[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.366Skunks zrobił krok do okna od strony kierowcy.Wymierzyłcios łomem i szkło popękało.Wykonał jeszcze jeden zamach i szyba wypadła.Odłamkiposypały się na kolana Johanny. Sophie, wysiadaj.Biegnij.Krzycz.Dziewczynka patrzyła na Skunksa ponad jej ramieniem.Zamarła. Teraz! Jo sama zaczęła krzyczeć najgłośniej, jak potra-fiła. Biegnij!Dziecko zmagało się z klamką.Wciąż miało zapięty pas.Uwolniona wyskoczyła i pobiegła chodnikiem.Teraz i onawrzeszczała.Skutlek sięgnął przez wybitą szybę, chwycił Jo za włosy iwyciągnął jej głowę na zewnątrz. Zamknij się powiedział.Krzyczała.Uderzył ją w bok głowy.Usiłowała dosięgnąć dozapięcia własnego pasa. Zamknij się.Gdzie są nazwiska? Daj mi te pieprzone na-zwiska.Co do cholery? Nazwiska?Znów ją uderzył.Przed jej oczami wybuchły białe fajerwer-ki.O Boże.Zobaczyła telefon na siedzeniu pasażera.Chryste.Sięgnęła po niego, walcząc ze Skunksem, i chwyciła aparat.911.Nawet jeżeli cały system telefoniczny był kompletniezablokowany z powodu paniki, ten jeden numer nadal powi-nien działać.I Sophie go wybrała. Policja! Ratunku! Zostałam zaatakowana! krzyknęłaJo.Skunks sięgnął, żeby odebrać jej telefon.Próbowała utrzy-mać komórkę poza jego zasięgiem.Była tak przerażona, że dłuższą chwilę trwało, zanim zro-zumiała, że on też spanikował.Sięgał do środka przez wybite367okno.Sophie wrzeszczała.Toyota też wydawała jakieś rozpacz-liwe dzwięki.Jo po omacku szukała za plecami klamki. Daj mi te pieprzone nazwiska.Masz je.Widziałem, żeznalazłaś je przy zwłokach Scotta Southerna.Próbowała dosięgnąć klamki.Jakie nazwiska? Zwłoki So-utherna?Zablokowała stopy, opierając je o dzwignię zmiany biegów, iudało jej się pociągnąć za klamkę.Napierała na drzwi całymswoim ciężarem i uchyliły się.Kiedy poczuła, że się poddają,odepchnęła się mocno obiema nogami.Drzwi majtnęły się na zewnątrz, Jo wypadła na plecy, aSkunks stracił równowagę popchnięty przez nie raptownie.Puścił jej włosy.Gramoliła się, usiłując wstać.Mężczyzna znów próbował jąchwycić.Sięgnęła po kubek do kawy Java Jones z nierdzewnejstali, który tkwił w uchwycie w drzwiach toyoty, i machnęłaramieniem najmocniej, jak potrafiła.Trafiła Skunksa w twarz.Krzyknęła do telefonu: Zostałam zaatakowana! Mam ze sobą dziecko! Podałanazwę ulicy i zamykając z powrotem drzwi, przemknęła sięzwinnie na siedzenie pasażera.Skunks patrzył na nią z mor-derczym wyrazem twarzy.Nigdy nie rozumiała, co znaczy to sformułowanie.O Boże.Zrozumiała je teraz z całkowitą jasnością.Wszystko zależało odniej.Teraz albo nigdy.Mężczyzna szarpnięciem otworzył drzwi kierowcy.Jo pod-ciągnęła kolana pod brodę i kopnęła go obiema stopami, moc-no, prosto w twarz.Usłyszała trzask zamykającej się szczęki, zębów uderzają-cych o zęby.Głowa Skutleka odskoczyła i zatoczył się do tyłu.O cholera, teraz będzie naprawdę wkurzony.Rozpaczliwie368wygramoliła się na zewnątrz przez drzwi pasażera.Sophie byłajakieś dziesięć metrów dalej.Jo pobiegła do niej. Ratunku! zawołała. Pomocy!Na ulicy nie było nikogo.Słyszała tylko płacz dziewczynki iupiorne echo jej głosu odbijające się od ścian budynków.Woknie któregoś z mieszkań drgnęła zasłona i ukazała się nachwilę ludzka sylwetka.Zasłona opadła z powrotem.Jo się odwróciła. Nazwiska są w schowku na rękawiczki.Możesz je wziąć,nic mnie to nie obchodzi powiedziała do Skunksa.Pobiegła i chwyciła Sophie.Napastnik usiłował się pozbie-rać, masując szczękę.Czy policja odebrała jej wiadomość? Czyją słyszeli?A jeżeli tak, ile czasu minie, zanim przyjadą?Johanna zaciągnęła Sophie do najbliższego budynku miesz-kalnego.Frontowe drzwi były zamknięte.Nacisnęła dzwonek.Nic.Brak zasilania.Nikt nie zareagował.f& f& f&Obejrzała się na pick-upa.Skutlek grzebał w schowku narękawiczki.Znieruchomiał, wyprostował się, rozejrzał.Wie-dział już, że nie było tam tego, czego szukał.Czarna plama przeskoczyła z platformy ładunkowej toyotyna dach kabiny.Skunks podniósł wzrok. Co jest, kurwa?Miał przed sobą pana Peeblesa.Małpka krzyknęła.Jo zobaczyła, że czymś w niego rzuciła.Mężczyzna odskoczył. Cholera! wrzasnął.Kapucynka zgrabnie przebiegła po dachu, zeskoczyła namaskę, potem na ziemię i popędziła do otwartych drzwi cadil-laca.Skunks kręcił się w miejscu, wyjąc i pocierając twarz rę-kami.369Jo chwyciła Sophie za rękę.Były same w ciemności.W zrujnowanym mieście.Osiemset metrów od posterunku policji.To była jednak okolica znana Jo.Być może to słaba nadzie-ja, ale jeszcze niestracona.Wiktoriańskie apartamentowce,tory tramwajowe, dziwne uliczki, gdzie dzieci kwiaty w ciu-chach własnej produkcji wywieszały banery z napisem: Erawodnika ze schodów przeciwpożarowych.Pod osłoną ciemno-ści mogły tamtędy uciec.Kobieta poruszająca się pieszo mogła przecisnąć się przezszereg szczelin i wąskich przejść, podczas gdy mężczyzna wcadillacu nie miał szans.Mocno ścisnęła dłoń Sophie. Teraz.Biegiem.f& f& f&Trzymając dziewczynkę za rękę, Jo popędziła wzdłuż ulicy.Cadillac niezgrabnie zawracał, aby ruszyć za nimi w pościg.Pięćdziesiąt metrów dalej była wąska ścieżka między dwo-ma budynkami.Skręcił w nią.Szły niemal po omacku, nie wi-dząc gruntu pod nogami ani nic wokół siebie.Jakim cudem pojawił się pan Peebles? Małpka musiaławyjść za nimi przez frontowe drzwi Ferda i popędzić na plat-formę toyoty, zanim odjechały.Jo usłyszała szczekanie psa.Zcieżka wyprowadziła je na kolejną ulicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]