[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Skończyłprzenoszenie pakunków i stanął na wprost Alkui-na.— Wiecie, co myślę? Żeto są majaki.Wymysły starego mnicha, który sądzi, że wie więcej od prałata.Powinniśmy iść dalej pieszo z biegiem rzeki.Mamy woły i dobrze uzbrojonychludzi.— Cóż, ja natomiast myślę, że gdybyście mówili mniej, a więcej pomagali,już byśmy wynieśli z pokładu te tobołki.RS— Alkuinie! Pamiętajcie o należnym mi szacunku.— A wy o należnym mi spokoju.Bo jak słusznie powiedzieliście, nie jestemjuż młodzieniaszkiem.Jeśli mam pchać statek, potrzebny mi spokój.— A wy nadal to samo? Trzydziestu jeden ludzi nie.— Może więcej.Kiedy rozmawialiście, dziesięciu członków załogi zdrugiego statku zrzuciło drabinkę, by przejść na tę stronę — zauważyłaTheresa.Flawiusz nawet na nią nie spojrzał.— A zatem pozwólcie, że wam powiem, iż nie tylko wy potraficie snućdomysły.Jeśli nie ściągniemy statku z mielizny, to przetransportujemy naszebagaże na drugi statek i wrócimy do Frankfurtu, gdzie poczekamy na odwilż.Ci ludzie, którzy przechodzą na drugą stronę, pomogą nam w przeniesieniurzeczy.— Uzbrojeni w te wszystkie narzędzia? Oczywiście, że pomogą, ale wsposób, który wam wyjaśniłem.Ale skoro sądzicie, że to tak fatalny pomysł,powinniście przesiąść się na drugi statek.— Wiecie równie dobrze jak ja, że musimy dotrzeć do Wurzburga.316— Wobec tego przestańcie marudzić i znieście wasze bagaże.Thereso,pomóż mi z tym woluminem.Spójrzcie.— Wskazał na członków drugiejzałogi.— Spośród tych, którzy ruszyli na brzeg, dwu pomaszerowało w góręrzeki z pewnością po to, by sprawdzić, jak daleko sięga lód, a pozostali zaczęliciąć i przygotowywać pnie.— Drewno do naprawy statku? — zasugerowała dziewczyna.— Raczej wygląda na to, że szykują żerdzie, aby go przesunąć.Jeśli dobrzeprzyjrzysz się okolicy, zobaczysz, że w tym miejscu rzeka jest spokojniejsza, ata okoliczność w połączeniu z cieniem, jaki rzuca ta wielka góra — powiedział,machając ręką — wskazują na przyczynę powstania tej niespodziewanejpokrywy lodowej.Jednak niżej, gdzie cień znika, a spadek jest wyraźniejszy, zpewnością woda spokojnie sobie płynie.W tej samej chwili wrócił Hoos z zadowoloną miną.Odłożył broń na lodzie ipodszedł do Izama.— Tam dalej lód zaczyna się kruszyć, więc będziemy mogli popłynąć.— A brzeg? — spytał dowódca.— Są dwa czy trzy miejsca, gdzie robi się ciaśniej, ale pozostałe odcinki niepowinny sprawić kłopotów.— Zgoda.Gdzie jest strażnik?— Stoi na warcie, jak kazaliście.RS— Wobec tego pozostało nam tylko uwolnić tę kolubrynę i przeciągnąć polodzie do miejsca, w którym rzeka będzie spławna.* * *Owinięci linami członkowie załogi zacisnęli zęby i pociągnęli równocześnie.Za pierwszym podejściem statek jedynie zatrzeszczał.Potem trzeszczeniezamieniło się w zawodzenie i wreszcie, przy ostatniej próbie, dziób uniósł sięw górę, po czym opadł na pokrywę lodową.Powolutku statek zacząłprzesuwać się po lodzie niczym dogorywające zwierzę.Dwunastu wioślarzy zwołami na czele ciągnęło za liny na dziobie, a pomagało im kolejnych ośmiu,którzy porozstawiani po obu stronach kadłuba starali się nimi kierować.Pozostałych czterech ludzi otrzymało rozkaz pilnowania drugiego statku orazprowiantu i bagaży.Każdy okrzyk niczym smagnięcie batem wstrząsał statkiem, który rzężąc,przemieszczał się niemal niezauważalnie.Powolutku, w miarę jak kadłubposuwał się naprzód, szarpnięcia stawały się coraz bardziej harmonijne iwreszcie statek zaczął się ślizgać, zostawiając za sobą głęboką, zlodowaciałąbliznę.317Po południu, wśród przekleństw, usłyszeli, jak lód zaczyna się stopniowozałamywać pod ciężarem statku.— Stać! Stać, przeklęci łajdacy.Lód pęknie i wszyscy się potopimy! Ludziepuścili natychmiast liny i cofnęli się kilka kroków.W tym miejscu pokrywalodu była cieńsza, a kawałek dalej ustępowała miejsca labiryntowi bryłlodowych.— Zgromadźcie zwierzęta.Zróbcie otwór w lodzie i pozwólcie im się napić.Wy dwaj, kiedy woły odpoczną, zawrócicie po prowiant — rozkazał Izam.Flawiusz, który nie uczestniczył w holowaniu, odszedł kilka kroków odstatku.Wkrótce pojawiła się Theresa i Alkuin z przekrwioną twarzą.Mnichpróbował coś powiedzieć, ale zdołał jedynie wydobyć z siebie westchnienie.Po chwili padł na lód i zamknął oczy, usiłując odzyskać oddech.— Nie powinniście byli pomagać — zganił go Flawiusz.— Teraz patrzą namnie jak na dziwadło.— Odrobina ćwiczeń fizycznych przynosi ulgę duszy — wysapał Alkuin.— Tu się mylicie.Zostawcie pracę tym, którzy mają obowiązek jąwykonywać.My, oratores, powinniśmy oddać się modlitwie, tak jak poleciłnam Pan Bóg—powiedział, pomagając mu przenieść najlżejszy tobołek.— Ach, tak.Zasady, które rządzą światem: oratores modlą się o zbawienieludzkości, bellatores walczą o Kościół, a laboratores pracują na rzeczRSwszystkich pozostałych.Wybaczcie, zapomniałem o tym.— Alkuin zaśmiałsię ironicznie.— A to błąd — powiedział Flawiusz, podnosząc głos.— Jednak zgodzicie się ze mną, że wieśniacy również muszą się od czasu doczasu modlić.Podajcie mi, z łaski swojej, trochę wody.— Oczywiście.I nie tak znowu od czasu do czasu.— I podobnie przyjmujecie, że bellatores oprócz zaprawiania się w walce niepowinni również zapominać o swych obowiązkach duchowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]