[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słowem wyswatałam w myśli pana Knightleya z Jane Fairfax.Widzisz, jakie sąskutki przebywania w twoim towarzystwie.I cóż ty na to?- Pan Knightley i Jane Fairfax! - wykrzyknęła Emma.- Ależ, moja droga, jak mogła paninawet pomyśleć o czymś podobnym? Pan Knightley! Pan Knightley nie powinien się żenić! Niechciałaby pani chyba pozbawiać Henryczka Donwell? Ach, nie, Henryczek musi odziedziczyćDonwell.Nie mogę się zgodzić, żeby pan Knightley się żenił, i jestem pewna, że to jest całkiemnieprawdopodobne.Dziwię się, że pani mogło coś podobnego przyjść do głowy.- Moja droga Emmo, powiedziałam ci, co mnie na tę myśl naprowadziło.Nie pragnę tegomałżeństwa, nie chcę skrzywdzić Henryczka, to tylko okoliczności podsunęły mi tę refleksję, ajeżeli pan Knightley naprawdę chce się ożenić, nie uważasz chyba, że powinien z tego zrezygnowaćprzez wzgląd na Henryczka; chłopiec ma dopiero sześć lat i w ogóle nie wie o niczym.- Owszem, tak właśnie sądzę.Nie zniosłabym myśli, że ktoś zajmie miejsce Henryczka.PanKnightley miałby się ożenić! Nie, nigdy mi to nie przyszło do głowy i nie mogę się z tym pogodzić.I to akurat z Jane Fairfax!- Cóż, wiesz dobrze, że darzył ją zawsze wyjątkową sympatią.- To małżeństwo byłoby wielką nierozwagą!159- Nie mówię w tej chwili o rozwadze, tylko o prawdopodobieństwie.- Nie widzę żadnego prawdopodobieństwa, chyba że pani ma bardziej uzasadnionepodstawy niż te, o których pani wspomniała.Jego dobre serce, jego współczucie dla ludzi, jak jużpani mówiłam, są dostatecznym wytłumaczeniem całej sprawy.Ma on bardzo wiele szacunku dlapań Bates, jak wiadomo, i niezależnie od obecności Jane zawsze rad jest, gdy może imwyświadczyć przysługę.Droga pani, niechże się pani nie bawi w swaty.Bardzo to pani niezręcznierobi.Jane Fairfax miałaby być panią na Donwell Abbey? Nic, nie, wszystko się we mnie buntuje nasamą myśl.Już choćby ze względu na siebie nie powinien popełniać podobnego szaleństwa.- Nazwij to, proszę, nierozważnym krokiem, ale nie szaleństwem.Poza różnicą majątkową ipewną różnicą wieku nie widziałabym w tym nic niestosownego.- Ależ pan Knightley nie chce się żenić.Jestem pewna, że ani mu to w głowie.Niech mupani nie poddaje tej myśli.Po co miałby się żenić? Jest mu tak dobrze samemu, ze swoją farmą, zeswoimi owcami, ze swoją biblioteką i całą parafią, którą się zajmuje; poza tym bardzo kochabratanków.Nie ma najmniejszego powodu, żeby się żenić, ani dla zapewnienia czasu, ani pustki wsercu.- Moja droga Emmo, może mu się tylko zdaje, że tak jest.Bo jeżeli naprawdę kocha JaneFairfax.- Głupstwa! On wcale nie dba o Jane Fairfax.To znaczy nie kocha jej.Jestem pewna, że jejnie kocha.Gotów byłby wszystko zrobić dla jej dobra i dla jej rodziny, ale.- No - roześmiała się pani Weston - może najlepsze, co mógłby dla nich uczynić, tozapewnić Jane własny dom.- Dobrze dla niej, zgoda, ale z pewnością bardzo zle dla niego.Byłby to wstydliwy iponiżający mariaż.Jakże pan Knightley zniósłby, aby panna Bates została jego krewną? Aby snułasię jak widmo po Abbey i dziękowała mu jak dzień długi za jego dobroć, że się ożenił z Jane? Takimiły i uprzejmy! Zawsze był takim dobrym sąsiadem.A potem urywałaby w pół zdania izaczynała mówić o starej matczynej spódnicy. Nie dlatego, żeby spódnica była taka stara, będziesłużyła jeszcze długie lata - muszę przyznać z zadowoleniem, że te spódnice są wszystkie bardzotrwałe.- Wstydz się, Emmo! Nie naśladuj jej.Zmuszasz mnie do śmiechu wbrew własnemusumieniu.I słowo daję, nie sądzę, żeby panna Bates tak bardzo przeszkadzała panu Knightleyowi.Nie drażnią go takie drobiazgi.Mogłaby sobie mówić dalej, a gdyby on chciał coś powiedzieć,podniósłby głos i po prostu przekrzyczał.Ale nie o to chodzi, czy to dla niego niepożądany mariaż,tylko o to, czy go sobie życzy, a mnie się zdaje, że tak.Słyszałam, jak mówił o Jane Fairfax znajwyższym uznaniem, i ty musiałaś to także słyszeć! A jak się nią interesuje, jak się niepokoi o jej160zdrowie, jak się troszczy, że Jane nie ma lepszych widoków na przyszłość! Słyszałam, jak mówił otym wszystkim z wielkim przejęciem.A przy tym tak podziwia jej grę na fortepianie, jej głos.Byłam świadkiem, jak mówił, że mógłby jej słuchać bez końca.Ach, byłabym zapomniała, co mijeszcze na myśl przyszło: to pianino, które ktoś tu przysłał, choć wszyscy zgodziliśmy się od razu,że to prezent od Campbellów, czy nie ofiarował go czasem pan Knightley? Nie mogę się oprzećpewnym podejrzeniom.Zdaje mi się, że to do niego podobne, nawet gdyby nie był zakochany.- W takim razie nie może to służyć za dowód miłości.Ale mnie się nie zdaje, aby to było doniego podobne.Pan Knightley nic nie robi w tajemnicy.- Słyszałam, jak ubolewał często, że Jane nie posiada fortepianu, częściej, niż byłoby rzecząnaturalną w tych okolicznościach.- Przypuśćmy nawet, ale gdyby miał zamiar ofiarować jej fortepian, byłby jej to powiedział.- Mogły nim kierować względy delikatności, moja droga Emmo.Mam przeczucie, że to odniego.Jestem pewna, że był bardziej milczący niż zwykle, gdy pan Cole o tym powiedział przyobiedzie.- Uchwyciła się pani pewnej myśli, moja miła, i daje się jej unieść, tak jak mi to pani częstowyrzucała.Ja osobiście nie widzę żadnych symptomów zakochania.Nie wierzę w tę historię zpianinem i jedynie jakiś niezbity dowód mógłby mnie przekonać, że pan Knightley myśli opoślubieniu Jane Fairfax
[ Pobierz całość w formacie PDF ]