[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chyba nie mamy tu nic do roboty przez trzy-cztery godziny  mruknął. Zróbmy tak:zostawimy kamerę w samochodzie, niech nagrywa, zapis cyfrowy pozwala na osiem godzinnagrania.A my sobie pójdziemy na obiad. Okej.Ustawiliśmy kamerę na tylnej półce, zasłoniliśmy kupionym na rogatkach miasta planemTorunia, przesłoniłem kasetą migającą diodę i pomaszerowaliśmy na poszukiwania posiłku.Wróciliśmy pod budynek kwadrans po piątej.Tłum zgęstniał, ale niewiele, z daleka byłosłychać jakąś kościelną pieśń.Transparenty falowały i podrygiwały, na większości była tylkoMaria, logo radiostacji i miasto, skąd przybyła grupa wspierająca.Niektóre miejscowościzdobyły się jednak na bardziej wylewne dowody zaangażowania.Poza Kielcami i Radomiemzobaczyłem mało estetyczny w wykonaniu i lekko obsceniczny w wymowie transparentKOBYAKA KOCHA I WITA OJCA DYREKTORA RYDZYKA.Poza tym pojawiły się zapewnienia z BielskaBiałej, Tarnowa, Elbląga.Szukałem Warszawy, Krakowa, Katowic czy Wrocławia, ale niebyło.Albo metropolie były zajęte wyborami, albo miały mniej pary niż małe ośrodki kultu.Coś mi przyszło do głowy. Właśnie skojarzyłem, że słowa  Cthulhu i  kultu są podobne.Nie wywodzi sięjedno z drugiego? E tam  odpowiedział po chwili namysłu Jerzy. Za daleko idące oskarżenie.Ale w jego głosie zabrakło pewności.Co  najpierw miałby być piekielny przerażającyCthulhu, a dopiero potem powstało samo słowo, określające wiarę weń? Wyjąłem swojegomio, świadomy, że kudy mu tam do wypasionego palmtopa Jerzego, i przez satelitarkępołączyłem się z sieciowym Kopalińskim. KULT  oddawanie czci relig., ubóstwienie; ogółceremonii, praktyk relig.; wielki szacunek, cześć dla kogo a.czego, uwielbienie; gorliweuprawianie, rozwijanie czego.PWN zaś rozwinął:  KULT [łac.cultus  pielęgnacja ,  troskacolere  odwracać ziemię pługiem ].Aacina.Czyli  jednak  pózno.A do łaciny z czego toprzesz.Z rozmyślań językowych wyrwało mnie trącenie w ramię.Jerzy odłożył kamerę. Chyba dwie sztuki są.Były, w każdym razie.Patrz. Podał mi swojego palma.Widniała na nim niska staruszka w wysokim wełnianym turbanie, trudna do przeoczenia,chyba żeby miała sto dwadzieścia wzrostu i kucała w tłumie.Drugim guimonem też byłakobieta, dorodna, rumiana, krótkie włosy, bez nakrycia głowy, również charakterystyczna. Którą wybierasz?  zapytał bezwzględny Jerzy. Tę rumianą  powiedziałem po sekundzie namysłu. No to  gdyby nic się nie zmieniło  idziesz za nią.Ja za tą drugą.Likwidujemy. Wracamy każdy do swojego samochodu i jedziemy.I o każdej pełnej godzinie sprawdzamykasę numer cztery na dworcu głównym.Ale to plan awaryjny.Na razie czekamy tutaj narozwój wypadków.Powoli ściągały ekipy telewizyjne.Mimo kampanii wyborczej widziałem reprezentantówco większych stacji; w końcu Ojdyrydz miał, podobno, spory elektorat, jego słowo mogłozaważyć na wynikach wyborów, a  z tego, co wiedziałem  nie poparł jeszcze ostatecznieżadnej z partii, ani skoLPRomitowanej, ani Piskającej.Zrobiło się chłodno, przez ulicę Legionów przeleciał zimny wiatr.Zapiąłem kurtkę zgoreteksu, włożoną przede wszystkim dla osłonięcia Gnata.Jerzy wyciągnął swoją kamerę,statyw, poszliśmy w górę ulicy, zbliżając się do narożnika i siedziby radia.Większość kamer ustawiła się, na ile to było możliwe, dokładnie na wprost posesjizajmowanej przez radio.Za kwadrans osiemnasta.Otworzyłem usta, żeby powiedzieć, żezgromadzeni tu ludzie, daliby się pokroić, byle nie pozwolić na ustawienie anteny nadawczejpół kilometra od swojego osiedla, a tu dobrowolnie dają się  napromieniowywać , ale niezdążyłem. W tłumie nie strzelaj  szepnął do mnie Jerzy.Urażony zapomniałem o antenie. Proszę cię!  jęknąłem. Za kogo ty mnie masz? Wolę dwa razy nadepnąć, niż raz wdepnąć!  Puścił do mnie oko. Jak się da, to ja samsię nimi zajmę, tu, na miejscu. Popatrzył w jasne niebo. %7łeby już było ciemno westchnął.Ale nie było i nie zamierzało być.Do zmierzchu zostały jeszcze dobre cztery godziny, dotego czasu tłum rozwiozą po szpitalach karetki.Pomyślałem, że powinni tu, w Toruniu,założyć Centrum Babci i Dziadka, geriatria na pewno kwitła w miejscowych szpitalach. Posłuchaj, nie ma co się.wiesz. Obcyndalać?  podsunąłem mu. Tak, obcyndalać.Wchodzimy w tłum, idz za mną.Kiedy zlokalizuję guimona, podrapięsię za uchem. Pokazał, jak się drapie za uchem.Skinąłem głową. Wtedy ustawiasz się tak,żeby ściągnąć uwagę tłumu na siebie, i kiedy potrę czoło  znowu pokazał, jakbym niewiedział, w jaki sposób Amerykanie pocierają czoło  musisz odwrócić ich uwagę ode mnie.Wymyśl coś.A ja zlikwiduję guimona. Chyba zwariowałeś?!  Poklepałem się w czoło, nie po to, by pokazać mu, jak Polacyklepią się po czole, bynajmniej. Nie zostaną z ciebie nawet atomy, jak któreś zobaczy, że.że.Pokazał mi statyw.Odwróciwszy się plecami do głębi ulicy, zręcznym ruchemwyprostował jedną nogę statywu, a potem szczęknął czymś i w złomie pojawiło się ciemne,matowo połyskujące ostrze. Przytrzymam ciało, a potem ono się rozsypie w sekundę.Nawet jeśli ktoś zobaczy, tonie uwierzy oczom, a ja w tym czasie będę już trzy metry dalej.No i liczę na ciebie. Uśmiechnął się przekornie. Chol-lera. Ja też nie lubię.Ale nie przybyliśmy tu na ulubione zajęcia. Wiem, ale. Ale targają tobą ciągle wątpliwości? Wyrzuty sumienia? Obawy. %7łe zadzgam niewinną staruszkę? Też się tego boję. I? I nie mam nic mądrzejszego do powiedzenia niż: a la guerre comme a la guerre. Taa. No to?Pokiwałem głową.Jerzy starannie omijał z rzadka jeszcze stojących ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •