[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spojrzała na idealnie utrzymanepaznokcie, wspominając jak je zniszczyła, torując sobie drogę ucieczki.- Już po wszystkim.Odzyskałam życie.- I jesteś szczęśliwa.Tylko to się liczy.- Tak, jestem szczęśliwa.- Uśmiechnęła się promiennie.- Wiesz, że Christina i Evezostają jeszcze kilka dni?- Wiem, że twój ojciec gotów jest wystawić Eve pomnik.- Wiele jej zawdzięczam - odparła Brie.- Muszę przyznać, że lubię patrzeć, jak siępławi w chwale.- Kiedy ta mała wbiegła do sali, była biała jak kartka papieru.Zdołała jednak sięopanować, opowiedzieć, co się stało i zaprowadzić nas prosto do ciebie.- Chyba ci jeszcze nie podziękowałam.- Wpłynęli do zatoczki i zrzucili żagle.- Nie dziękuj.Nie było mnie przy tobie, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś -stwierdził gorzko.- Daj spokój, nie mogłeś wszystkiego przewidzieć.Reeve, mam ci za co dziękować ichcę to zrobić.Ja i moja rodzina zawdzięczamy ci tyle.Tego się nie da wyrazić słowami.- Już mówiłem, że nie chcę, abyś mi dziękowała.- Tym razem jego głos brzmiałchłodno i stanowczo.- Reeve.Brie wstała, by dołączyć do stojącego przy barierce przyjaciela.%7łałowała, iż niepotrafi być tak pewna siebie, jak by sobie tego życzyła.- Rozumiem, że nie jesteś obywatelem Cordiny i w związku z tym obce ci są naszeprawa i zwyczaje.A jednak mam do ciebie prośbę.- Zwilżyła usta.- Za dwa tygodnie są mojeurodziny, możemy więc nazwać to królewskim życzeniem.Zgodnie z tradycją nie wolnoodmówić prośbie składanej w związku z rocznicą urodzin. - Prośba.- Wyciągnął papierosa i zapalił.- O co chodzi?Podobał jej się taki, odrobinę znużony, odrobinę nieobecny.To ułatwiało sprawę.- O naszych zaręczynach nadal dużo się mówi, prawda?Zaśmiał się.- Oj, tak.- Jeśli o mnie chodzi, muszę przyznać, że całkiem mi się podoba pierścionek, który midałeś.- Zachowaj go - odparł jakby z żalem.- Niech ci mnie przypomina.Spojrzała na niego, potem na diament.Czuła, że nie będzie już musiała wybieraćmiędzy życiem osobistym a poczuciem obowiązku.- Nie zamierzałam ci go oddawać.- Uśmiechnęła się, widząc zdziwienie malujące sięna jego twarzy.- Wiesz, mam mnóstwo znajomości.Może się okazać, że wystąpiąnieprzewidziane trudności z twoim paszportem, z wizą nawet z lotem do Ameryki.Cisnął niedopałek do wody i odwrócił się ku niej.- Do czego zmierzasz?- Wydaje mi się, że będzie znacznie prościej, jeśli się ze mną ożenisz.Szczerzemówiąc, zamierzam nalegać na takie rozwiązanie - odparła z prostotą.Oparł się o barierkę i obserwował ją badawczo.Nie potrafił odczytać jej uczuć - możejego własne były zbyt silne.Gabriella zaś przemawiała spokojnym, opanowanym głosem.- Naprawdę?- Tak.Jeśli zechcesz współpracować, jestem pewna, że będzie to układ korzystny dlaobu stron.- Nie interesują mnie korzyści.- Bzdura - zbagatelizowała, lecz dłonie miała mokre od potu.- Moglibyśmy spędzaćpół roku w Cordinie, a drugie pół w Stanach - ciągnęła.- Chyba w każdym małżeństwietrzeba iść na jakieś kompromisy.Zgadzasz się?Negocjacje.Jako gliniarz nieraz miał okazję je prowadzić.- Być może - powiedział ostrożnie.Przełknęła ślinę, usiłując odblokować ściśnięte gardło, i mówiła dalej tym samym,niemal urzędowym tonem:- Prawdą jest, że mam mnóstwo zobowiązań, lecz gdy Aleksander się ożeni, jegomałżonka przejmie część moich obowiązków.Zresztą nawet na razie to, co robię, nie różni sięspecjalnie od zwykłej pracy. Dosyć szczegółów i planów, pomyślał.Dosyć negocjacji.Chciał mieć pewność, żedobrze wszystko zrozumiał.- Uprość to, księżniczko.Postąpił krok w jej kierunku, a Brie cofnęła się onieśmielona.- Nie rozumiem, co masz na myśli.- Powiedz mi, czego chcesz i dlaczego.- Ciebie, Reeve - odparła z wysoko podniesionym czołem.- Dlatego że kocham cię ikochałam od dnia moich szesnastych urodzin, od chwili gdy pocałowałeś mnie na tarasie,wśród pachnących róż, w świetle księżyca.Pragnął ją przytulić, lecz wiedział, że jeszcze na to za wcześnie.- Już nie masz szesnastu lat i nie żyjemy w bajce.- Wiem.Uśmiecha się? Czyżby nie rozumiała, jak bardzo potrzeba mu poważnej rozmowy?- W Stanach nie czeka na ciebie pałac.- Jest za to przytulny domek z przestronnym gankiem.- Cofnęła się jeszcze o krok.-Nie każ mi cię błagać.Jeśli mnie nie chcesz, po prostu to powiedz.Tym razem nie mówiła z pozycji księżniczki, lecz jako zwyczajna, odrobinęzagubiona kobieta.Właśnie tego potrzebował.- Kiedy miałaś szesnaście lat i tańczyliśmy walca, czułem się, jakbym śnił.- Ujął jejdłonie.- Nigdy tego nie zapomniałem.Kiedy wróciłem i znów cię pocałowałem, dotarło domnie, że to się dzieje naprawdę.Nigdy nie oczekiwałem od życia niczego więcej.- Nigdy nie oczekiwałam od życia nikogo więcej.- Wyjdz za mnie, Brie, i podaruj mi wspólne popołudnia na ganku przed domem.Jeślibędę to miał, pogodzę się z koniecznością dzielenia życia z Jej Wysokością KsiężniczkąGabriellą.Uniosła jego dłonie do twarzy i ucałowała najpierw jedną, potem drugą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •