[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tim odwrócił się, słysząc za sobą jej kroki.- Loren! Co ty wyprawiasz?- Nie widzisz? Przyniosłam ci krzesło - odpowiedziałarozdrażnionym tonem.- Dziękuję.Ale skąd ta złość? Co się stało?- Nic.Popatrzył na zmarszczone czoło dziewczyny i powiedział:- Zmęczyłaś się już Nevadą, tak?- Ja.- zawahała się, a potem wybuchła: - Tim, trzeba wreszciezrobić coś konkretnego! Nie możemy tak siedzieć przy drodze i czekaćna cud!40RS- Chcesz, żebym poszedł na piechotę szukać pomocy?- Nie, oczywiście, że nie, ale.- urwała i popatrzyła na niegobezradnie.Wyglądała teraz na poważnie zmartwioną i nie należało z niejżartować.- Nie przejmuj się tym tak bardzo, kochanie - powiedział łagodnie ipołożył dłonie na jej ramionach.- Zobaczysz, że w końcu ktoś przyjedzie.To jest mój kraj, Loren.Mieszkam tu od dzieciństwa i znam każdą piędzziemi.Naprawdę, nie mamy czego się bać - uśmiechnął się lekko - chybaże nas samych.- Jak to? - odchrząknęła.- Dlaczego miałabym się ciebie bać?- Ponieważ.ponieważ między nami zaczyna się coś dziać.Niewidzisz tego?- Daj spokój, Tim.Są inne dziewczyny.- Obrzucił ją niecozdziwionym spojrzeniem, więc dodała: - Przecież wiem, że masz innedziewczyny.W każdym razie jedną, i to ona jest dla ciebie najważniejsza.Twarz Tima zbliżyła się do jej twarzy, poczuła jego oddech na swoichwargach.- Loren, w tej chwili nikt nie jest dla mnie ważny oprócz ciebie -wyszeptał, po czym niespodziewanie dotknął ustami jej ust.Omal nie zemdlała.Zupełnie nie wiedziała, co robić.W pierwszejchwili chciała go odepchnąć, ale jej ręce zatrzymały się na jegopotężnym torsie, a potem - o, zgrozo! - bezwolnie objęły szeroką szyjęmężczyzny.Całował ją.Z początku delikatnie, potem coraz mocniej,coraz bardziej zdecydowanie, a kiedy poczuł, że dziewczyna odpowiadamu tym samym, przyciągnął ją bliżej i wtulił się w nią całym swymmuskularnym ciałem.Westchnęła cicho i zanurzyła dłonie w jego włosy,on zaś zaczął błądzić rękami po jej plecach, biodrach, pośladkach.Pozwalała mu na to, stojąc przyklejona do niego, sama całując go corazgoręcej.Czuta jego masywne, umięśnione ciało i rozkoszne fale, któreprzebiegały przez nią raz za razem.Ale kiedy w przebłysku świadomościzrozumiała, co się stało, gdy pod grubym płótnem jego dżinsów poczułapulsującą twardość, gwałtownie wyrwała się z potężnych ramion.- Tim - krzyknęła nieprzytomnym głosem - przestań!41RSPatrzył na nią oszołomiony, jakby wyrwany z głębokiego snu.Przedchwilą zatracił się zupełnie w tych namiętnych pocałunkach.- Loren, kochanie.- szepnął zdyszany.- Nie! Nigdy! Nie licz na nic! - wydusiła z siebie ze złością.Tim był zdumiony, skonsternowany, oszołomiony.- Czy.Czy to znaczy.że ci się nie podobam? - Sam sobie zdawałsprawę, jak idiotyczne było to pytanie.- W każdym razie, jestem w stanie ci się oprzeć.Tim cofnął się.Jegooczy zrobiły się nagle lodowate.- Przepraszam cię, Loren - powiedział zimnym, oficjalnym tonem.-Musiałem cię chyba zle zrozumieć.Zdarza się.W pierwszym odruchu chciała zrewanżować się jakąś złośliwą repliką,ale po chwili zrezygnowała.I tak nie mogła narzekać na brak wrażeń,przykrych wrażeń.On też.Odwróciła się więc tylko do niego plecami i odeszła pospiesznie wkierunku unieruchomionych samochodów.Przechodząc koło furgonetkiTima, uderzyła w nią ze złością, a potem weszła do wozu kempingowegoi ostentacyjnie zatrzasnęła za sobą drzwi.Już po chwili znalazła się jednak przy oknie, by zerknąć ukradkiem namężczyznę, siedzącego do niej tylem przy drodze.O czym teraz myślał?O dwunastej zrobiła kanapkę, przygotowała dzbanek mrożonejherbaty i poszła do Tima.- Dziękuję - powiedział obojętnie.- Jeśli możesz, posiedz tutaj, a jazrobię sobie mały spacer.- Jasne, idz.Sącząc herbatę prosto z dzbanka, gapiła się na pustą drogę.%7łar lał sięz nieba, słońce, chociaż słabsze niż wczoraj, stało wysoko i piekłoniemiłosiernie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]