[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WygrzewajÄ…ce siÄ™ na porÄ™bie liczne węże i jaszczurki zaskoczone pożarem umykaÅ‚y zsykiem lub wyskakiwaÅ‚y w górÄ™ jak rozkrÄ™cone sprężyny.Do wieczora caÅ‚a wyciÄ™ta prze-strzeÅ„, zostaÅ‚a dokÅ‚adnie wypalona, a warstwa szarego popioÅ‚u pokryÅ‚a ziemiÄ™ na parÄ™ centy-metrów grubym caÅ‚unem.Gdy wieczorem powróciÅ‚ Herminio z towarzyszami, zdecydowaÅ‚, że ze wzglÄ™du na nie-bezpieczeÅ„stwo i oszczÄ™dność czasu opuÅ›cimy dotychczasowe acampamento i przeniesiemysiÄ™ w górÄ™ rzeki, do miejsca gdzie rozpoczyna siÄ™ diamentowy wÄ…wóz.NastÄ™pnego dnia o Å›wicie zwinÄ™liÅ›my obóz i zaÅ‚adowawszy caÅ‚y dobytek na łódkÄ™,przewiezliÅ›my wszystko do nowego miejsca postoju, gdzie już towarzysze urzÄ…dzili pÅ‚ucz-karniÄ™, zbudowali sztuczne tamy i odpÅ‚ywy oraz wznieÅ›li rancho, dajÄ…ce jakie takie schronie-nie przed sÅ‚oÅ„cem lub deszczem.WÄ…wóz, w którym rozpoczÄ™liÅ›my poszukiwania, nie wyglÄ…daÅ‚ na miejsce, gdzie możnaspÄ™dzać czas przyjemnie, raczej robiÅ‚ wrażenie przedsionka piekieÅ‚.U wejÅ›cia szeroko rozlaÅ‚ siÄ™ strumieÅ„, tworzÄ…c poÅ›rodku dość dużą bÅ‚otnistÄ… Å‚achÄ™,miejsce wypoczynku licznego grona krokodyli, które na nasz widok zaczęły chrapliwie pory-kiwać.Brzegi gÄ™sto zarosÅ‚e trzcinÄ… i szerokolistnÄ… trawÄ… nie pozwalaÅ‚y dojrzeć, co siÄ™ dziaÅ‚ow gÅ‚Ä™bi.KilkadziesiÄ…t metrów dalej strumieÅ„ chowaÅ‚ siÄ™ w dÅ‚ugim, ponurym wÄ…wozie o Å›cianachurwistych, stromo wznoszÄ…cych siÄ™ w górÄ™ i poroÅ›niÄ™tych dżunglÄ…, która wysoko rozlaÅ‚a siÄ™morzem zieleni, powiÄ…zaÅ‚a konarami, przerzuciÅ‚a powietrzne mosty lian i utworzyÅ‚a sklepie-nia, przez które nawet promyk sÅ‚oÅ„ca nie mógÅ‚ siÄ™ przebić.PowstaÅ‚ w ten sposób tunel dÅ‚ugi,mroczny, tajemniczy, peÅ‚en zakrÄ™tów, zatok, ponurych, zdradliwych topielisk siedlisk kaj-manów, groznych węży dusicieli, a może i zÅ‚oÅ›liwych bożków leÅ›nych z samym KurupirÄ… naczele.WpÅ‚ywaliÅ›my do tego tajemniczego labiryntu z uczuciem dalekim od radoÅ›ci, Å›wiecÄ…csobie pochodniami z trzciny i pÅ‚oszÄ…c żyjÄ…ce w tych mrokach różne dziwaczne stwory.Kilka razy coÅ› plusnęło gwaÅ‚townie, aż łódz zachybotaÅ‚a na fali, a huk wystrzaÅ‚u wywo-Å‚aÅ‚ echa podobne do grzmotu.Na twarzach moich towarzyszy malowaÅ‚ siÄ™ niepokój.Czasami rzeka rozlewaÅ‚a siÄ™ w szerokie jeziorka, w których woda miaÅ‚a kolor atramen-tu.Również i tutaj panowaÅ‚ zielonkawy mrok i tylko gdzieÅ› w oddali zapalaÅ‚y siÄ™ fosforyczneÅ›wiateÅ‚ka.W ten sposób dobiliÅ›my do niewielkiej zatoczki poÅ‚ożonej u stóp urwiska, nad którymwysoko jak maszt okrÄ™tu wznosiÅ‚a siÄ™ wyniosÅ‚a palma opleciona zwojami lian.W tym miej-scu strumieÅ„ tworzyÅ‚ zakrÄ™t i Å›ciany wÄ…wozu z jednej strony cofaÅ‚y siÄ™ w gÅ‚Ä…b dżungli, dajÄ…cdostÄ™p promieniom sÅ‚oÅ„ca.Na niewielkiej polance osÅ‚oniÄ™tej z jednej strony Å›cianÄ… skalnÄ… zaÅ‚ożyliÅ›my noweacampamento.Wszyscy czuliÅ›my siÄ™ jak po przebyciu Styksu.ZnajdowaliÅ›my siÄ™ teraz na niewielkiejrówninie otoczonej z jednej strony wysokimi skaÅ‚ami porosÅ‚ymi dżunglÄ…, z drugiej stronypokrytej trzÄ™sawiskami peÅ‚nymi aligatorów.JedynÄ… drogÄ… byÅ‚a tu rzeczka.CzuliÅ›my siÄ™ wzglÄ™dnie bezpieczni, a dotychczasowe zdobycze pozwalaÅ‚y mieć nadzie-jÄ™, że trud nasz siÄ™ opÅ‚aci.Humory poprawiÅ‚y siÄ™, a Herminio nawet zdecydowaÅ‚ siÄ™ na wy-dzielenie nam porcji cachaça, co zostaÅ‚o przyjÄ™te ogólnym aplauzem.W powietrzu unosiÅ‚ siÄ™ subtelny, upajajÄ…cy zapach.To kwitÅ‚y orchidee.ByÅ‚o ich tutajmnóstwo.WyzieraÅ‚y z mrocznych gÅ‚Ä™bin puszczy, wysuwaÅ‚y siÄ™ z zaÅ‚omów skaÅ‚, tkwiÅ‚y wrozwidleniach konarów, zwieszaÅ‚y siÄ™ girlandami w powietrzu.Prawdziwe orgie barw iniesÅ‚ychane bogactwo ksztaÅ‚tów.Z podszycia leÅ›nego wyÅ‚aniaÅ‚y siÄ™ srebrzyste kielichy lÅ›niÄ…-ce w mroku jak gwiazdy, różowe lub zÅ‚ociste, purpurowe, fioletowe, w prążki, paski, plamy,cÄ™tki.Rozwarte jak kielichy lilii, aksamitne, jedwabne, metaliczne lub szkliste wyglÄ…daÅ‚y jakcudaczne twory fantazji oszalaÅ‚ego maga.Gdybym miaÅ‚ je w Europie, byÅ‚bym bogaczem.Nawet nad Rio Negro nie spotykaÅ‚emtakiego zbiorowiska orchidei.W cichÄ… dotychczas dżunglÄ™ wdarÅ‚ siÄ™ nagle stuk siekier, kilofów i trzask walÄ…cych siÄ™drzew.JÄ™knęły upadajÄ…ce olbrzymy leÅ›ne, szarpiÄ…c i targajÄ…c zwojami lian, a po leÅ›nych labi-ryntach odbiÅ‚o siÄ™ echo wystrzałów i wysadzanych dynamitem skaÅ‚.Rozsunęły siÄ™ nad drzewami smugi bÅ‚Ä™kitnego dymu i spiÄ™trzyÅ‚y fale strumienia zatara-sowanego sztucznÄ… przeszkodÄ….Szybko przeÅ‚amaliÅ›my urok milczenia i lÄ™ku, jaki ciążyÅ‚ nad wÄ…wozem i wkrótce pracapotoczyÅ‚a siÄ™ normalnym trybem.Jedni Å›cinali drzewa, inni rozbijali skaÅ‚y, a jeszcze innipÅ‚ukali żwir i piasek oraz odÅ‚amki skaÅ‚ i itakolomitu.Z każdÄ… chwilÄ… zwiÄ™kszaÅ‚a siÄ™ gorÄ…czka poszukiwaÅ„, ten i ów wydajÄ…c radosne okrzykizsypywaÅ‚ do woreczka drobne bÅ‚yszczÄ…ce kamyczki, podniecajÄ…c tym innych.Zdziwione kaj-many chowaÅ‚y siÄ™ w trzÄ™sawiska, obserwujÄ…c nas maÅ‚ymi oczkami.Tragiczny powrótSÅ‚yszeliÅ›cie?Wszyscy podnieÅ›li gÅ‚owy, ale sÅ‚ychać byÅ‚o tylko plusk i beÅ‚kot spÅ‚ywajÄ…cej ze stawideÅ‚wody.Herminio odÅ‚ożyÅ‚ na bok sito i nasÅ‚uchiwaÅ‚.WszÄ™dzie panowaÅ‚a niczym nie zmÄ…conacisza.Nagle, z gÅ‚Ä™bi puszczy, usÅ‚yszeliÅ›my dziwny gÅ‚os.Ni to jÄ™k, ni to woÅ‚anie.KtoÅ› wzywaÅ‚pomocy.SpojrzeliÅ›my po sobie.BrakowaÅ‚o tylko Laurentina.SchwyciliÅ›my za broÅ„ i pobiegliÅ›my wszyscy w kierunku dochodzÄ…cego gÅ‚osu.W odle-gÅ‚oÅ›ci kilkudziesiÄ™ciu metrów ujrzeliÅ›my go opartego o drzewo i sÅ‚aniajÄ…cego siÄ™ na nogach.DrżaÅ‚ caÅ‚y i wydawaÅ‚ siÄ™ bardzo osÅ‚abiony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]