[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czemu niby cały zaszczyt pojmania ciebie miałby spaść na Thalryka, skoro sam mógłbym to zrobić? A jeżeli jesteś tylkozwyczajną pajęczycą, która wplątała się w przerastające ją sprawy, to należysz do mnie i powinnaś się przyzwyczaić do siedzenia tam, gdzie ci każę, i robienia tego, co ja zechcę.Dotarli do otwartych drzwi i kryjącego się za nimi kolejnego pomieszczenia wypełnionego przymocowanymi do podłogi skrzyniami.Halrad przeszukał je wzrokiem i Tynisa zrozumiała nagle, że zamierza ją wepchnąć do któregoś z tych pudeł.–Właź do środka, kobieto! – Usiłował ją popchnąć, ale wywinęła się zręcznie iodskoczyła ku grodzi.– Nie zmuszaj mnie do użycia siły! – ostrzegł.Podniósł dłoń i dziewczyna zobaczyła, że pokrywa ją siateczka błyskawic.Zrozumiała, że to sztuka przodków, choć nigdy przedtem nie spotkała się z takim jej przejawem.Rozejrzawszy się dookoła, szybko oceniła sytuację.Ani przez chwilę nie uległa pokusie współpracy z osowcem.–Dwie sprawy, mości kapitanie – zaczęła.– Po pierwsze, nie zostawię moichprzyjaciół w potrzebie.Po drugie… – przełknęła ślinę i wykreśliła go z myśli – teraz będzie wsam raz.–Co?! – Zaskoczenie w głosie Halrada przeszło we wrzask agonii, gdy Totho pchnąłgo mieczem w plecy.Osowiec wygiął się ku niej, ona jednak zręcznie uskoczyła w bok i wyrwała z jego chwytu.Przez sekundę Halrad stał nieruchomo i oparty o grodź patrzył przed siebie.Potem przechylił się i wpadł tyłem przez otwarte drzwi do ładowni.Tynisa odwróciła się do towarzysza, który patrzył na trupa szeroko otwartymi oczami.Cokolwiek czuł w tej chwili, nie było to uniesienie, jakie ogarnęło ją w domu Stenwolda, gdy po raz pierwszy odebrała komuś życie.–Zjawiłeś się w samą porę – stwierdziła spokojnie.– Jak to się stało, że trafiłeś tu tak szybko?–Co? – Spojrzał na nią z rumieńcem na twarzy.– Więc, tego… powiedziałem kilku technikom, że ja… znaczy… cię lubię, więc oni mieli na ciebie baczenie…–To bardzo miłe – powiedziała, ale tylko pogłębiła w ten sposób konfuzję młodzika.– Czekaj, słyszałeś, co mówił o Thalryku?–Che już poszła szukać Salmy – wyjaśnił.– Co teraz zrobimy?–Sprowadź ich tutaj – powiedziała.– Dolny pokład będzie prawdopodobnie ostatnim miejscem, które zechcą przeszukać.A ja tymczasem ukryję gdzieś ciało.Che znalazła Salmę w sali ogólnej, ale nie miała mu do powiedzenia niczego nowego –wskazał jej trzech osowców czających się pod ścianą.–Ten środkowy paskuda wlazł tu przed chwilą i od tej chwili na coś czekają.Widać wyraźnie, że sytuacja się zmieniła.–To ten nowy oficer – stwierdziła gotowa do każdej akcji Che.Wdziała już tunikę i spodnie, a wszystko, na czym jej zależało, włożyła do biesagów.Miecz przytroczyła do boku.–Czyhają na nas.– Salma wzruszył ramionami.– I w zasadzie nie ma znaczenia, czy uważają nas za agentów, czy sądzą, że naprowadzimy ich na Stenwolda.–Ale co teraz powinniśmy zrobić? – zapytała Che.– Nie możemy tu siedzieć do końca wieczności.Totho zresztą powiada, że jak zaczną się niecierpliwić, to mogą przejąć cały statek i skierować go na przykład do Imperium…–Mój lud brałby pod uwagę dwa wyjścia – powiedział Salma z jeszcze silniejszymsardonicznym uśmiechem niż zwykle.– Po pierwsze, możemy sięgnąć po stal i zacząć ichtropić po całym statku, przemykając jak cień wśród cieni.Zabijać ich pojedynczo lub podwóch, aż wszyscy będą martwi.Albo wcześniej samemu zginąć z ich ręki.To jedna zmożliwości.Che spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.Salma mówił śmiertelnie poważnie.Nigdy wcześniej nie słyszała w jego głosie takich tonów.–Robiłeś to już wcześniej?–Nie – przyznał.– Ale takie rzeczy zdarzały się na wojnie.– Przeciągnął się.– Taki plan podpowiada mi moja prawa ręka.Pozostaje jednak jeszcze lewa.–A ta ci mówi…–Patrz i ucz się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]