[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma sprawy.Nie przejmuj się - rzucił mi, odwracając się na pięcie.- Dziękuję.Pospiesznie wrócił do kolegów.- Co się stało? - spytała Abby, kiedy do niej wróciłam.- Musiałam widocznie skręcić nogę.Zaczęła mnie bolec, więc przestałam tańczyć.Oczywiście nie powiedziałam jej, że mój partner nie chciał z nią zatańczyć.- Zwietna orkiestra - zauważyła, kołysząc się w rytmmuzyki.Czemu żaden z chłopców do niej nie podchodzi.-' Przecież tylu ich stoi nie mogąc wprost doczekać się, by poprosićkogoś do tańca.Spojrzałam na Gisselle, która właśnie odrzuciła głowę, zaśmiewając się z czegoś, co powiedział jejktóryś z chłopców.Chwyciła go za rękę i przyciągnęła, żeby szepnąć mu do ucha coś, od czego oczy mu zabłysły ni-czym lampki na choince.Spurpurowiał i zachichota! nerwowo.Gisselle spojrza!a w naszą stronę i posia!a nam pełensatysfakcji uśmiech.Kiedy zagrano trzeci utwór, byłam absolutnie pewna, że ktoś poprosi Abby, zwłaszcza że w naszą stronę ruszyłodwóch chłopców.Ale jeden skręcił do Jackie, a drugi podszedł do mnie.- Nie, dziękuję - odmówiłam.- Boli mnie zwichnięta noga.Ale moja przyjaciółka jest wolna - dodałam, odwracającsię w stronę Abby.Chłopak spojrzał na nią, po czym bez słowa odwrócił się i poszedł prosić inną dziewczynę.- Użyłam złych perfum czy co? - zastanawiała się na głos Abby.Serce mi zadrżało, gdy niepokój, który pojawił się gdzieś w głębi żołądka dotarł do piersi.Dzieje się tu cośpodejrzanego, coś bardzo dziwnego - pomyślałam, zerkając ponownie w stronę mojej siostry.Wyglądała naogromnie z siebie zadowoloną.Sytuacja powtarzała się co taniec: chłopcy podchodzili, prosząc mnie, a gdy odmawiałam, podając jako powód bólnogi i proponowałam, by zatańczyli z Abby, bełkotali jakąś wymówkę i odwracali się na pięcie.Dziwiło mnie, aleprzede wszystkim złościło, że tak długo nikt nie prosi do tańca jednej z najładniejszych, o ile nie najładniejszej wszkole dziewczyny.Tuż przed ogłoszeniem przerwy na posiłek, odciągnęłam wózek z Gisselle na bok.- Coś tu nie gra, Gisselle - zwróciłam się do siostry.-Nikt jeszcze nie poprosił Abby do tańca.- Doprawdy? Niewiarygodne.- Gisselle, dziwnym trafem zawsze wiesz co w trawie piszczy.Co tu się dzieje? Czy to jakiś głupi dowcip? Bo jeślitak.- Nic mi nie jest wiadomo o żadnych głupich dowcipach.Nie wiem, czy zauważyłaś, że mnie również nikt jeszczenie poprosił do tańca, ale nie wyglądasz na szczególnie tym zatroskaną - odcięła się.- Ale ty najwyrazniej doskonale się bawisz.Ci wszyscy chłopcy.- Gawędzę z nimi dla zabicia czasu.Sądzisz, że jestem szczęśliwa, tkwiąc w tym wózku, podczas gdy reszta tańczy iwiruje po sali? Biedna Abby.biedulka, biedulka - powtarzała, wyginając kąciki ust.- Zrobiłaś sobie z niej siostrę,bo może chodzić, nie jest kaleką.- Nie masz prawa tak mówić.Wiesz, że to nieprawda.To ty chciałaś zamienić się na pokoje i.Orkiestra przerwała, a pani Ironwood zapowiedziała przerwę na posiłek.Rozległ się chóralny okrzyk radości iwszyscy ruszyli do stołów.- Jestem głodna, a obiecałam chłopcom, że z nimi usiądę, żeby mogli mnie karmić - obwieściła Gisselle.- Ty, jakchcesz, możesz sobie usiąść z biedną Abby.Odjechała, a za nią natychmiast pociągnęła grupka chłopców z Rosewood.Sprzeczali się, który zajmie miejsceSamanty i dostąpi zaszczytu popychania wózka.Gisselle odwróciła się, posłała mi triumfujące spojrzenie, po czymroześmiała się piskliwie i chwyciła jednego z chłopców za rękę.- Moja siostra znów doprowadziła mnie do pasji - powiedziałam do Abby.Większość chłopców zachowywała się nienagannie, podawali przekąski dziewczętom, nim nałożyli coś dla siebie,ale żaden nie zaoferował się, że przyniesie coś mnie albo Abby.Kiedy podchodziłyśmy do stołu, mnie ustępowalimiejsca, ale Abby nie.Gdy już wzięłyśmy sobie coś do zjedzenia i znalazłyśmy stolik na uboczu, gdzieusadowiłyśmy się, nikt się do nas nie przysiadł, nawet dziewczęta z naszego kwartału.Zostałyśmy całkowicieodizolowane.Pani Ironwood razem z panną Weller krążyły pomiędzy stolikami, witając niektórych chłopców, zamieniając czasemkilka słów z dziewczętami.Zbliżywszy się do naszego stolika, pani Ironwood przystanęła, zmierzyła nas lodowatymwzrokiem, po czym odwróciła się i poszła w drugi koniec sali.- Chyba nie obsypały mnie krosty? - zwróciła się do mnie pełna niepokoju Abby.- Nie.Wyglądasz.pięknie.Uśmiechnęła się słabo.%7ładna z nas nie miała apetytu, ale jadłyśmy, żeby jakoś zabić czas.Na prawo od nas Gis-selle siedziała otoczona wianuszkiem chłopców.Nie wiem, co im mówiła, ale tkwili przy niej jak przymurowani.Wyłazili ze skóry, żeby w lot spełnić każde jej życzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]