[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eliza ociągała się z toastem.- Myślałam, że poczekamy na Tempie i Blade’a.- Wzniesiemy jeszcze jeden toast, kiedy się tu zjawią - powiedział Alex i pociągnął solidny łyk musującego płynu.- Nie ja - odparła i przytknęła kieliszek do ust.Zamierzała jedynie umoczyć usta, ale przez zbytnią ostrożność wciągnęła powietrze i zakrztusiła się.Will zaczął ją miłosiernie klepać po plecach, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu.- To wcale nie jest śmieszne - rzuciła gniewnie, kiedy już doszła do siebie.- Oczywiście, że nie - przytaknął z wesołymi błyskami w oczach.- Jednak następnym razem proponuję, żebyś wypiła szampana, zamiast go wdychać.- Nie będzie następnego razu - oznajmiła, odstawiając kieliszek na tacę.- Pamiętasz tę uroczystą kolację w forcie przed kilku laty? - zapytał Will.- Kiedy nie odpowiedziała, zwrócił się do Kippa.- Jeden z oficerów wlał po kryjomu do ponczu prawie całą butelkę whisky.Eliza stwierdziła wówczas, że to wyjątkowy poncz i bez przerwy sobie dolewała.- Chciałam tylko sprawdzić, jakie zawiera składniki.- Szkoda, że nie widzieliście wyrazu jej twarzy, kiedy powiedziałem, że zawiera whisky - rzucił ze śmiechem.Eliza chciała się rozgniewać, lecz wbrew sobie wybuchnęła śmiechem.- Upiłaś się, babciu? - zapytał Alex.- Ależ skąd - odpowiedziała, starając się zapanować nad wesołością.- Tylko że następnego dnia rano czuła się okropnie - dodał Will.Eliza znowu wbrew sobie wybuchnęła śmiechem.- To rzeczywiście było ciekawe doświadczenie - przyznała, po czym westchnęła ze smutkiem.- Wspaniałe były te przyjęcia w Fort Gibson.- Po ataku konfederatów na Fort Sumter jeszcze zaczniemy żałować, że nie ma tam wojska - zauważył Kipp.- Ta wojna nas nie dotyczy - rzucił szorstko Will.Wojna.Północ.Południe.Ostatnio tylko o tym się mówiło.W pamięci miała jeszcze zapowiedzi Georgii o wystąpieniu z Unii i całe to straszne zamieszanie sprzed trzydziestu lat, które doprowadziło do przesiedlenia Czirokezów.Brała wówczas udział w politycznych dyskusjach, zażarcie broniąc swoich argumentów.Teraz jednak nie widziała w nich nic ekscytującego.Wspomnienie obozów, do których zostali spędzeni, długiej wędrówki i pierwszych lat okupionych krwią i trudem, póki Oak Hill nie przekształciło się w kwitnącą plantację, było wciąż żywe.Wojna zawsze niesie ze sobą ból i cierpienie, wielkie straty i biedę, choroby i śmierć.Bez względu na to czy walka odbywa się przy użyciu broni, czy za pośrednictwem prawników i sądów, ludzie jednakowo na tym cierpią.Może to i tchórzostwo z jej strony, ale nie miała ochoty dyskutować na ten temat.- Czy mówiłam ci, Alex, że dostaliśmy w tym tygodniu list od Susannah? - zwróciła się do niego z pytaniem.- Dopytuje się o ciebie.Chciałaby wiedzieć, kiedy wybierasz się do Harvardu.- Jeszcze nie zdecydowałem, czy pojadę.- Nigdy nie byłeś na Wschodzie.Podróż tam to wspaniała przygoda.Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej jazdy pociągiem, kiedy podróżowaliśmy z Susannah na Wschód.- Nic się nie stanie, jeśli zaczekam z tym jeszcze rok.Przecież Wschód nie zniknie.Harvard też nie.Poza tym nie wiem, czy tam właśnie chcę iść.- Zanim Eliza zdążyła odpowiedzieć, Alex zwrócił się do Willa.- W zeszłym tygodniu ścigałem się na mojej klaczy.Przegoniła wszystkie konie.Jest najszybsza w okolicy.Przy niej twój Grzmot to licha chabeta.- I ogier Blade’a również - dodał Kipp z drwiącym skrzywieniem ust.- Może po obiedzie urządzilibyśmy wyścig? - zapytał Alex, ignorując uwagę ojca.- Spadająca Gwiazda przeciw twojemu Grzmotowi.- Jesteś bardzo pewny siebie - stwierdził Will.- Jestem.O co się założymy?- Will! - zaprotestowała Eliza.- Nie obawiaj się, babciu, nawet tobie spodoba się moja propozycja - odparł z uśmiechem Alex.- Jeśli moja klacz przegra, na jesieni idę do college’u.- A jeśli wygra? - zapytał Will.Alex zawahał się, po czym uśmiechnął szeroko, ukazując dołeczki w policzkach.- Zawsze bardzo podobał mi się ten rewolwer, który dostałeś w zeszłym roku.Will uniósł lekko brwi, lecz po krótkim wahaniu skinął głową.- Dobrze.Jeśli twoja klacz wygra, dostaniesz go.- Mężczyźni - prychnęła Eliza.- Nawet gdybym dożyła stu lat, to i tak nie zdołałabym pojąć waszej fascynacji bronią i szybkimi końmi.- Wiedziała jednak, że ten sprzeciw bierze się z tych nie kończących się dyskusji na temat grożącej krajowi wojnie domowej.W drzwiach stanął Shadrach.- Pani Tempie i pan Blade przyjechali - poinformował.Nie zdążył jeszcze wyjść, kiedy do pokoju wbiegła Sorrel.- Zapomniałeś o mnie, Shadrach.Ja też tu jestem.- Proszę wybaczyć, panienko.- Shadrach skłonił się uprzejmie.- Panna Sorrel - zaanonsował z wesołym błyskiem w oczach.Pojawiła się Tempie z mężem.Blade natychmiast poszukał wzrokiem Kippa.Nie czekając na rodziców, Sorrel podbiegła do dziadka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]