[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Narbon patrzył przerażony i jęczał nie wiedząc co robić.Pierwsza z dziewcząt pode-szła do niego i ze spokojnym uśmiechem wbiła mu w pierś upierścienioną dłoń.Kapłan179 wrzasnął i osunął się na ziemię.Dziewczyna wrzuciła w palenisko okrwawione ser-ce.Zaskwierczało i w Sali rozszedł się odór palonego mięsa.Stanęły nad Conanemi z uśmiechem popatrzyły na jego nagość. Może byście mnie uwolniły?  zapytał. Ale musisz nam coś obiecać  powiedziała jedna i z wyraznym żalem okryłaCimmeryjczyka strzępami kapłańskiej szaty. Wszystko czego tylko zechcecie, moje słońca. Patrz, mówi jak król. On przecież był królem  odparła druga i poszła szukać kluczy. ROZDZIAA DZIEWITNASTYSartapis biegł tajemnym korytarzem.Została mu tylko jedyna szansa.Coś przedczym wzdragał się od samego początku i czego zawsze się bał.Ale teraz, gdy Conan byłjuż na wolności, Sheila zbuntowała się, w świątyni grasowały tygrysice króla, a wrogiewojska oblegały Khemi, musiał uciec się do magii.I to do magii wymagającej najwyż-szego kunsztu, do magii groznej i niebezpiecznej, mogącej sprowadzić nieszczęście nasamego maga.Wpadł do maleńkiego pomieszczenia o ścianach obitych purpurową materią.W ol-brzymim trzynastoramiennym świeczniku płonęło wiecznym ogniem trzynaście czar-181 nych świec.Jedna ze ścian była utworzona z kryształowego lustra, w którym, o dziwonie odbijało się wnętrze pokoju, a tylko jakiś zamglony splątany obraz jakby narodzonyw koszmarnym śnie.Pod lustrem, na trójnogim stole, leżała kryształowa kula tak przej-rzysta jak gdyby uczyniona z bryły lodu.Tylko w jej środku gorzał szkarłatny płomień.Sartapis usiadł przed lustrem i położył dłonie na kuli.Zpiewnym głosem rozpoczął wy-powiadać zaklęcie.Zaklęcie, które otwierało drogę ze świata demonów do świata lu-dzi.Zaklęcie, które przyzywało najgrozniejsze i najstraszniejsze siły.Arcykaplan drżał.Wiedział jak bardzo niebezpieczne jest to co robi, wiedział jak łatwo człowiek, co niezdoła opanować demona stanie się jego niewolnikiem po wiek wieków.Zpiew stawał sięcoraz szybszy.Powierzchnia lustra zmętniała, a potem nagle rozjarzyła się purpurowymblaskiem.Buchnęły płomienie, ale natychmiast z powrotem zapadły w kryształ.Kulapulsowała pod dłońmi Sartapisa, teraz już cała czerwona i światło zdawało się przeni-kać przez wątłe palce arcykapłana, malowało cienie na jego bladej, spoconej twarzy.Sartapis przymknął oczy.Chłonął moc z całych sił wypowiadając zaklęcia, które miałygo uczynić bezpiecznym i nie poddać sile demona.Wreszcie wykrzyczał jego imię.182  Asthorgos! Asthorgos! Asthorgos!  powtórzył trzykrotnie kreśląc lewą dłoniąznaki w powietrzu.Lustro stało się nagle czarne i głębokie, tak jakby prowadziła z niego droga w bez-denną otchłań. Kim jesteś ty co śmiesz przerywać mój sen?  dobiegł Sartapisa grzmiący, po-wolny głos. Jestem, który żądam wołając  odparł arcykapłan. Czego żądasz ode mnie sługo Seta?  w lustrze zabłysły dwa czerwone światła,tak jakby dwoje gorejących oczu. Abyś wyszedł z otchłani i służył  odparł Sartapis  aby twa moc stała się mojąmocą. Rozkazałeś  rzekł demon  otwórz mi drogę, a ja spełnię twą wolę.Teraz nadchodził najgorszy moment.Arcykapłan wiedział, że będzie musiał wy-powiedzieć zaklęcie pozwalające na to by demon wychynął z otchłani i wtargnął dorzeczywistego świata.I wiedział też, że wywołany demon zawsze próbuje zabić czło-wieka, który go wezwał.Jeśli mu się to nie uda musi służyć.Oczywiście za taką służbę183 należało płacić.Czasem bardzo wysoko płacić.Ale bardzo często zdarzało się, że de-mon zabijał od razu maga i szalał na świecie póki jakaś potężniejsza od niego moc niewepchnęła go z powrotem w otchłań. Elger Asthorgos harden a yrdev  wykrzyknął zaklęcie otwierające drogę i na-tychmiast bez chwili zastanowienia dodał  merea Asthorgos er ywarri.Kula rozjarzyła się potężnym blaskiem i rozgrzała tak bardzo, że Sartapis prawiejęczał z bólu.Ale nie cofnął dłoni.Gdyby to zrobił, demon zabiłby go w tej samejchwili.Cztery ostatnie słowa zatrzymały go ale nie spętały.Był jeszcze silny i gotowydo walki. Merea Asthorgos er ywarri, hapoena melinoe Asthorgos, ywarri y Asthorgos beh-rande  szeptał gorączkowo Sartapis cierpiąc strasznie, gdyż jego dłoń była palonażywym ogniem, a nie miał siły ani czasu odpędzić bólu.Z lustra wyskoczyła mała, czerwona postać.Rycerz wysoki, ledwie na pół łokcia,z obnażonym mieczem w prawej dłoni i prostokątną tarczą w lewej.Buchał od niegożar i nawet kamienny blat stołu ciemniał pod jego stopami.Demon próbował przedrzeć184 się w stronę kryształowej kuli, ale zaklęcia krępowały go i nie pozwalały uczynić anikroku. Beharda Ywarri y Asthorgos behrande!  demon zatoczył się do tyłu.Sartapisczuł, że długo już nie wytrzyma.Jeszcze straszniejszy od bólu palonej dłoni zdawał siębyć wzrok Asthorgosa.Wyraz jego czerwono  płonących oczu, pełen nienawiści takpierwotnej i okrutnej, że nawet w Sartapisie budziła przerażenie. Beherda ywarri y Asthorgos behrande  powtórzył słabym głosem drżąc z bólui wyczerpania.Demon zaśmiał się suchym, spokojnym śmiechem.Jego oczy płonęły coraz silniej. Nie wytrzymasz  rzekł, a jego głos poraził uszy arcykapłana  jesteś mójnędzny człowieku.Na zawsze mój.Sartapis dyszał ciężko jak wyrzucona na brzeg ryba.Nie mógł już oderwać wzrokuod oczu demona i z każdą chwilą uciekały z niego siły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •