[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli Dill je rozpoznał, nie okazał tego.Anielka stała z przekrzywioną głową ipatrzyła w górę.Nagle rozległ się świst i coś wielkiego uderzyło z potężnymłupnięciem w górę szczątków trzydzieści jardów od nich.Kości pofrunęły na wszystkiestrony.Rachel złapała Dilla za rękaw i wbiła wzrok w ciemność.W ręce ściskała miecz,choć nie pamiętała, jak go dobyła.W dół niczym wielkie liście spływały płaty blachy zpokrycia dachu.- Czy to był dom? - wykrztusiła asasynka.Carnival pokiwała głową.- W drodze są kolejne.- Wytarła krew z ust.- Dużo więcej. ROZDZIAA 32DEEPGATE SPADADill wzbił się w powietrze, niosąc Rachel, podczas gdy wokół nich z nieba spadałomiasto.Kamienie, belki i zaprawa leciały w dół jak deszcz.Całe domy śmigały obok nich,sypiąc dachówkami, i wybijały wielkie kratery w kruchych zboczach kościanej góry.Aańcuchy, kable, przęsła mostów linowych i pomosty roztrzaskiwały się na drobnekawałki wraz z całymi fragmentami brukowanych ulic.Większość tych rzeczy płonęła.Kłębowisko sznurów i drewna ciągnęło za sobąkłęby dymu i rozżarzone węgle.Snopy iskier odbijały się z sykiem od ścian otchłani.Ich trójka przedzierała się w górę przez tę nawałnicę.Rachel trzymała nocno Dillaza ramiona, a Carnival osłaniała ich, na ile pozwalał łańcuch.Dill patrzył na to wszystko z nabożnym lękiem.Na widok znajomychprzedmiotów w jego głowie pojawiały się wspomnienia, niepowiązane obrazy, wktórych nie potrafił doszukać się żadnego sensu.Przypomniał sobie kamiennekorytarze, zniszczone schody, zakurzone witraże, zmierzch zapadający nad rozległąpustynią z różowym piaskiem.Widział już wcześniej to miasto? Z innego punktu obserwacyjnego? Rozciągało siępod nim w wielkiej misie: zaułki i ogrody otoczone murami, skupiska dachów ikominów.Stał gdzieś wysoko, czuł na twarzy rześkie poranne powietrze.Słyszałdonośny głos dzwonu.Kościół Ulcisa?Aańcuch napiął się i szarpnął nogę Rachel, kiedy Carnival uskoczyła przed starąpustą cysterną.Jej bok prawie musnął skrzydło anielicy.- Całe miasto się wali - wysyczała Carnival.- Ostrożnie - powiedziała asasynka.- Nie potrzebuję ozdoby z piór dyndającej mina kostce. Anielka coś odburknęła.Gruz spadał coraz gęściej.Z wizgiem minęła ich kamienna wieża.W jej oknachnadal paliły się światła.Latarnie gazowe i dzwigary przemknęły obok nich jakwłócznie.Zardzewiały most ciągnął za sobą łańcuchy i wirował jak ogromna zepsutazabawka.W otchłań pędziły kolumny, łuki, całe ściany z oknami albo dachy znietkniętymi kominami.Koń, nadal zaprzężony do wozu, rżał i kopał w powietrzu,lecąc w dół jak kamień.Oni z coraz większym trudem przebijali się ku światłu przez chmury pyłu ikurtyny wody.%7łwir obsypywał głowę i plecy Dilla, wyciskał mu łzy z oczu.Rachelukryła twarz na jego ramieniu, ale on patrzył w górę, czujny na wszelkie zagrożenia.Uderzeń mniejszych obiektów niemal nie sposób było uniknąć.Odłamki szkłaspadające lśniącymi strugami rozrywały im ubrania i skórę.Połamane dachówki ikawałki drewna siekły ich jak ogromny grad.Dill wykręcał się, robił uniki, lawirowałwśród tego potopu, starając się omijać największe zagrożenia.Carnival czuwała nadnimi z góry, połączona łańcuchem z asasynka.Deepgate? Wraz z tą nazwą napłynęły inne wspomnienia.Aańcuchyfundamentowe.Kolonie.Ujrzał siebie wysoko na balkonie opasującym wieżę,przypomniał sobie celę pod dzwonnicą.Podłogę z poobtłukiwanych kamiennych płyt.Zwiatło słoneczne przeświecające przez szklanego anioła.Jego dom? Wracał do domu.- Ten kurz.- Rachel zakaszlała.- Nic przez niego nie widzę.Zostało tam jeszcze nagórze jakieś miasto?Dill zmrużył oczy i spojrzał przez chmury pyłu.Aańcuchy wisiały jak rozdarta sieći przez dziurę wielkości jednej czwartej Deepgate mógł dojrzeć błękitne niebo.Jejbrzegi lizały płomienie.Nagle zaczęła się na nich zsuwać kolejna grupa budynków.- Leć w drugą stronę! - krzyknął do Carnival.- Tam jest bezpieczniej.Te dzielnicejuż spadły.- Potem szepnął do ucha Rachel: - Zerwała się część łańcuchówfundamentowych.Wszystko wokół nich runęło w dół.- Zwiątynia?- Widzę ją.- Kościół Ulcisa otaczało płonące halo.- Usłyszelibyśmy, jak leci - burknęła Carnival.- Tylu zawodzących kapłanów.Miasto zbliżało się powoli.Od czasu do czasu moczyły ich strugi wody, na chwilęoczyszczając powietrze z kurzu i dymu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •