[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawał serca.Aańcuszek zgonów czyprzypadek?Ciekawe czy byłazrobiona sekcja.I co wykazała.- Komisarzu - odezwał sięNiwa.- Za co mniepan tak nie lubi?Zaskoczył Michała.Przez dłuższy moment zbierał myśli.- Podobne pytanie zadał mi burmistrz - powiedział wreszcie -więcusłyszy pan podobną odpowiedz, przynajmniej w pierwszychkilkusłowach.Nie chodzi tylkoo pana.Raczej o to wszystko, co pansobą reprezentuje.Widzę w pana osobie nie człowieka, ale dziennikarską hienę.W dodatku zamotaną w układy i układziki, bojącą sięugryzć rękę,którająkarmi.Niezależna prasa -prychnął.- Może jesttakowa, ale nie w dziurach podobnychdo naszegomiasta!Właśnietego nie cierpię.- Jeszcze chwila, a powie pan, że nie ma w tym nic osobistego.-Bez przesady - roześmiałsię głośno Michał.- To cholernieosobista sprawa.Zatrzymał się przed domem redaktora.Nowy domjednorodzinnylśnił jeszcze mało przykurzonym tynkiem.Wroński westchnął w duchu z zazdrością.Człowiek zasuwa całymi dniami i nie stać go nawetna nowe meble, a tenstawia dom bez większegobólu.- Dziękuję - Niwa otworzył drzwi.- Mimo wszystko dziękuję.- Nie ma za co.Naprawdę.A na przyszłośćniech pan nie siadapo kielichu za kółkiem.To się z reguły zle kończy.A jeśli złapią panapolicjanci, postaram się ze wszystkich sił, żebypotraktowanopanajak każdego.Anawet bardziej surowo.- Wyobrażam sobie.-Nie pomogąwtedy znajomości.- Pan jest jednak okropny, wie pan o tym?140Wroński kiwnął głową.- Jasne, że wiem.Mam żonę.A kto potrafi uświadomić takie rze'czy lepiej niż kobieta?Aha -zatrzymał jeszcze naczelnego, i rzuciłmu kluczyki od samochodu.- Mnie to już po nic, a pan nie będzienadrabiał drogi do redakcyjnejpoczty.Telefonwyrwał go z płytkiej drzemki.Ułożył się już wygodnie w wielkim, skórzanym fotelu, ateraz trzeba byłoopuścić legowisko.To okazało się wcale nie takie proste.Końcami palców prawej rękinamacał dzwignię,pociągnął ją w górę.Teraz unieść głowę i pół pleców.Sprężyny naciągu powinnyzrobić resztę.Ale nie zrobiły-Staryszmelc!Alebył do niego przywiązany.Kiedy został szefem wydziałuoperacyjnego w Moskwie, zabrał ten mebelz Kazania na dobrą wróżbę.Szarpał się z fotelem, a telefon dzwoniłjak opętany.Wreszciewygrzebał się, chwycił czerwoną słuchawkę.- Czego?- warknął.Słuchał kilkanaście sekund głosu Z drugiejstrony.- No todawać go tutaj - Lekko uderzył pięścią w blat biurka.- Na co czekałeś, durniu?Myślałeś?Następnym razem,z łaski swojej, ogranicz ten zgubny nałóg, lejtnancie.Jak cię wezmiemy dogrupy koncepcyjnej, będzieszmyślał.Na razie masz tylko wypełniać polecenia!Nojuż, czekamna niego!Malininwszedł bez pukania.Marszałek Winogradow nie uznawałtakich konwenansów."Jeśli będę sobie życzyłposiedzieć w samotności - mawiał -zamknę się odśrodka iwywieszę kartkę, żeby niePrzeszkadzać.Pukanie przeszkadza tak samo jak wtargnięcie.A pozatym, kiedy ktoś kiedyśzapuka, będę wiedział, że muszę sięmieć nabaczności, bo tak może postąpić tylko obcy".Nie siadał też nigdy tyłem do drzwi.Podobno nawet we własnym domuzachowywał sięw taki sposób.Major stanął w progu niepewnie, nie wiedząc, jak się zachować nawidok przełożonego klnącego najgorszymi słowy i szarpiącego sięz wielkim czarnym fotelem.W pierwszej chwili chciał się cofnąć, ale141.widok był zbyt fascynujący, żeby z niego natychmiast zrezygnować.A potem było za pózno.Marszałek dostrzegł go.- Czego stoisz jak słup soli?- wydyszał.-Pomóż z tym choler -stwem!Oleg posłusznie zbliżył się.Marszałek ciągnął z całej siły zadzwig.nie z bokufotela, a jednocześnie drugą ręką starał się przygiąćmebel,szarpiąc zagłówek.Coś zgrzytało i trzeszczało, ale przedmiotniechciał się poddaćzabiegom.- Niech pan zaczeka - powiedział Malinin.- Tu trzeba delikatnie.- Delikatnie?- ryknął Winogradow.-Już próbowałem delikatnie, chłopcze!Bierz się do roboty.Major wzruszył ramionami, chwycił zagłówek i zaczął go pchaćwstronę marszałka.Efekt był tylko taki, żeunieśli ciężki fotel nadpodłogę.- Możejednak pozwoli pan spróbować?- spytał nieśmiało Oleg.- Próbuj - Marszałek odsunął się.- Jak ci się uda, masz u mniedużą wódkę.Malinin pochylił się, zajrzał pod spód, obejrzał dokładniekonstrukcję.Ujął dzwignię, uniósł ją delikatnie.Coś zgrzytnęło.Włożyłpalce w przestrzeńz boku, wymacał mechanizm.Nacisnął palcem zapadkę.Fotel złożył się z trzaskiem.- Cholera - Marszałek pokręcił głową z niedowierzaniem.- Jakto zrobiłeś?Malinin też kręcił z niedowierzaniemgłową, tyle tylko, że w duchu.Jak taki geniusz operacyjny, najinteligentniejszy człowiek, jakiego w życiuspotkał, może być jednocześnie taką niesamowitą techniczną niezgułą?- Trzeba naoliwićmechanizm - wyjaśnił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]