[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak wyglądały jego ostatniedwa dni.Kip obudził się w ciemności w ciemności, która okazała się przepaską na oczach zrękami przywiązanymi do boków.Kiedy zaczął się szarpać z więzami, zjawili się mężczyzni.Zdjęli mu przepaskę, jeden spojrzał mu w oczy, rozwierając brutalnie powieki palcami, a potemznowu założyli mu przepaskę.Lewa ręka potwornie go bolała.Pierwszego dnia o ile to byłtylko dzień napoili go winem z czymś ohydnym, co przytłumiło ból i zmysły.Zabrali go na spotkanie z lordem Omnichromem, wstrzymując się od podawania Kipowizaprawionego wina, żeby zachował jasność umysłu, nie zdjęli mu jednak przepaski z oczu.Siedzieli godzinami w namiocie, gdzie było słychać wiele głosów, podczas gdy Kip cierpiałstraszliwie, a potem wyszli.Najwyrazniej lord był zbyt zajęty, żeby się z nim zobaczyć.Po jakimś czasie Kip usłyszał, że strażnicy się kłócą.Sprytny człowiek wymyśliłby jakiśsposób, żeby wykorzystać tę sytuację.Kip stał tylko cicho, zastanawiając się, kiedy dostanienastępną dawkę.Ręka go bolała.Oddali go w czyjeś ręce jak najdosłowniej oddali, ciągnąc za pętlę na szyi. Nie zamierzasz mu dać makowego wina? spytał jeden ze strażników. A po co marnować dobre makowe wino na złego tłuściocha? spytał drugi. Sam lubięmakowe wino. Ale ono potwornie smakuje powiedział pierwszy.Kip w pełni się z nim zgadzał. Nie piję go dla smaku odpowiedział ze śmiechem drugi.Z tym też Kip się zgadzał.Chodzmy.Widziałem na tyłach jakieś kobiety.Z twoim czarem i moim makowym winem.Znowu się zaśmiał.Kipa wciągnięto do wozu.Potykał się na stopniach i prawie się udusił przez pętlę na szyi,ale wkrótce znalazł sobie miejsce do siedzenia.Zamknięto za nim drzwi.Ktoś poluzował mu pętlę, ściągnął ją, ściągnął mu kaptur i przepaskę. Kip? zapytała jakaś kobieta.Zamrugał.Chociaż światło w fioletowym pokoju było przyćmione, po dwóch dniach wcałkowitej ciemności, oczy i tak zaczęły mu łzawić.Mimo zamazanego przez łzy obrazu,rozpoznał Karris Białodąb. Karris? zapytał.Głupie pytanie.Oczywiście, że to ona, przecież na nią patrzysz, idioto. Kip, co ty tu robisz? Zjawiłem się, żeby cię uratować odpowiedział.A potem się roześmiał. Kip, ile wina makowego ci dali?Minęło wiele godzin, odkąd podali mu wino, ale mimo to zaśmiał się jeszcze głośniej.Karris zaprowadziła Kipa na swoją pryczę.Natychmiast zasnął.Popatrzyła na niego.Cośnieprzejednanego i podłego w jej duszy chciało go nienawidzić.Mój syn byłby w wieku Kipa.Do diabła, Kip mógłby być moim synem.Ma niebieskieoczy, a moja babka była Paryjką.Co, myślisz, że brązowa skóra i skręcone włosy przeskoczyły jedno pokolenie? Jakbliznięta?Karris potarła twarz.Wiedziała, że to była głupia fantazja.Syn, którego porzuciła, byłprzyrodnim bratem Kipa, ale wszelkie podobieństwa, jakie by ich łączyły, wynikałyby z faktu, żemieli wspólnego ojca Gavina.A jakim ojcem byłby dla obu tych chłopców.Musiała się stąd wydostać.Za dużo myślała.Patrzyła, jak Kip śpi, dostrzegając krew Guile ów w kształcie jego czoła i nosa i niepotrafiła nazwać uczuć w swoim sercu.W końcu przykryła chłopca kocem.ROZDZIAA 77Gavin zniósł jakoś południowe rytuały.Luksjat, młody zielony krzesiciel o jak najlepszychintencjach, przez cały czas drżał niczym osika.Garriston nie był najwspanialszą placówką, więcbez wątpienia młody człowiek nie spodziewał się, że kiedykolwiek zobaczy na własne oczyPryzmata, już nie mówiąc o tym, że będzie odpowiedzialny za odprawienie razem z nim rytuałuw Dniu Słońca.Jakoś przez to przebrnęli; Gavin podpowiedział młodzieńcowi linijkę ze dwa,trzy razy.Trwało to półtorej godziny, i to po tym, jak Gavin skrócił listę proszących obłogosławieństwo Orholama o wszystkich arystokratów z Siedmiu Satrapii i wszystkichurzędników z Chromerii. Skoro nawet Orholam nie pamięta ich imion, to może wcale nie są tacy ważni, co? powiedział do luksjata i odszedł, zostawiając młodzieńca z rozdziawionymi ustami.Dopiero wczesnym popołudniem zdołał się wyrwać.Owa ucieczka była, rzecz jasna,rzeczą względną.Towarzyszyło mu tuzin Czarnogwardzistów, sekretarz, czterech posłańców ituzin strażników miejskich.Poszedł do portu.Znalazł tam Corvana zręcznie kierującego chaosem.Tłum nie był tak straszny, jak sięspodziewał.Może ludzie chwytali się nadziei, że Gavin ich ocali.Może po tym, jak zobaczyli, żebuduje nieprawdopodobny mur, uznali, że jego moce są nieograniczone.Może po prostu przestrzegali nakazów religijnych tylko absolutnie niezbędne pracewolno wykonywać w najświętsze dni.Dobrze, że pozostanie przy życiu nie kwalifikuje się jako rzecz absolutnie niezbędna.Wielu arystokratów targowało się z kapitanami statków.Skrzynie z dobrami stały wstosach na nabrzeżu i mnóstwo dóbr, których nie popakowano.Zwinięte gobeliny, które pewniewisiały w rodowych posiadłościach, meble zdobione płatkami złota, dzieła sztuki, labiryntkufrów wypakowanych Orholam jeden wie czym. Lordzie Pryzmacie powiedział generał Danavis, podchodząc szybko do Gavina. Coza wyczucie czasu.To znaczyło, że za chwilę zostanie przydzielony wyjątkowo nieprzyjemny obowiązek. Wydałem wczoraj rozkaz, że żadnemu statkowi nie wolno opuścić zatoki, na wypadekgdyby ewakuacja okazała się niezbędna.Dałem jasno do zrozumienia, że nieposłuszeństwobędzie oznaczało przejęcie statku dla kapitana i śmierć dla tego, kto go wynajął.To był surowy wyrok, ale wojna wymagała surowych kar.Każdy, kto zabrałby wcześniejstatek z miasta, skazałby dziesiątki na śmierć, gdyby Garriston padł i zaczęła się rzez.Kłopot zsurowymi karami polegał na tym, że zawsze znajdował się ktoś, kto był gotów sprawdzić, czy tonie blef.Przynajmniej raz. Kto to był? spytał Gavin.Pomyślał, że już zna odpowiedz. Gubernator Crassos.Jego ludzie strzelali do Czarnej Gwardii, która próbowała ichzatrzymać.Czarna Gwardia? Jakim cudem Corvan sprawił, że Czarna Gwardia wypełniła rozkazschwytania więznia? Są ranni? Nie, lordzie Pryzmacie. Gubernator tu jest?Gavin musiał się stąd wynieść.Jego świta przeszkadzała ludziom Corvana w swobodnymporuszaniu się z miasta i do miasta, poza tym blokowali dostęp do samego portu.Jednakże odzałatwienia tej sprawy nie mógł się wymigać.Należało zająć się tym w sposób.który podkreślipowagę prawa, a przede wszystkim trzeba było zająć się tym szybko, zanim inni złamią to samoprawo i trzeba będzie zabić więcej ludzi.Kiedy piasek przesypuje się w klepsydrze, zwłoka wwymierzaniu sprawiedliwości jest równie zła jak niesprawiedliwość. Przyprowadz też żeglarzy i cały ładunek, który próbował wywieść powiedział cicho doCorvana.Gubernator Crassos rzeczywiście znajdował się raptem dziesięć kroków dalej.Po prostuotaczali go o wiele wyżsi od niego strażnicy, całkiem go zasłaniając.Ręce miał związane z tyłu ijedno oko podpuchnięte.Razem z nim przyprowadzono barwne zbiorowisko przemytników niechlujnych, twardych mężczyzn, którzy podjęli się zadania, znając ryzyko.Gavin uniósł ręce nad głowę, rozsypując mały wachlarz iskier.Każdy, kto do tej pory niepatrzył na nich, teraz już się gapił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]