[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bernarda przyglądała nam się w milczeniu.- Hola, hola, za własne zakupy płacę własnymi pieniędzmi, a to ma być prezent dla siostrzenicy.- Wobec tego proszę w zamian pozwolić się zaprosić do kawiarni na podwieczorek -natychmiast podchwycił Fermin, przygładzając sobie włosy.~ No, nie daj się prosić, dziewczyno - zachęciłem.- Zobaczysz, jak b?dzie miło.Zapakuję książkę, a Fermin w tym czasie pójdzie się ubrać.Fermin szybko udał się na zaplecze, by przyczesać się, uperfumować 1 w*°żyć marynarkę.Wziąłem z kasy trochę pieniędzy i dałem mu je, żeby mógł zaprosić Bernardę.~ Gdzie mam ją zabrać? - szepnął, zdenerwowany jak dziecko.109- Ja bym ją zabrał do Els Quatre Gats - odparłem.- Z tego, co wiem, ten lokal przynosi szczęście w sprawach sercowych.Podałem Bernardzie zapakowaną książkę i mrugnąłem porozumiewawczo.- To ile jestem winna, paniczu Danielu?- Nie wiem.Przy okazji ci powiem.Nie było na niej ceny, więc muszę zapytać ojca -skłamałem.Patrzyłem, jak idąc pod rękę, znikali w głębi ulicy Santa Ana, i myślałem sobie, że może w niebie ktoś akurat ma dyżur i wreszcie obdzieli tę dwójkę kilkoma kropelkami szczęścia.Wywiesiłem na drzwiach tabliczkę z napisem ZAMKNIĘTE.Poszedłem na zaplecze, by przejrzeć książkę, w której ojciec zapisywał zamówienia, i usłyszałem dźwięk dzwoneczka zawieszonego przy drzwiach.Pomyślałem, że może Fermin czegoś zapomniał albo ojciec wrócił już z Argentony.- To ty, Fermin? Tata?Minęło kilka sekund bez żadnej odpowiedzi.Przeglądałem dalej książkę zamówień.Usłyszałem kroki w księgarni, powolne stąpanie.- Fermin? Tato?61Żadnej odpowiedzi.Wydało mi się, że usłyszałem stłumiony śmiech, i zamknąłem książkę zamówień.Może jakiś klient nie dostrzegł wywieszki ZAMKNIĘTE.Ruszałem już, by się nim zająć, gdy usłyszałem huk spadających z półek książek.Przełknąłem ślinę.Złapałem nóż do rozcinania papieru i powoli podszedłem do wychodzących na zaplecze drzwi.Nie miałem odwagi, by się jeszcze raz odezwać.Po chwili usłyszałem oddalające się kroki.Znów rozległsię dźwięk dzwoneczka i poczułem przeciąg od ulicy.Zajrzałem do sklepu.Nie było nikogo.Podbiegłem do drzwi i zamknąłem je na wszystkie zamki.Odetchnąłem głęboko, czując, że zachowuję się jak ostatni idiota i tchórz.Kierowałem się ponownie ku zapleczu, gdy zobaczyłem leżącą na kontuarze kartkę.Gdy podszedłem, okazało się, że jest to stara fotografia na grubym ozdobnym kartonie.Brzegi były przypalone, a samo zdjęcie przymglone i jakby pokryte śladami ubrudzonych popiołem palców.Obejrzałem je pod lampą.Na fotografii można było dostrzec parę młodych ludzi, uśmiechających się do obiektywu.On wy-110, aj się mieć nie więcej niż siedemnaście, osiemnaście lat, miał jasne włosy i arystokratyczne, delikatne rysy twarzy.Ona była chyba trochę od niego młodsza, rok, może dwa lata.Miała bladą cerę i subtelne rysy twarzy, którą okalały czarne krótkie włosy, uwydatniające zachwycone i rozradowane oczy.On obejmował ją w talii, a ona zdawała się coś figlarnego doń szeptać.Wizerunek emanował takim ciepłem, że aż się uśmiechnąłem, jakbym w tych dwojgu nieznajomych rozpoznał starych przyjaciół.Za nimi można było dostrzec wystawę sklepu, pełną niemodnych już od dawna kapeluszy.Przyjrzałem się parze uważniej.Ubrania wskazywały, że zdjęcie liczyło sobie co najmniej dwadzieścia pięć albo trzydzieści lat.Był to obraz pełen światła i nadziei, która obiecywała coś, co istnieje wyłącznie w spojrzeniach liczących sobie niewiele lat.Ogień strawił obrys niemal całej fotografii, ale jeszcze można było dostrzec pełną surowej powagi twarz spoglądającą zza szyby staromodnej wystawy i sylwetkę rysującą się za wyrytym w szkle szyldem.SynowieANTONIAFORTUNNEGORok założenia 1888Tej nocy, którą spędziłem na Cmentarzu Zapomnianych Książek, Izaak opowiedział mi, że Carax posługiwał się nie nazwiskiem ojca: Fortuny, ale nazwiskiem matki.Ojciec Caraxa miałsklep z kapeluszami na rondzie San Antonio.Ponownie przyjrzałem się fotografii owej pary i nabrałem pewności, że ten chłopak to Julian Carax, uśmiechający się do mnie z przeszłości, nieświadom osaczających go płomieni.Miasto cieni1954I14astępnego dnia Fermin przyleciał do pracy niesiony na skrzydłach KupidynaC cały w uśmiechach i pogwizdując raz za razem bolero za bolerem.Normalnie zapytałbym go o przebieg spotkania z Bernardą, ale tego dnia byłem jak najdalszy od lirycznych nastrojów.Ojciec przyjął od profesora Javiera Velazqueza zamówienie i zobowiązał się dostarczyć książkę dziś o jedenastej rano do gabinetu profesora na wydziale, przy placu Uniwersyteckim.62Na samą wzmiankę o profesorze Fermin zawsze dostawał wysypki, toteż korzystając z tego pretekstu, zaofiarowałem się sam zrealizować zamówienie.- Ta kreatura to akademicki bufon, zbereźnik i faszystowski wazeliniarz- orzekł Fermin, podnosząc pięść w charakterystycznym geście, jaki zawsze czynił, gdy ogarniała go żądza do wymierzania klasowej sprawiedliwości.- Pod płaszczykiem zaliczania egzaminów ten by nawet Różę Luksemburg wykorzystał, gdyby mu się nadarzyła okazja.- Nie przesadzaj, Fermin.Velazquez płaci bardzo dobrze, zawsze z góry, i rekomenduje nas, komu się da - przypomniał mu ojciec.- To są pieniądze zbroczone krwią niewinnych dziewic - zaprotestował Fermin.- Bóg mi świadkiem, żem nigdy nie spał z nieletnią, i wcale, ale to wcale nie z braku chęci czy okazji; aktualnie widzą mnie panowie w gor-szeJ formie, ale był czas, gdy posiadałem odpowiednią prezencję i nie lada ogładę i męskie przymioty, ale nawet wówczas, już to na wszelki wypadek, Juzto dlatego, że czułem, iż są zanadto śmiałe, żądałem dowodu osobistego 0 zezwolenia rodziców na piśmie, by nie postąpić w niezgodzie z etyką.°jciec wzniósł oczy do nieba.~ Z panem nie da się dyskutować, Fermin., 115- No bo mam rację, po prostu mam rację.Wziąłem paczkę, którą przygotowałem poprzedniej nocy - kilka książek Rilkego i apokryficzny esej na temat przekąsek i głębi uczucia narodowego przypisywany Ortedze - i opuściłem Fermina i ojca, zatopionych w dyspucie dotyczącej tradycji i obyczajów.Dzień był cudowny, niebo jaśniało najwspanialszym z błękitów, wiała świeża bryza, pachnąca jesienią i morzem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]