaciela, gdy przyciąga mnie bliżej, ale on patrzy przed siebie.- Nie idziesz do babci?Kręci głową ze smutnym uśmiechem.- Zaskypuję do niej na ten bajerancki telewizor.Strasznie ją to bawi.- Ma Internet? - I telefon, ale woli mnie widzieć.- Babcia korzysta z Internetu?- Tak.I to często.William stale wykupuje jej nowy kredyt.Przez tych kilka dni musiałwydać na to fortunę.Jest uzależniona.Wybucham śmiechem.- Co u Bena?- Wszystko zmierza w dobrym kierunku.Uśmiecham się, zachwycona tą wiadomością.To może oznaczać tyłko jedno.- Cieszę się.Przyjechałeś samochodem?- Tak.Chcesz, żeby cię gdzieś podrzucić?- Tak.- Z uśmiechem wtulam się w jego pierś.Nie pojadę z Tedem.- Możemypojechać do kafejki? Rozdział 9Telefon Gregory ego zaczyna dzwonić w chwili, gdy zatrzymuje samochód nieopodalkafejki.Podnosi się na siedzeniu i szpera w kieszeni spodni, a ja otwieram drzwi.- Zadzwonię - mówię, nachylając się, żeby pocało wać go w policzek.Gregoryspogląda na wyświetlacz, marszcząc brwi.- Co się stało?- Chwileczkę.- Unosi jeden palec na znak, żebym zaczekała, i odbiera: - Halo.Opadam z powrotem na fotel i z ręką na klamce otwartych drzwi patrzę, jak słuchauważnie przez kilka sekund.A potem jakby się skurczył na swoim siedzeniu.- Jest ze mną.Kulę się, krzywię i zgrzytam zębami, wszystko na raz, a potem instynktownie wyskakujęz samochodu, zatrzaskuję za sobą drzwi i szybko przebiegam na drugą stronę ulicy.Mogłam przewidzieć, że będą mnie szukać po tym, jak zostawiłam Teda pod szpitalemi nie odbie rałam telefonów od Millera i Williama.- 01ivio! - krzyczy Gregory.Gdy jestem już bezpieczna po drugiej stronie jezd ni, obracam się i widzę, że kręcigłową z dezaprobatą.Wzruszam ramionami ze skruchą, ale tylko dlatego, że niepowiedziałam mu, że Ted czekał na mnie z pole cenia Williama.Nie wciągnęłam gospecjalnie w sam środek konfliktu.Macham przyjacielowi ręką, odwracam się do niego plecami i skręcam w bocznąuliczkę, która prowadzi do kafejki.Ale znów się kulę, gdy mój wypasiony iPhonezaczyna wygrywać Sexy and I know it w mojej torebce.- Cholera - burczę i wyjmuję komórkę, zaśmiewając się w duchu z wyboru dzwonkadla mojego najlepszego przyjaciela.- Gregory - mówię, nie zwalniając kroku.- Ty podstępna żmijo!Ze śmiechem rozglądam się na boki, zanim przejdę przez ulicę.- Nie jestem podstępna.Nie powiedziałam ci tylko, że mam dzisiaj szofera.- Cholera, Ołivio! William jest zły, a przed chwilą dzwonił do mnie jeszcze Pan Zwir.- Miller? - Nie wiem, czemu pytam.Kogo innego mógł nazwać w ten sposób?- Tak.Jezu, skarbie! Odkąd to bycie twoim przyjacie lem stało się tak ryzykowne? Bojęsię o swój kręgosłup, swoje gnaty.moją cholerną śliczną buzkę!- Wyluzuj, Gregory.- Podskakuję, gdy jakiś samo chód na mnie trąbi, unoszę rękę wgeście przeprosin i docieram na chodnik.- Zaraz zamelduję się u nich obu.- Tylko nie zapomnij - mruczy.To idiotyczna sytuacja i teraz staram się wybrać mniejsze zło.Moje samotne życie zwyboru było nieco duszne, ale znacznie łatwiejsze, bo sama byłam sobie ste rem,żeglarzem i okrętem.Nikt inny.Mam wrażenie, że Miller przebudził mnie, uwolnił, jaksam to ujął, a teraz próbuje odebrać mi to poczucie wolności i zaczynam go za to nienawidzić.Gregory powinien trzymać moją stro nę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •