[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.147 Bowen poczuł ulgę, widząc, że wampirzycy ujcale się tonic spodobało.Emma ściągnęła brwi, jej oczyzamigotały srebrem.Pomyślał, że jeszcze nigdy widok kobiety bliskiejwybuchu wściekłości nie sprawił mu takiegozadowolenia.Chociaż z trudem,Emmaline powstrzymała się od komentarza.- Pamiętaj o mojej propozycji, wampirze! - zawołałajeszcze Cassandra i zeskoczyła z dachu.Kiedy zostali sami, Bowen zapytał:-A co to za propozycja?-To ciebie nie dotyczy.Spojrzał na nią ze złością, podobnie jak wcześniej naCass.Ale ona tylko wzruszyła ramionami.- To na mnie nie działa.Wiem, że nie zrobisz mikrzywdy.Gdybyś się odważył, Lachlain skopałby cityłek, nieprawdaż?- Trochę dziwnie się wyrażasz.- Gdybym miała dolara.- powiedziała zwestchnieniem.Dlaczego Lachlain powiedział, że Emma jest nieśmiała izamknięta w sobie?- A więc skoro nie chcesz mi powiedzieć, jakiż todiabelski plan wykluł się w mózgu Cassandry, zrób mitę przyjemność i przejdzsię ze mną kawałek.- Nie, dzięki.Raczej nie.Jestem zajęta.- Zajęta chodzeniem po dachu w mglistą noc imówieniem do siebie? - Masz niezwykły dar obserwacji - powiedziała,odwracając się do niego tyłem.- Skoro mowa o darach, mam dla ciebie jeden.Przyszedł dziś rano.Zastygła i odwróciła się powoli w jego kierunku.- Prezent?Ledwie ukrył zdumienie.Niech to, jeżeli walkirie nie sątak zachłanne, jak mówi się wśród istot Tradycji.- Jeżeli przejdziesz się ze mną i porozmawiasz, to cipokażę.Skubnęła dolną wargę, ukazując kły i przypominającmu, że ciągle jest wampirem.Jedyną okazję dorozmowy z wampirem miałwtedy, gdy któregoś z nich torturował.- Dobrze.Masz pięć minut.Ale tylko pod warunkiem,że zobaczę ten prezent.Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej zejść z dachu, ale nieprzyjęła jego pomocy i z gracją zeszła sama.Bowennigdy nie widział, żebyktoś schodził z dachu tak, jakby od ziemi dzieliły go nietrzy metry, tylko trzy centymetry.Kiedy w ślad za Emmą skoczył w dół, ruszyli wkierunku stajni.- Wiem, że jesteś zła na Lachlaina - zagadnął ją.- Czydlatego, że cię oszukał, czy może raczej dlatego, żedowiedziałaś się, jakanaprawdę jesteś?- Nie jaka jestem, ale jak mnie ludzie widzą.Ale maszrację, jestem na niego zła jak cholera.148 - On cię oszukał nie bez powodu.Nie jest nieuczciwy,wręcz przeciwnie, tylko po prostu nie wie, co ma zrobić,żeby cię zatrzymać.Przecież jesteś jego partnerką.- Partnerką, partnerką.Mam już tego dość!- Przestrzegałem Lachlaina, żeby nie był głupi i uparty,ale wygląda na to, że ciebie także powinienem ostrzec.Rozzłościła się, aż jej oczy zamigotały srebrem.Niezwracając na to uwagi, wziął ją pod łokieć i wprowadziłdo stajni.- Pomińmy te nieistotne szczegóły i przejdzmy domeritum.Lachlain nie zamierza cię puścić, twojarodzinanatomiast zechce cię odzyskać.Dojdzie do maiki.Chyba że przekonasz swoich bliskich, żebyzrezygnowali.-Nie ma mowy! - warknęła.- Nie będzie żadnegoproblemu, ponieważ ja go nie chcę! - Wyrwała łokieć zjego ręki.- A następnywilkołak, który mnie dotknie, straci łapę.I pobiegła pomiędzy dwoma rzędami boksów.Naglezatrzymała się i spojrzała na klacz, którą przywiezionodzisiejszego ranka.Podeszła bliżej i dotknęła jej jedwabistych chrap.Todziwne.Emmaline wybrała konia, którego właśnie dlaniej sprowadzono.Cholerna wszystkowiedząca walkiria.Spojrzała z zachwytem na wspaniałe zwierzę.- Hej, piękna - mruknęła.- Czyż nie jesteś słodka? -Wyglądała tak, jakby już się zakochała w tej klaczy. Bowen poczuł się tak, jakby jej w czymś przeszkadzał,ale mimo to kontynuował rozmowę.- Myślałem, że wampiry lepiej potrafią odróżniaćrzeczywistość od bujdy.On nie zamierza cię puścić.Jestbogaty, atrakcyjny.Jest królem, który przez resztę życia będzie cię chronił irozpieszczał.Musisz tylko zaakceptować to, co zesłał cilos.- Posłuchaj, Bowen, na pewno nie jestem realistką.-Oparła się swobodnie o drzwi boksu, jakby była w tejstajni setki.Objęłaszyję klaczy i delikatnie poklepywała ją po łbie.-Oczywiście mogę udawać, że nieuczciwość Lachlainawcale mnie nie zabolała.Mogę udawać, że jest mi tu lepiej niż we własnymdomu i kraju.I mogę nawet zignorować fakt, że on jestode mnie starszy o setki lat.Ale nie mogę udawać, że cały klan mnie kocha i żewilkołaki nie będą mnie atakować.I nie mogę udawać,że moja rodzinazaakceptuje go, bo nigdy tak się nie stanie i będąpróbowali mnie zmusić do opuszczenia tego miejsca.Na jej twarzy zamiast złości zagościł smutek.Niemówiła mu całej prawdy.Resztę mógł wyczytać z jejspojrzenia.PartnerkaLachlaina była przestraszona.I to bardzo.Wyglądała tak samo jak Mariah.- Co jeszcze cię gnębi? Widzę, że jest coś jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •