[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Księżyc ukrył się za chmurami.Niebo nad nią było jak ciemny, szary marmurpoprzecinany czarnymi żyłami.Przed nią płynęła rzeka, ciemnoszara w słabymświetle.Rozglądając się wokół, zobaczyła sękate drzewa, strome urwisko w dole, zktórego spadała, rozciągający się szeroki pas zieleni po drugiej stronie; pola ikamienne ogrodzenia, okazjonalnie oddalone daleko od domku, czy też domostwa.Nie było to nic w rodzaju miasta lub miasteczka, nie było nawetświateł, którewskazywałyby na to, że była to mała wioska.- Will - szepnęła ponownie, obejmując się ramionami.Była pewna, że to jego głos wołał jej imię.Nikt inny tak nie brzmiał.Ale tobyło niedorzeczne.Nie było go tutaj.Nie mógł być.Może, jak Jane Eyre, którasłyszała głos pana Rochestera z wrzosowisk, była w półśnie?Ale był to sen, który obudził ją z nieprzytomności.Wiatr był jak zimne ostrze,tnące jej ubrania - miała na sobie jedynie cienką suknię przeznaczoną do noszenia wpomieszczeniach, żadnego płaszcza, czy też kapelusza - oraz swoją skórę.Jejspódnice były wciąż mokre od wody w rzece, jej suknia i pończochy były podarte ipoplamione krwią.Anioł uratował jej życie, tak jej się wydawało, ale nie uchronił jejprzed ranami.Dotknęła go teraz, licząc na poradę, ale był taki, jak zawsze; spokojny imilczący.Kiedy zdjęła dłoń z gardła, jak myślała, usłyszała głos Willa w głowie:- Czasami, kiedy muszę zrobić coś, czego nie chcę, udaję postać z książki.Aatwiej mi wtedy podejmować decyzję.Bohater z książki, pomyślała Tessa.Ten dobry, rozsądny płynąłby z prądem.Wiedziałby, że ludzkie domostwa i miasta są często zbudowane przez wodę, szukałbypomocy, zamiast niezdarnie poruszać się w stronę lasu.Splotła stanowczo ręce iruszyła w dół rzeki.***W tym czasie Will  wykąpany, ogolony i ubrany w czystą koszulę orazkołnierz  wrócił do pokoju dziennego na kolację.Pomieszczenie było w połowiezapełnione ludzmi.Cóż, niezupełnie ludzmi.Kiedy zbliżył się do jednego ze stołów zobaczył, żeprzy drugim siedziały trolle, wspólnie pochylający się nad piwem, wyglądający pokryci guzami mężczyzni  z wyjątkiem kłów wystających z ich dolnych szczęk.Szczupły czarownik z burzą brązowych włosów i trzecim okiem na środku kroiłcielęce kotlety.Jakaś grupa usiadła przy stole obok kominka  wilkołaki,wywnioskował Will z ich napakowanej postawy.Pokój pachniał wilgocią, żarem ijedzeniem.%7łołądek Willa zaburczał na ten zapach; nie zdawał sobie sprawy z tego,jak bardzo był głodny.Will przeglądał mapę Walii pijąc wino (cierpkie i octowe) i jedząc kolację(udziec sarny z ziemniakami).Starał się ze wszystkich sił ignorować spojrzeniaklientów.Przypuszczał, że stajenny miał rację; nie widywano tu zbyt częstoNephilim.Czuł się, jakby jego Znaki były wypalonym piętnem na jego skórze.Kiedy talerz już był pusty, wyjął kartkę I napisał list:Charlotte,Przepraszam za opuszczenie Instytutu bez twojej zgody.Proszę cię owybaczenie; czułem, że nie mam innego wyboru, niż tego.Ale to nie jest mój powóddlaczego wysyłam ci list.Na drodze znalazłem dowód obecności Tessy.Jakoś udałojej się upuścić swój jadeitowy naszyjnik z okna powozu.Wierzę, że za jego pomocąmożemy ją wyśledzić.Mam go ze sobą.To niepodważalny powód naszychprzypuszczań gdzie jest Mortmain.Musi być w Cadair Idris.Musisz napisać doKonsula i domagać się by wysłał oddziały w góry.Will HerondalePo zapieczętowaniu listu Will zawołał gospodarza i przypieczętował go za półkorony.Chłopiec miał dostarczyć go do powozu dostawczego.Po dokonaniu wpłatyWill usiadł, zastanawiając się, czy powinien wypić jeszcze jeden kieliszek wina, abymógł spać, kiedy ostry, kłujący ból przeszył jego klatkę piersiową.Było to jakprzebicie strzałą.Szarpnął się do tyłu.Kieliszek wina runął na podłogę i sięroztrzaskał.On zerwał się na obie nogi, opierając obie ręce na stole.Był ledwoświadomy niespokojnego głosu właściciela, ale ból był zbyt silny by myślećracjonalnie, niemal zbyt silny, by oddychać.Jego klatka piersiowa ścisnęła się.To, o czym myślał jak o końcu sznura,wiążącego go z Jemem, napięło się tak bardzo, że tłumiło bicie jego serca.Zatoczyłsię od stolika, przepychając się przez klientów obok baru, ruszając w stronę drzwifrontowych gospody.Wszystko, o czym myślał, to powietrze - o dostarczeniu go dopłuc, by mógł odetchnąć.Pchnął drzwi i wypadł w noc.Przez chwilę ból w klatce piersiowej zmalał, aon oparł się o ścianę gospody.Deszcz lał się z nieba strugami, mocząc jego włosy iubranie.Sapnął, a w sercu czuł mieszaninę przerażenia i rozpaczy.Czy to rozstanie zJem em tak na niego wpływa? Nigdy czegoś takiego nie czuł, nawet gdy Jem był wstanie krytycznym, nawet, gdy był ranny i Will czuwał przy nim, dzieląc cierpienieswojego parabatai. Połączenie pękło.Przez chwilę wszystko było białe, jakby wypalone przez kwas.Niewidzialnasiła pchnęła go na kolana, po czym zwrócił kolację.Gdy skurcze minęły, uniósł sięchwiejnie na nogach i ruszył przed siebie na oślep, próbując odgonić od siebie ból.Wpadł do stajni, opierając się o ścianę tuż przy korycie dla konia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •