[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stopniowo robiło się przy nich tłoczno, gdyż goście naogół już zaspokoili apetyt i coraz głośniej słychać było brzęk monet i ożywione głosy, w miarę jakgracze podwyższali stawki.Niezainteresowani grą ograniczali się do kibicowania lub rozmawiali,pykali fajki i popijali wino.Hugo krążył od grupki do grupki i coraz mocniej utwierdzał się wprzekonaniu, że jego przyjęcie się udało.Przy kominku grzało się trzech największych elegantów, zawzięcie dyskutując o koniach.Arran iHamilton należeli do najbogatszych studentów w Oksfordzie, a Masseldine był najlepszym i chybajedynym przyjacielem Hugona.Tak jak on miał tytuł para Irlandii, chociaż nigdy tam nie był.Posiadałza to rozległy majątek na Zielonej Wyspie.Właśnie w stronę tej trójki skierował się Hugo.- Niech mnie grom spali - zaklinał się Hamilton - jeśli postawię jeszcze choć szylinga na którąś z tychchabet, co biegają na trzech nogach! Wystarczy, że już straciłem sto funtów.O, może Ballincreapowie nam, jak on to robi, że może opłacać rachunki u krawca tym, co wygra na wyścigach.To chybajedyny człowiek w Oksfordzie, któremu to się udaje!- No, powiedz nam, Ballincrea, skąd wiesz, który koń wygra wyścig? - zwrócił się bezpośrednio dogospodarza Arran.Był on młodszym synem szkockiego lorda, który wysłał go doAnglii, bo nie bardzo wiedział, co z nim zrobić.Młodzieniec odgrywał się za to na rodzinie, urabiającsobie opinię największego hulaki i rozpustnika w całym mieście.- Słuchaj, a może ty je znaczysz, jakkarty?W obronie przyjaciela zabrał głos Masseldine, ustępując mu miejsca przy kominku.- Widzicie, rzecz w tym, że Hugo urodził się w stajni.A co, nie widać po nim, że jego ojciec musiałbyć ogierem? On po prostu rozmawia z końmi przed wyścigiem i same mu mówią, który wygra!Opiekuńczym gestem otoczył Hugona ramieniem, podczas gdy reszta ryknęła śmiechem.- Właśnie, Ballincrea, co to za wspaniałego ogiera ma twój ojciec? - podchwycił Hamilton.- W majuw Newmarket taki kary drań po nim pobił najlepszego ogierka-mojego rządcy.Zaraz, jak on sięnazywał? Aha, Turek! W życiu nie widziałem podobnie szybkiego konia.Mój rządca chciał wysłaćswoją najlepszą klacz do pokrycia tym ogierem, ale wielkie nieba, ileż ten Morland za to żądał!Arran opróżnił szklanicę burgunda i podał ją przechodzącemu lokajowi, aby nalał mu jeszcze.- Powiedz swojemu rządcy, Hamilton - wycedził przeciągle - że ja sam pokryję mu tę klacz za połowęceny, jakiej żąda Morland.Pomyśl, jaką zyskałbyś szlachetną krew!Jego towarzysze roześmieli się, aczkolwiek Hugo poczuł się nieco zażenowany rubasznym humorem.W sukurs przyszedł mu Masseldine.- Spokojnie, panowie, nie szokujmy naszego gospodarza.Wiecie przecież, jak wychowywani sąpotomkowie tych starych rodów z Yorkshire, do tego jeszcze katolickich.- No, nie wiem.- Arran rzucił znaczące spojrzenie w stronę portretu Anuncjaty wiszącego nadkominkiem.- Niektórzy nie są wcale tacy święci.- O co ci chodzi? - Hugo od razu się zjeżył, ale Arran najzwyczajniej w świecie się z nim drażnił.- Nie udawaj, Ballincrea, że nie wiesz, o co mi chodzi.A niby dlaczego jesteś w takich łaskach utronu? Tu przywileje, tam apanaże.Tylko królewska kochanka może tak foryto-wać swojegosynalka!Masseldine wyczuł napięcie mięśni przyjaciela i na wszelki wypadek mocniej przytrzymał go zaramię.- Czy mówisz o mojej matce, Arran? - zaatakował z furią Hugo.- Więc żebyś wiedział.- Ależ po cóż ten gniew, drogi panie? - Arran uniósł brew, udając zdziwienie.- Przecież to wielkizaszczyt dzielić łoże z pomazańcem bożym, a kto wie, czy nie.- Trzymaj język za zębami, Willy! - przerwał mu Masseldine, nadal nie wypuszczając ramieniaHugona z uchwytu.-Dziwisz się, że Ballincrea nie lubi, kiedy się wygaduje takie rzeczy o jego matce?Wiedz zatem, że ja też tego nie lubię! Spokojnie, Hugo, Arran tylko żartował.Na pewno nie chciałobrazić twojej matki, bo jest za głupi, żeby obrazić kogokolwiek, prawda, Willy, synu barbarzyńcy wspódniczce? Dalej, panowie, kielichy w górę, wypijmy zdrowie tej pięknej i szlachetnej damy!Sam pierwszy wzniósł puchar w stronę portretu.Pozostali poszli za jego przykładem: Hugo z tłumionązłością, Arran z przesadnym szacunkiem, a Hamilton z nieskrywaną wesołością.- No więc powtórz nam najnowsze plotki, Ballincrea - zaproponował pojednawczo Hamilton, kiedyspełnili toast.-Głowę daję, że pierwszy dowiadujesz się, co słychać na dworze.Kto z kim sypia.nonie, znowu zle mówię.Panowie, o co mogę go spytać, żeby go nie obrazić?- Jak tam postępuję budowa nowego domu twojej matki? -uratował sytuację Masseldine.- Słyszałem,że cały dwór jej tego zazdrości.Przypuszczam, że jest już prawie gotowy?- Tak mi się wydaje - potwierdził Hugo.- Na pewno ściany już stoją, pozostała tylko kwestiaurządzenia wnętrza.Matka chce zlecić Gibbonsowi wykonanie prac stolarskich.Król miał się wyrazić, że będzie to druga katedra Zwiętego Pawła, na Pall Mail.- Ach, Pall Mail? - mruknął pod nosem Arran.- Rzeczywiście, mieszkają tam tylko wysokopostawione osoby.Czy pani Gwyn czasem też nie ma domu na Pall Maił? Twoja matka chyba znawiele aktorek.- Uważaj, Arran.- Hugo znów się zjeżył, ale tym razem ułagodził go Hamilton.- On tylko chciał powiedzieć, że musiałeś odziedziczyć po matce upodobanie do teatru.Nudny jesteś,Arran, idz lepiej przegrać trochę w kości, może to ci poprawi humor.Do kroćset, czasem trudno z tobąwytrzymać!- Masz rację, Hamilton - poparł go Masseldine.- Tych dwóch panów trzeba rozdzielić, zanim sprawazakończy się na błoniach.Nie, żebym coś miał przeciwko pojedynkom, od czasu do czasu Ballincreapotrzebuje z kimś się pobić, ale nam przypadłaby rola sekundantów.A chciałbyś stać w takie zimno namokrej trawie?- Rzeczywiście.- Hamilton ze smutkiem potrząsnął głową.-Trudno mi wyobrazić sobie, żebyś kiedyśchciał zrobić coś, co nie sprawia ci przyjemności.- A niby dlaczego miałbym coś takiego robić? - Masseldine z udanym zdziwieniem spojrzał naHugona.- Chociaż nie, przecież nasz mały McNeill chce tu stworzyć przyczółek katolicyzmu.Ciekawe, jaką przygotował dla nas rozrywkę, gdyśmy się już napili i najedli do syta na jego koszt?Może mamy uczestniczyć we mszy? To miałoby przynajmniej jakiś urok nowości!- Owszem, przygotowałem dla was rozrywkę! - uśmiechnął się Hugo.- Nawet nie domyślacie się jaką,ale musimy poczekać na to jeszcze około godziny.Tymczasem możemy zagrać w karty.Janie,przynieś jeszcze wina!Zapowiadana rozrywka, którą zaplanował z odziedziczoną po matce skłonnością do oryginalnychpomysłów, przybrała postać czterech młodych aktorek z wędrownej trupy.Dziewczętazademonstrowały lekko sprośną pantomimę, któraprzez młodych arystokratów została entuzjastycznie przyjęta.Po dwóch bisach pozwolono aktorkomrzucić się łapczywie na poczęstunek, zanim kilku gości nie uprowadziło ich na stronę.Pozostali w tymczasie pili na umór, czyli zabawa trwała dalej jak na innych podobnych przyjęciach.Pewien zgrzytzdarzył się tylko raz, kiedy ktoś wpadł na pomysł, aby nago wykąpać się w rzece Cherwelł, alepropozycja upadła, bo któż by chciał wskoczyć do takiej zimnej wody? W końcu na placu bojupozostała tylko garstka gości najbardziej spoufalo-nych lub zdeterminowanych, którzy uparli się, żebyzjeść śniadanie z gospodarzem i zaprzysiąc mu przyjazń do grobowej deski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]