[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.03XXNiedługo pozwolono panu Collinsowi samotnie rozpamiętywać odwzajemnionąmiłość.Przez cały czas rozmowy pani Bennet kręciła się niecierpliwie po hallu chcąc siędoczekać jej końca.Gdy zobaczyła Elżbietę, która otworzyła drzwi i szybkim krokiemminęła ją zmierzając ku schodom, weszła do jadalni i powinszowała serdecznieprzyszłych tak miłych związków panu Collinsowi i samej sobie.Pan Collins z równąsatysfakcją przyjął i odwzajemnił te serdeczności, po czym zaczął szczegółowo zdawaćsprawę z całego przebiegu rozmowy.Sądził, iż ma wszelkie podstawy do zadowolenia,jako że uparta odmowa kuzynki wypływać może jedynie z jej wstydliwości i wrodzonejdelikatności usposobienia.Wiadomość ta zaniepokoiła panią Bennet.Rada by była wierzyć równie głębokojak on, iż córka odrzucając oświadczyny chciała tylko wabić młodego człowieka.Byłajednak tak daleka od podobnego przekonania, że nie mogła powstrzymać się odwyrażenia swych wątpliwości.- Wierz mi pan jednak - dodała - że przywiedziemy Lizzy do rozsądku.Zaraz z niąo tym pomówię.To uparta, szalona dziewczyna! Sama nie wie, co jest dla niej zpożytkiem, ale już ja jej to wytłumaczę.- Pozwól mi pani przerwać! - wykrzyknął pan Collins - Jeśli rzeczywiście jestuparta i szalona, to nie wiem, czy byłaby odpowiednią żoną dla człowieka na moimstanowisku, człowieka, który, oczywista, szuka szczęścia w stanie małżeńskim.Dlategowięc, jeśli panna Elżbieta trwa w swym uporze, może byłoby lepiej nie zmuszać jej dozgody, bowiem taka ułomność charakteru nie będzie gwarancją mego szczęścia.- Ależ, drogi panie! To nieporozumienie! - zawołała zaniepokojona pani Bennet.-Lizzy jest uparta tylko w takich sprawach, we wszystkich innych jest najłagodniejsząistotą pod słońcem.Idę natychmiast do mego męża.Jestem pewna, że bardzo szybkodoprowadzimy wszystko do porządku.Nie dając mu czasu na odpowiedz, pośpieszyła do biblioteki wołając od progu:- Mężu! Jesteś nam bezzwłocznie potrzebny! Nie wiemy, co robić.Musisz przyjść izmusić Lizzy, żeby poszła za mąż za pana Collinsa! Ona mówi, że nie pójdzie, bo go nie04chce, a jak się nie pospieszysz, to on się rozmyśli i nie będzie jej chciał.Pan Bennet podniósł wzrok znad książki i spojrzał nachodzącą żonę ze spokojnąobojętnością.- Wybacz, lecz nic z tego nie rozumiem - odrzekł, kiedy skończyła, patrząc na niąrównie spokojnie i obojętnie jak przedtem.- O czym ty mówisz?- O panu Collinsie i o Lizzy.Lizzy powiada, że nie chce pana Collinsa, a panCollins zaczyna mówić, że nie chce Lizzy.- Wobec tego cóż ja tam mam do roboty? Sprawa wygląda dosyć beznadziejnie.- Pomów sam z Lizzy.Powiedz, że jej nakazujesz to małżeństwo.- Niech tu zejdzie.Powiem jej, co o tym myślę.Pani Bennet zadzwoniła.Poproszono pannę Elżbietę do biblioteki.- Podejdz do mnie, dziecko - rzekł ojciec, gdy ukazała się w drzwiach.-Poprosiłem cię tutaj ze względu na sprawę dużej wagi.Dowiedziałem się, że pan Collinsuczynił ci propozycję małżeństwa.Czy to prawda? - Elżbieta potwierdziła.- Doskonale.Ity odrzuciłaś tę propozycję?- Tak, ojcze.- Doskonale.Dochodzimy do sedna sprawy.Matka nalega, byś go przyjęła, czyżnie tak, duszko?- Tak.Jeśli się nie zgodzi, nie chcę jej już nigdy widzieć na oczy.- Stoi przed tobą smutna konieczność wyboru, Elżbieto.Od dzisiaj staniesz sięobca jednemu ze swych rodziców.Matka nie chce cię oglądać, jeśli nie poślubisz panaCollinsa, a ja nie chcę cię widzieć, jeżeli go poślubisz.Elżbieta słysząc takie zakończenie po takim początku mogła się tylko roześmiać.Pani Bennet jednak dotychczas pewna, że mąż podziela jej zdanie, ogromnie byłarozczarowana.- Cóż ty sobie myślisz, mój drogi! Jak możesz mówić coś podobnego! Obiecałeś,że będziesz nalegał, by go przyjęła.- Ja, moja duszko - odparł - mam tylko dwie małe prośby: po pierwsze, byś w tymprzypadku pozwoliła mi samodzielnie rozporządzać moim rozsądkiem, po drugie, moim05pokojem.Byłbym bardzo rad, gdybyś jak najszybciej pozostawiła mnie samego wbibliotece.Mimo gorzkiego zawodu pani Bennet nie dała za wygraną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]