[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To Jurandowi pokazywali jakowąś dziewkę? Mówią, że pokazywali.Bóg raczy wiedzieć.Może nieprawda, a może pokazali mu inną.To jeno prawda, że ludzi pobił i że oni gotowi przysiąc, że panny Jurandówny nigdy nie po-rywali.I to jest okrutnie ciężka sprawa.Choćby mistrz dał rozkaz, to mu też odpowiedzą, żejej nie mają.I kto im dowiedzie? Tym bardziej że dworscy w Ciechanowie mówili o Juran-dowym liście, w którym stoi, że ona nie u Krzyżaków. A może nie u Krzyżaków? Prosim waszą miłość!.Już jeśliby ją zbóje porwali, to przecie nie dla czego innego, jenodla okupu.A przy tym zbóje nie potrafiliby ni listu napisać, ni pieczęci pana ze Spychowauczynić, ni zacnego pocztu przysłać. Prawda jest.Ale co Krzyżakom po niej? A pomsta nad Jurandową krwią? Wolą oni pomstę niż miód i wino, a że przyczyny mają,to mają.Straszny im był pan ze Spychowa, a co w ostatku sił uczynił, to do reszty ich rozja-dło.Mój pan też, słyszałem, na Lichtensteina rękę podnosił, Rotgiera zabił.Mnie Bóg po-mógł, żem psubratu ramię skruszył.Hej!.prosim pięknie: czterech było, zatracona ich mać,a teraz ledwie jeden żywie, i to stary.My też zęby mamy, wasza miłość.Nastała znów chwila milczenia. Roztropny z ciebie giermek rzekł wreszcie Maćko. A jakoże myślisz, co z nią uczy-nią? Kniaz Witold potężny kniaz; mówią, że i cesarz niemiecki w pas mu się kłania a couczynili z jego dziećmi? Mało tu u nich zamków? mało podziemi? mało studzien? mało po-wrozów i pętli na szyję? Dla Boga żywego! zawołał Maćko. Daj Bóg, żeby młodego pana nie pochowali, choć z książęcym listem i panem de Lorchepojechał, któren jest pan możny i książętom pokrewny.Hej, nie chciałem ja tu jechać, bo tamłatwiej by się potykać zdarzyło.Ale mi kazał.Słyszałem, jako raz mówił do starego pana zeSpychowa: Zaliście wy chytrzy? powiada bo ja chytrością nie wskóram nic, a z nimi tegotrzeba! Oj! powiada, stryk Maćko, ten by się tu przydał! I z tej przyczyny mnie wysłał.AleJurandówny to i wy, panie, nie najdziecie, bo ona może już na tamtym świecie a przeciwkośmierci by i największa chytrość nie pomoże.Maćko zamyślił się i dopiero po długim milczeniu rzekł: Ha! to nie ma i rady! Przeciwko śmierci chytrość nie pomoże.Ale gdybym tam pojechał,a dowiedział się choć tego, że tamtą zgładzili, to Spychów zostałby i tak Zbyszkowi, a sammógłby tu wrócić i inną dziewkę brać.Tu odetchnął Maćko, jakby jakiś ciężar zrzucił z serca, a Głowacz spytał nieśmiałym, ci-chym głosem: Panienkę ze Zgorzelic?. Ano! odpowiedział Maćko tym bardziej że sierota, a Cztan z Rogowa i Wilk z Brzo-zowej coraz gorzej na nią nastają.Lech Czech zerwał się na równe nogi: Panienka sierota? Rycerz Zych?. To nie wiesz o niczym? Na miły Bóg! cóż się stało? Ba, prawda, jakoże masz wiedzieć, kiedyś tu prosto zajechał, a gadaliśmy jeno o Zbysz-ku! Sierota jest! Zych zgorzelicki po prawdzie nigdy w domu miejsca nie przygrzał, chyba żemiał gości.Inaczej zaraz mu się w Zgorzelicach cniło.Pisał ci tedy go niego opat, że jedzie wgości do księcia Przemka oświęcimskiego i jego z sobą prosi.A Zychowi w to graj, ile że zksięciem się znał i nieraz się z nim weselił.Przybywa zatem Zych do mnie i powiada tak:44 Jadę do Oświęcimia, a potem do Glewic, a wy tu miejcie oko na Zgorzelice. Mnie zaś zarazcoś tknęło i powiadam tak: Nie jedzcie! pilnujcie dziedziny i Jagienki, bo wiem, że Cztan zWilkiem coś ci złego zamyślają. A trzeba ci wiedzieć, że opat ze złości na Zbyszka chciałdla dziewki Wilka albo Cztana, ale pózniej poznawszy ich obyczaj, sprał kiedyś obu lagą i zeZgorzelic wyrzucił.I dobrze, ale nie bardzo, bo się okrutnie zawzięli.Teraz jest trochę spo-koju, gdyż się wzajem poszczerbili i leżą, ale przedtem nie było i chwili pewnej.Wszystko namojej głowie: obrona i opieka.A teraz Zbyszko znów chce, abym jechał.Jako tu będzie zJagienką nie wiem, ale tymczasem dopowiem ci o Zychu.Nie zważał na moje gadanie pojechał.No i ucztowali, weselili się! Z Glewic jechali do ojca księcia Przemka, do staregoNosaka, któren w Cieszynie włada.Aż tu Jaśko, książę raciborski, z nienawiści ku księciuPrzemkowi zbójów pod przewodem Czecha Chrzana na nich nasadził.I książę Przemko legł,a z nim razem i Zych zgorzelicki, strzałą w tchawicę ugodzon.Opata cepem żelaznym ogłu-szyli, tak że dotychczas głową trzęsie, o świecie nie wie i mowę bodaj na zawsze utracił.No,Chrzana stary książę Nosak od pana na Zampachu kupił i tak go udręczył, że najstarsi ludzieo podobnej męce nie słyszeli aleć ni sobie męką żalu po synu nie zmniejszył, ni Zycha niewskrzesił, ni Jagience łez nie otarł.Ot im zabawa.Sześć niedziel temu przywiezli tu Zycha ipochowali. Taki tęgi pan!. mówił z żalem Czech. Nie byłem ci ja już pod Bolesławcem ułomek,a on i jednego pacierza ze mną się nie zabawił i w niewolę mnie wziął.Ale taka to była nie-wola, żebym jej był i za wolę nie pomieniał.Dobry, zacny pan! Dajże mu Boże światłośćwiekuistą.Hej, żal, żal! ale największy panienki, niebogi. Bo i szczera nieboga.Poniektóra i matki tak nie miłuje, jako ona ojca miłowała.I do tegonieprzezpieczno jej siedzieć w Zgorzelicach.Po pogrzebie jeszcze śniegiem nie zasypałoZychowej mogiły, już Cztan i Wilk na zgorzelicki dwór nastąpili.Szczęściem dowiedzieli sięmoi ludzie przedtem, więcem z parobkami w pomoc skoczył, i Bóg dał, żeśmy ich godniesprali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]