[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyciągnął korek połamanymi, żółtymi zębami i przełknął dużyłyk tego, co znajdowało się w środku.Kiedy odjął flaszkę od ust, jego oczy wybałuszyły sięgroznie, jakby chciały mu wyskoczyć z głowy, i wydawał się albo zaczerpywać głębokioddech, albo krzyczeć? Havarian? spytał Abdel, troszcząc się o niego przez chwilę.Stary pirat wykrztusił z siebie w końcu donośny, flegmowy kaszel.Zlina i śluz spływałymu z podbródka, a ciałem wstrząsała seria gwałtownych konwulsji. Wszystko w porządku? zapytał Abdel.Havarian zdobył się na śmiech i powiedział Słabe.Abdel wzruszył ramionami i wrócił do wiosłowania.Nie mógł tam dotrzeć wystarczającoszybko.* * *Abdel nie przyglądał się dokładnie wyspiarskiemu azylowi.Mógł z łatwością dostrzecnajwyższą wieżę i skierował się prosto do niej.Budynek wywoływał jakieś mglisteprzeczucia i Abdel starał się usilnie, by utrzymać je z dala od swego umysłu.Nie chciałmyśleć za bardzo o tym, co robi.Nie chciał myśleć, że świadomie wdziera się do miejsca,którego wnętrza nikt inny nie chciałby ujrzeć.Abdel potrząsnął głową i wiosłował szybciej. Spokojnie, chłopcze mruknął stary pirat.Havarian przyjrzał się wieżom oraz blankompodobnego do fortecy azylu i zbladł. Jesteś pewien, że ci tak spieszno? Muszę dostać się do tamtej ściany powiedział Abdel, ignorując pytanie starca. Podnajwyższą wieżę.Havarian przyjrzał się skalistej linii brzegowej i wskazał na zbiorowisko głazów, któretworzyły coś na kształt miniaturowej przystani.Wszędzie wokół uderzały fale, jednak niewięcej niż kilka metrów od podstawy wieży istniało małe miejsce względnego spokoju.Gładka ceglana ściana wyrastała ze sterty głazów, tuż na skraju wyspy. Mogę cię tam dość łatwo dowiezć rzekł Havarian, biorąc wiosła. Ale nie będę siękręcił wokół tej skały, chłopcze.Twoja podróż jest w jedną stronę, słyszysz?Abdel parsknął i przytaknął niecierpliwie.Havarian skierował łódz pod osłonę głazów iskinął głową Abdelowi, gdy uznał, że jest już wystarczająco płytko, by najemnik mógłopuścić łódz. Nie zgiń w tym miejscu, chłopcze zawołał kapitan Havarian za Abdelem, który parł wstronę głazów u podstawy ściany. To złe miejsce na gubienie duszy.Abdel znów przytaknął, zerkając na starca jedynie tak długo, ile potrzebował, by ujrzeć,że ten odpływa szybko od wyspy.Zaledwie paru minut potrzebował Abdel, by odnalezć dziwny glif, który narysowała muBodhi. Nchasme powiedział głośnym, pewnym głosem i został nagrodzony odgłosemkamienia zgrzytającego o kamień.Kilka cegieł cofnęło się powoli w głąb ściany, rozsypując kurz.W ciemności otworzyłysię drzwi wystarczająco duże, by Abdel mógł się przez nie przecisnąć.Abdel uznał, że gdzieśdaleko usłyszał krzyk i spojrzał znów na małą przystań.Nie było ani śladu po kapitanieHavarianie.Abdel zmusił się do uśmiechu i wszedł w otwór.* * *Mężczyznie brakowało obydwu nóg, jednak nie była to jego największa ułomność.Abdelwykonał kolejny kroczek w jego stronę, przygryzając dolną wargę w niezdecydowaniu.Beznogi szaleniec łkał żałośnie, czasami wyrzucając z siebie zduszone, pełne desperacji Gdzie idziesz?.Niestety robił to w otwartych drzwiach, które były jedynym wyjściem z tego zasłanegosłomą pomieszczenia.Miejsce to cuchnęło tak mocno uryną, że Abdel musiałpowstrzymywać wymioty.Mógł po prostu odsunąć mężczyznę i przejść, jednak w pokrytejśluzem skórze, ocierającymi się o siebie startymi zębami, strzykającej plwocinie, pełzającychwszach, woni oraz szalonej, nieprzewidywalnej naturze tego mężczyzny było coś, cowzbudzało w Abdelu więcej niż niechęć, by go dotknąć.Abdel chrząknął, jednak szaleniec nie dał znaku, że zauważył najemnika, albo teżktóregokolwiek z garstki towarzyszy w pomieszczeniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]