[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A także.jaki jest powód, że moja osoba wzbudziła takiezainteresowanie z pana strony. Posądza mnie pan o najgorsze pokiwał głową gospodarz. O nic pana nie mogę posądzać.Najwyżej podejrzewam, żepod pozorem wynajmowania wielbłąda może pan być, przypuśćmy,funkcjonariuszem władz bezpieczeństwa.Hosni przyjrzał mi się uważnie i z całą powagą odrzekł: Daję panu słowo honoru, że jestem tylko właścicielem wiel-błąda i tego małego domku.A co do mojego zachowania, przyznaję,mogło ono pana czasami dziwić.Ale bywało i odwrotnie.Uznałem, że nie wypada mi wyjaśniać tej drażliwej sprawy nasamym początku wizyty, więc zmieniłem temat rozmowy, dość ob-cesowo i niedość zręcznie: Jakże piękne są te dywany, zwłaszcza ten mały nad stolikiem. To stary modlitewnik.Arabowie byli koczownikami i wojow-nikami.Każdy musiał mieć taki dywanik przytroczony do siodłakońskiego czy do juków wielbłąda, żeby móc modlić się trzy razy47dziennie, bijąc pokłony Allachowi.Te esy-floresy to nie ozdoby, leczsłowa modlitwy w perskim języku.Bo to wyrób perski z Tebrizu.Stary tebriz.Jest w naszej rodzinie co najmniej od dwustu lat.Dziśnaturalnie tylko jako ozdoba pokoju.Jeśli się panu podoba, proszęuważać go za swoją własność.Przestraszyłem się nie na żarty.Nieraz słyszałem, że w tradycyj-nych domach na Wschodzie i na Południu nie należy chwalić żad-nych przedmiotów, bo gospodarz musi wtedy podarować je gościo-wi.Trzeba się rewanżować darem równej wartości, a czasami możnadostać nożem w plecy.Naturalnie nie w gościnnym domu, lecz powyjściu, gdzieś w ciemnej ulicy.Sądziłem, że te zwyczaje dawnowygasły, teraz jednak przejął mnie strach, że znowu popełniłemstraszną gafę.Jak z niej wybrnąć? Serdecznie dziękuję za tak wspaniały dar przyszedł mi dogłowy zbawienny pomysł. Proszę jednak, aby pozostał na tej ścia-nie.Nie mógłbym go wywiezć z Egiptu, nie mówiąc już o tym, żecło tutaj i w Polsce zrujnowałoby mnie.Chyba dobrze zagrałem, bo Hosni uśmiechnął się i powiedział: Jak pan sobie życzy.Lecz teraz pora już, abyśmy coś zjedli.Jaodczuwam głód, pan zapewne też.Naturalnie przez grzeczność zaprzeczyłem, chociaż myśl o zje-dzeniu czegoś dobrego wcale nie była mi niemiła.Gospodarz coś zawołał po egipsku.Drzwi otworzyły się natych-miast i stanęła w nich uśmiechnięta Tagrid.Ona także, jak przedtemgospodarz na progu swego domostwa, złożyła mi ukłon, niczymprzed Allachem.Widocznie takie tu panują obyczaje.Znowu Achmed wydał jakieś polecenia i zwrócił się do mnie:48 Czy mój szlachetny gość pozwoli, żeby syn jadł razem z na-mi? Oczywiście! Bardzo będzie mi przyjemnie.Tagrid przyniosła lniany obrus, nakryła nim stolik i położyła trzynakrycia.Wymogi egipskiej czy też arabskiej etykiety nie dopusz-czają, by dziewczyna siadała razem z mężczyznami.Gdy dziewczyna podeszła do drzwi, stanęła na progu inna, starszakobieta.Domyśliłem się, że to matka Tagrid.Przynosiła z kuchnipółmiski, a córka odbierała je i nakładała nam na talerze potrawy.Było ich dużo, chociaż porcyjki niewielkie.Tak po łyżce z każ-dego półmiseczka.Jedne z tych dań ogromnie mi smakowały, doinnych zmuszałem się, aby je przełknąć.Na posiłek składały się rybyi mięso, przeważnie baranina.Wszystko z czosnkiem i obficie pole-wane ostrymi sosami, najczęściej różowego koloru.Do tego maka-ron, ryż, soczewica.Popijaliśmy czystą, lecz zimną wodą, podawanąw kubkach z czerwonawej miedzi.W czasie tej uczty Achmed nie odezwał się ani słowem.Ja takżenie, żeby nie strzelić nowego głupstwa.Kolacja ciągnęła się długo.Po przekąskach i gorących daniachpodano bardzo słodkie ciasta i herbatę.Kiedy wreszcie uporaliśmysię i z tym, a muszę przyznać, że podjadłem sobie za wszystkie cza-sy, Achmed skinął ręką i dziewczyna zaczęła sprzątać ze stołu.My-ślałem, że to koniec, ale zaraz pojawiły się owoce.Pomarańcze, cy-tryny, figi i daktyle.Tagrid przyniosła również dwa spore srebrnepucharki i dzban o wysmukłej szyjce z tego samego metalu.TerazJasin wstał z dywanu, skłonił się nam obu i wyszedł z pokoju.Zosta-liśmy we dwóch.Gospodarz nalał wina.Było ciemne i robiło wrażenie gęstego.49 Zdrowie mego przyjaciela powiedział uroczyście podnoszącpuchar człowieka, który ocalił życie mojego syna. Zdrowie miłego i hojnego gospodarza.Niech mu Allach przy-sporzy wszelkiego dobra starałem się dostosować do tej niecodziwnej dla Europejczyka etykiety.Obaj z ogromną powagą wypiliśmy po łyku.Wino było bardzosłodkie i chyba bardzo mocne.Przyznaję, że niezbyt mi smakowało.Wolę wytrawne, ale takich się w Egipcie raczej nie pija. Koran zakazuje pić wina zauważyłem dziwiąc się w duchu,że Arab nie przestrzega tego zakazu. Goszczę dzisiaj pod swoim dachem człowieka odparł Hosni który ocalił życie mojemu jedynemu potomkowi.Pragnąłbym,żeby ten człowiek czuł się w moim domu jak u siebie.Więc tendrobny grzech uśmiechnął się lekko biorę na swoje sumienie.Dzisiaj zresztą zakaz ten interpretuje się w Egipcie nieco inaczej: niewolno nadużywać alkoholu.A tego przecież nie robimy.Ponownie umoczyłem usta w ciemnym, słodkim płynie.Hosni przez chwilę milczał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]