[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzisz, Richie, myślę, żebędzie lepiej, jeśli pojadę tam sam.Wszystko, tak czy owak, sprowadzi się jedynie doformalności i papierkowej roboty.Gdy tylko to załatwię, natychmiast wrócę do Stanów.Ty przez ten czas powinieneś zostać z mamą.Carolina podniosła się i wypiła łyk wody.- Chciałabym, żebyś został przy mnie, Richie - powiedziała wreszcie, odstawiwszyszklankę.Spojrzała na syna i podjęła desperacką, choć niespecjalnie udaną próbę przywołaniana twarz uśmiechu.- Ale czemu, mamo? - W głosie Richiego pobrzmiewała frustracja.- Przecież to mójojciec.A ostatecznie mam paszport w szufladzie, w zasięgu ręki, więc.- Nie - przerwała mu dość ostro Carolina.Błysk irytacji przebiegł jej przez twarz,jednak zniknął niemal w tej samej chwili, gdy się pojawił.Poklepała dłonią kanapę, zapraszając syna, by usiadł.Richie niechętnie podniósł sięz krzesła i - szurając nogami - opadł na poduszki obok matki.Zcisnęła go lekko za ramię.- Richie, posłuchaj, jesteś mi potrzebny tu, na miejscu.Proszę, zostań ze mną.Roxiei Antonio zajmą się kwiaciarnią, ale.ale będę potrzebować kogoś, kto pomoże mi w domu.Twarz chłopca poczerwieniała od ledwie skrywanego gniewu.- A co ja niby miałbym tu robić? Przecież.- Odbierać telefony.- Weszła mu w słowo.- Rozmawiać z ludzmi przez domofon.Załatwiać drobne sprawy.Będzie mnóstwo do zrobienia, a Matt mi nie pomoże, bo musizostać parę dni w Amsterdamie, by dopilnować formalności.Richie wydał z siebie teatralny jęk, po czym wbił wzrok w tenisówki.Starał się przytym zachować kamienny wyraz twarzy, by nie zdradzić targających nim emocji.Prawdę mówiąc, bał się zostać z matką sam na sam.Po raz pierwszy w życiu widziałna własne oczy, jak Carolina rozpada się psychicznie - i to go przeraziło. Ona ześwirowała,wujku - tłumaczył Mattowi.- Kompletnie, całkowicie odleciała.W końcu jednak podniósł głowę i zapatrzył się w przestrzeń.- Okay - powiedział.- Zostanę tutaj i zajmę się tymi wszystkimi duperelami, chociażrównie dobrze wujek Leland mógłby to zrobić, więc tak naprawdę nie rozumiem, czemuakurat padło na mnie.- Ponieważ twoja matka potrzebuje właśnie ciebie - odparł Matt.- A to, czym masz sięzajmować, to nie są żadne duperele, Richie.Twoja mama nie chce, żeby ktoś obcy - nawetwujek Leland - wdzierał się teraz w jej prywatność.A wkrótce mnóstwo ludzi będziepróbowało to zrobić.Wiadomość już się rozchodzi, a sam dobrze wiesz, że Nowy Jork tow gruncie rzeczy małe miasto.Każda wieść rozprzestrzenia się lotem błyskawicy.Posłuchaj,Richie - ciągnął dalej - teraz ty jesteś głową rodziny, więc musisz tu zostać, by opiekować się domem i mamą.Jego słowa wywołały natychmiastowy, pożądany efekt.Matt co prawda obawiał się,że nakłada na nastoletniego chłopaka tak dużą odpowiedzialność, uznał jednak, iż sytuacja tousprawiedliwia.Richie poderwał się z sofy i podszedł z powrotem do krzesła.- Dobra - powiedział, siadając.- W takim razie zostanę.- Jestem pewien, że będziesz miał mnóstwo pracy - uprzedził go wuj.- Coś mipodpowiada, że nieustannie będzie dzwonić telefon lub domofon.W tym momencie, jakby na komendę, odezwał się sygnał telefonu i jednocześniezabrzęczał domofon.Matt zerknął na Richiego.- Zajmiesz się domofonem, a ja załatwię telefon, w porządku? Chłopak skinął głowąi poderwał się z krzesła, a Matt tymczasem podniósł ze stołu słuchawkę.- Halo?.Tak, Mercedes.Tak, to niestety prawda.- W tym momencie Carolinazaczęła wykonywać rozpaczliwe ruchy dłońmi, dając bratu do zrozumienia, że nie ma ochotyz nikim się kontaktować, więc Matt po chwili gładko zakończył rozmowę.- Spokojnie, siostrzyczko, Mercedes nie przyjdzie.Prosiła natomiast, żeby cięucałować i przekazać, że gdybyś czegokolwiek potrzebowała, możesz do niej dzwonićo każdej porze.- To ładnie z jej strony - uznała Carolina - ale w tej chwili nie chcę z nikimrozmawiać.Tymczasem z holu wyłonił się Richie z wielkim bukietem kwiatów w ramionach:ukochane przez Caroline bladoróżowe róże, co najmniej pięć tuzinów.- O Boże - sapnęła w zdumieniu.- Kto przysłał te kwiaty? Richie położył bukiet nastoliku i wyjął spod celofanu liścik.- Seth Foster - odrzekł, podając matce kopertę.Carolina spojrzała na kartonik:  Najszczersze wyrazy współczucia.Gdybyśczegokolwiek potrzebowała, proszę, nie wahaj się ze mną skontaktować.Do bilecika byładołączona wizytówka z odręcznie wypisanym domowym numerem telefonu.- To przemiłe - zdecydowała.- Wez je i.Nie, sama się tym zajmę.- Co chcesz zrobić, mamo?- Włożyć te róże do wazonu - powiedziała, podrywając się z sofy.- Zrobię to za ciebie - zaoferował się Richie.- Nie.Nie, nie mogę tak siedzieć bezczynnie.Podniosła ze stolika bukiet i skierowała się do kuchni.Po kilku minutach wróciła z wielkim, kryształowym wazonem pełnym pięknie ułożonych kwiatów.- Muszę się przebrać w jakieś ludzkie ciuchy - zdecydowała.- Zaraz wracam.Kiedy po jakimś czasie znowu pojawiła się w salonie, miała na sobie eleganckiespodnie i lnianą koszulę; nałożyła też świeży makijaż i wyszczotkowała włosy.Usiadła nasofie i wbiła wzrok w róże.Są takie piękne, pomyślała.Matt poczuł ulgę, gdy zobaczył, że siostra zainteresowała się własnym wyglądem.Byłto nieomylny znak, że Carolina zaczyna panować nad sytuacją.Teraz trzeba jeszcze tylkozadbać, aby wciąż była czymś zajęta.Richie ponownie wyłonił się z holu z naręczem kwiatów.- A to jeszcze nie wszystko - oznajmił.- Połóż je w kuchni, za chwilę się nimi zajmę - poleciła Carolina.- Tutaj są bileciki, mamo.Carolina otworzyła koperty.- Lydia Carstairs - oznajmiła, odkładając pierwszy kartonik.Spojrzała na drugi liściki zwróciła zdumiony wzrok na Matta.- Mój Boże, to od Sybil Conroy!- Thad musiał jej powiedzieć, co się stało.- Ale który bukiet jest od kogo? - zainteresowała się Carolina.- Róże od pani Carstairs, a orchidee od pani Conroy - wyjaśnił Richie.- %7łeby nam się nic nie pomyliło, wkładaj, synku, bileciki z powrotem do kwiatów,dobrze?- Będzie prościej, jeśli zapiszę na kopertach, jakie to były kwiaty - uznał.- Mądre dziecko - pochwaliła go matka.- Nie zasługuję na tak wspaniałego syna.Chłopak przewrócił oczami, zniecierpliwiony.- %7łeby coś podobnego wymyślić, nie trzeba mieć inteligencji noblisty.- Odwrócił sięi powędrował w stronę kuchni.- Jesteś już gotowy do wyjazdu? - zwróciła się Carolina do brata.Skinął głową.- Za kilka minut przyjedzie po mnie samochód.- Jestem ci bardzo wdzięczna za to, co robisz, Matt.Zupełnie nie wiem, jak bym sobiebez ciebie poradziła.- Nie ma o czym mówić.- Czy twoja praca na tym nie ucierpi?- Nie.- Potrząsnął zdecydowanie głową.- Thad wszystkiego dopilnuje.Ale gdybyś gopotrzebowała, w każdej chwili tu przyjedzie.W tym momencie w salonie ponownie zjawił się Richie. - Wujku, samochód już po ciebie przyjechał.Matt ucałował Caroline na pożegnanie i razem z siostrzeńcem poszedł w stronę windy.Moi mężczyzni, pomyślała Carolina.Tacy kochani, tacy czuli.Obaj starają się zadbaćo mnie najlepiej, jak potrafią.Do oczu znów napłynęły jej łzy.Rzecz w tym, że nie ma jużtego najważniejszego - mężczyzny mojego życia. Rozdział 14Urna z prochami Lyona była wykonana z szarego marmuru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •