[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Shin-ho był w stanie przełknąć tylkotrochę deszczówki zebranej w zagłębieniach skał.Od jego wstrząsanegodreszczami ciała buchało gorączką.Fudenojo zrobił przegląd linii przyboju wokół całego atolu po-szukując szczątków, z których można by zbudować prowizorycznechoćby schronienie, ale poza kilkoma kawałkami bambusa wirującymitu i tam w spienionej kipieli, niczego nie wypatrzył.Mangiro rozłożył w ulubionym przez ptaki miejscu uplecionez ubrania wnyki i zasadził się opodal na czatach.Ptaki kręciły sięw kółko, wchodziły do pętli i bez przeszkód z nich wychodziły,30a Mangiro co chwila zapadał w drzemkę, z której natychmiastwyrywały go dreszcze i szarpiące podmuchy dojmująco zimnego wiatru.Jedna z pętli nie zacisnęła się nawet wtedy, gdy mewa zawlokła ją nasam brzeg głazu.Kiedy kopnęła ją w spienione fale w dole, jej krzykzabrzmiał jak szyderczy śmiech.Mangiro podpełzł na brzuchu na ptasią skałę.Mewy zerwały sięw powietrze.Wrzeszcząc rozzłoszczone zatoczyły krąg nad morzem,powróciły jednak i zawisły bez ruchu nad jego głową, wykorzystującwiatr i szeroko rozpostarte skrzydła, po czym zaczęły wymyślaćintruzowi skrzekliwym krzykiem.Mangiro zebrał wnyki, sztywnymipalcami rozplatał wszystkie supły i z ogromnym skupieniem zawiązałje ponownie, robiąc luzną pętlę na jednej długiej lince, której koniecmógł trzymać w swojej kryjówce.Zastawił tę jedyną pułapkę, rozwinąłsznurek między kamieniami i skulił się w oczekiwaniu.Ptaki wróciły na swą grzędę, butnie defilując po pokrytej białąskorupą guana skale.Dwie mewy stanęły wewnątrz pętli.Mangiropowoli pociągnął za sznurek.Jeden z ptaków w ostatniej chwiliodszedł na bok.Chłopiec szarpnął mocno i schwytana za nogę drugamewa zaniosła się przerazliwym wrzaskiem, tłukąc wściekle powietrzeskrzydłami.Wiatr uniósł ją w górę jak latawiec, ale chłopiec jużściągał ją na dół. Ahoj! Ahoj tam, na wyspie!Sto jardów za linią przyboju kołysała się lekko na falach smukłabiała łódz o długich wiosłach.Mężczyzni wiosłowali na siedząco, a niena stojąco jak Japończycy.Mangiro pomachał jedną ręką, zaciskająckurczowo w drugiej koniec pętli.Wioślarze odpowiedzieli mu tymsamym, po czym popłynęli ku przeciwnej stronie wyspy, skąd wyma-chiwaniem rąk przyzywał ich Fudenojo.Mangiro wyciągnął z wodybezwładnego ptaka i pobiegł do miejsca, gdzie leżał Shin-ho.Fudenojo już przy nim klęczał, odgarniał przykrywające go sztywnewodorosty.Podniósł wzrok na Mangira. Popłyniesz z Shin-ho na łódz obcych powiedział. A ty, mistrzu? Ja zostanę. Przecież to śmierć! Może.Ale na mnie spoczywa obowiązek powiadomienia rodzinyShin-ho i waszej matki o tobie i Jąkacie. Nie masz żadnej szansy tu przeżyć! Zwalniam cię z obowiązkupowiadamiania naszej matki! Ty mnie zwalniasz z tego obowiązku?! Na twarzy Fudenojapojawił się wyraz głębokiego szoku.31Mangiro spuścił głowę, zawstydzony tym swoim ipog^łcenierndobrych obyczajów.Fudenojo uderzył się zaciśniętą pięścią w pierś. Moim obowiązkiem jest zostać! A waszym zabrać się z nimi! zawołał. Nigdy już nie zobaczymy Japonii.Jeśli popłyniemy z nimi, niewolno nam będzie wrócić. Jako naczelny rybak wioski rozkazuję ci płynąć! A terazpomóż mi!Pochylili się ku ziemi, chwycili Shin-ho za ręce i nogi.Z trudemzdołali przenieść go na wielki nawis skalny wystający ponad rozbijającesię w dole fale.Fudenojo gestami rąk nakazał łodzi, żeby się zbliżyła.Rzucona z niej wprawnie długa lina rozwinęła się w powietrzu, a jejkoniec upadł u ich stóp.Stary rybak nie tracił ani chwili.Owinąłdwukrotnie pierś nieprzytomnego Shin-ho, a potem obwiązał podpachami Mangira.Popatrzył chłopcu w oczy, po czym bez słowazepchnął obu za krawędz nawisu, w zimną, spienioną wodę w dole.Ludzie z łodzi szybko przyciągnęli ich do siebie.Mangiro uderzyłgłową i karkiem w podskakującą na falach burtę.Spojrzał w góręi ujrzał legendarnego wielkiego potwora o zielonych oczach i zarośniętejwłosami, różowej twarzy.Wielkie owłosione łapska sięgnęły przezburtę, chwyciły linę, jednym ruchem wydobyły jego i Shin-ho z wodyi wciągnęły ich obu do łodzi. O Panie morza i niebios, w czyje ręce rzuciły mnie Twe wyroki?!ROZDZIAA 2Na pokładzie ,,J.Howlanda" obu nieprzytomnych Japończykówprzeniesiono natychmiast do kambuza, najcieplejszego miejsca nastatku wielorybniczym, który od dwóch miesięcy bezskutecznie po-szukiwał zdobyczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]