[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czerwony okrąg z pewnością wyrysowanokrwią.Kabalistyczne symbole szły po jego wewnętrznej stronie, rów-nież nią zakreślone.Rozpoznałam niektóre z nich.Wystarczyło to, bymwiedziała, że mam do czynienia z jakąś formą nekromancji.Znałamznaki, które symbolizowały śmierć i te o przeciwnym znaczeniu.Z jakiegoś powodu nie chciałam przekroczyć okręgu.Ominęłam goostrożnie, żeby zobaczyć twarz.Moje plecy przylegały do ściany, gdywpatrywałam się w szeroko otwarte oczy Roberta - wampira.MężaMoniki.Niedoszłego ojca.- Cholera - zaklęłam cicho.- Znasz go? - zapytał Dolph.Pokiwałam głową.- Robert.Miał na imię Robert.- Symbole śmierci mają sens, kiedyskłada się w ofierze wampira.Ale czemu? Dlaczego tak?Zrobiłam krok do przodu i przerwałam krąg.Zmroziło mnie.To byłojak milion robaków pełznących po i przez moje ciało.Nie mogłam od-dychać.Wycofałam się z linii krwi.Uczucie zanikło.Ciągle czułam tow głowie, ale już było lepiej.Wzięłam głęboki oddech, wypuściłampowoli powietrze i znów weszłam w okrąg.Nie czułam się, jakbymuderzyła w ścianę, bardziej jak w koc, duszący, obfity w larwy koc.Próbowałam iść dalej, przejść przez krąg, ale nie mogłam.Zatoczyłamsię i gdyby nie było tam ściany, upadłabym.Obsunęłam się po niej, aż usiadłam z podciągniętymi do siebie kola-nami.Moje palce u stóp były centymetry od okręgu.Nie chciałam goznów dotknąć.Dolph przeszedł przez okrąg, jakby go tam nie było i klęknął obokmnie; część jego ciała wciąż znajdowała się wewnątrz okręgu.- Anito, co się dzieje? Potrząsnęłam głową.- Nie jestem pewna.- Spojrzałam na niego.- To okrąg mocy, niemogę przez niego przejść.Zerknął na swoje ciało.- Ja mogę.- Nie jesteś animatorem.Nie jestem czarownicą i nie wiem nic o te-go rodzaju magii, ale niektóre z symboli są symbolami śmierci, a nie-które ochroną przed nią.Gapiłam się na niego.Skóra wciąż świerzbiała mnie od przekrocze-nia kręgu.Nowy strach przemknął mi przez myśl.- To jest zaklęcie zarówno, aby opanować i powstrzymać zmarłego,nie mogę go przekroczyć.Patrzył na mnie z góry.- Co to dokładnie oznacza, Anito?- To znaczy - odezwał się kobiecy głos - że to nie ona stworzyłakrąg.Rozdział 19Kobieta stała w drzwiach.Była wysoka, szczupła, ubrana w fioleto-wy komplet -spódnicę i żakiet, pod który włożyła męską koszulę.We-szła do pokoju tak ochoczo, że odjęłam jej z dziesięć lat.Wglądała natrzydzieści, ale nie miała tyle.Zapewne trochę ponad dwadzieścia,sprawiała wrażenie dumnej z siebie.Prawdopodobnie była mniej więcejw moim wieku, ale miała w sobie świeżość, którą ja utraciłam lata te-mu.Dolph zaoferował mi pomocną dłoń.Pokręciłam głową.- Nie mogęjeszcze wstać, chyba, że zamierzasz mnie nosić.- Anito, to detektyw Reynolds - powiedział.Nie wydawał się być za-chwycony.Reynolds obeszła krąg tak, jak ja, ale po to, by mi się lepiejprzyjrzeć.Znalazła się poprzeciwnej stronie niż Dolph.Patrzyła na mnie z góry, uśmiechnięta,ochocza.Spoglądałam na nią zadzierając głowę, moja skóra nadal drża-ła po próbie sforsowania kręgu.Pochyliła się i wyszeptała.- Kochanie,widać, co masz pod spódnicą.- Dlatego bielizna pasuje do stroju - odparowałam.Wyglądała na za-skoczoną.Nie mogłam wyprostować nóg bez ponownego dotykania kręgu,więc jeśli chciałam przestać świecić kroczem, musiałam na nich stanąć.Wyciągnęłam rękę do Dolpha.- Pomóż mi się podnieść, ale w żadnym razie nie pozwól, abym upa-dła na to coś.Detektyw Reynolds nieproszona chwyciła moje drugieramię, ale szczerze mówiąc,potrzebowałam asysty.Nogi miałam jak z galarety.Gdy tylko mniedotknęła, włoski na moim ciele stanęły dęba.Wyszarpnęłam się jej iupadłabym, gdyby Dolph mnie nie podtrzymał.- Co się stało Anito? - zapytał.Wsparta na nim, próbowałam oddychać spokojnie i miarowo.- Niejestem w stanie znieść teraz jakiejkolwiek magii.- Przynieś dla niej krzesło z jadalni - rzucił Dolph.Nie zwrócił się dojakiejś konkretnej osoby, ale mundurowy wyszedł, prawdopodobnieudał się po rzeczony przedmiot.Dolph podniósł mnie.Głupio protestować, kiedy nie byłam w stanieustać, ale czułam się jak idiotka.- Anito, co masz na plecach? - zapytał.Zapomniałam o ostrzu znajdującym się w pochwie umieszczonejwzdłuż kręgosłupa.Od konieczności udzielenia odpowiedzi ocalił mniemundurowy - przyniósł krzesło.Dolph usadził mnie na nim.- Czy detektyw Reynolds próbowałarzucić na ciebie czar? Potrząsnęłam przecząco głową.- Niech mi ktoś wyjaśni, co właśnie zaszło.Niezdrowy rumieniec wykwitł na bladych policzkach Reynolds.- Próbowałam zbadać jej aurę, tak jakby.- Czemu? - spytał Dolph.- Ze zwykłej ciekawości.Czytałam o nekromantach, ale nigdy żad-nego nie spotkałam.Spojrzałam na nią.- Jeżeli chcesz dokonać jeszczejakichś prób, detektywie, najpierwzapytaj.Skinęła głową, wyglądała młodziej, utraciła trochę pewności siebie.-Przepraszam.Reynolds - powiedział Dolph.Zerknęła na niego - Tak,sir.- Idz stanąć dalej.Zmierzyła nas wzrokiem i skinęła głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]