[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pickering zerwał zaręczyny nie z tego powodu powiedział Callerton.Rafe, nic na to nie mówiąc, spojrzał mu w oczy. Lubisz tę dziewczynę  zauważył spokojnie Callerton. Nie bądz śmieszny.Ona jest córką Misbourne a  odrzekłostro Rafe, tak jakby to mogło coś zmienić. Tak  przyznał Callerton. Jest jego córką.I jeżeli chcesz zguby ojca, nie powinieneś troszczyć sięo córkę  dodał i wróciłdo czyszczenia butów.Marianne zobaczyła go w chwili, gdy weszła dowypożyczalni książek.Stał między półkami z powieściami, zajęty kartkowaniem którejś z nich,jednak podniósł na moment wzrok i ich oczy się spotkały.Bez słowa wrócił do lektury, ale serceMarianne zabiło mocniej.Wokół panował spokój.W pomieszczeniu znajdowały siętylko jeszcze dwie osoby, siedząca w kącie starsza bibliotekarka i Caroline Edingham, ladyWillaston, która natychmiast zauważyła Marianne i jej matkę i pospieszyła im na spotkanie, pragnącprzekonać się u zródła, czy plotki są prawdziwe. Nie mów nic o Pickeringu, Marianne i pozwól, żebym ja się tym zajęła  szepnęła lady Misbourne. Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, mamo, zajrzę dodrugiej sali.  Idz szybko, zanim ona zdąży do nas podejść.I nie wracaj.Poczekaj, aż ja po ciebie przyjdę.Marianne odeszła, a lady Misbourne z fałszywym uśmiechem pospieszyła na spotkanie z ladyWillaston. Ach, moja droga Caroline, nie widziałyśmy się całe wieki powiedziała i zanim Marianne dotarła do sali z poezją, obie kobiety już całowały się w policzki tak,jakby były najlepszymi przyjaciółkami.W drugiej sali nie było nikogo.Marianne podeszła do półek z poezją, zdjęła pierwszą książkę, którajej się nawinęła pod rękę i otworzyła ją.Stała tyłem do drzwi i wpatrywała się w stroniceniewidzącymi oczami.Jej umysł pracował na najwyższychobrotach.Nie wiedziała, co myśleć o jego obecności w tym miejscu.Bała się, że za nią pójdzie, ajeszcze większy strach wywoływała w niej myśl, że tego nie zrobi.Gdy usłyszała spokojne męskiekroki, nie musiała się oglądać, żeby wiedzieć, że to on.Podszedł i stanął obok niej, patrząc na tę samą półkę.Nie mogła się powstrzymać: odwróciła głowę i ich spojrzenia się spotkały. Co pana tu sprowadza?  wyszeptała. Chęć zobaczenia pani.Jej serce zatrzepotało jak spłoszony ptak. Czy pan nie wie, że za pańską głowę wyznaczono ogromny okup? Ludzie mojego ojca szukają panabez przerwy.Nawet w tej chwili. Wiem.Na chwilę zaległa cisza. Tamtego dnia&  zaczął  & gdy zatrzymał się ruchuliczny& powiedziała pani ojcu? Nie. Dlaczego nie? Bo istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że jeżeli nawet pana złapią, to pana powieszą.Znowu zapadła cisza. Marianne poczuła, że policzki jej płoną. Jak pańskie ramię?Nie miał temblaka.Nie miał go też podczas wypadku, wtedy, na ulicy. Rana nie zaogniła się.Dzięki pani.Na dzwięk tych słów znalazła się myślami znowu wmagazynie i przypomniała sobie wszystko, co zaszło wtedy między nimi. Przykro mi z powodu Pickeringa  powiedział. A mnie nie.Przeciwnie, czuję ulgę.Nigdy nie chciałam za niego wyjść.To ojciec&Przerwała ze świadomością, że powiedziała za dużo.Odwróciła się i odłożyła na stół książkę. Mój ojciec nie ma dokumentu, którego pan szuka.Pytałam go o to  mówiła dalej, próbując zmienićtemat.Zbliżył się do niej o krok.Serce jej biło mocno, policzki ją paliły, ale się nie odsunęła ani nie obejrzała.Nie odezwał się słowem.Nie musiał.Mimo jego milczenia wiedziała, co myśli. Sądzi pan, że on kłamie? Dlaczego pan tego nie przyzna?Widziała jego zdecydowany wyraz twarzy i zaczęła się bać o ojca. Chce pan się zemścić nie na tym człowieku, co trzeba. Mylisz się  odrzekł cicho. I chodzi tu nie o zemstę, tylko o sprawiedliwość. A jakiej sprawiedliwej kary pan się dla niego domaga? Nigdy pani nie okłamywałem, Marianne.Teraz też powiem prawdę.Dopilnuję, żeby zawisł. Mój ojciec ma rację.Pan ma urojenia.I jest panniebezpieczny. Mam urojenia?  Poczuła za uchem jego oddech. Poruszyła się. Jeżeli zacznę krzyczeć, będzie po panu, sir. Już jest po mnie.Moje życie jest w pani rękach.Może pani zażądać nagrody, którą pani ojciecwyznaczył za schwytanie mnie.Zamknęła oczy, słysząc te słowa. Na co pani czeka? Jeżeli pani zdaniem mam urojenia ijestem niebezpieczny, proszę krzyczeć.Nie dotknął jej, choć stał blisko, jednak pożądanie, jakie do siebie czuli, aż pulsowało w powietrzu.Powinna była krzyczeć, wiedziała jednak, że nie będzie.Czy on miał urojenia? Nie.Czy byłniebezpieczny? Bardzo.Dla ludzi, którzy chcieli ją skrzywdzić i dla jej ojca.Ale nie dla niej.Dlaniej nigdy.Powoli podniosła wzrok i napotkała jego oczy. Nie pozwolę panu go skrzywdzić! Wie pan o tym? Nie spodziewałbym się niczego innego. Marianne  wyszeptał i zbliżył się jeszcze o krok.Wiedziała, że zamierza ją pocałować.Powinna była sięodwrócić i uciec.A zamiast tego drżała w oczekiwaniu, przechyliła głowę i czekała.Zrobił to delikatnie, a mimo to ona nigdy dotąd nie czuła z taką intensywnością jego męskiej siły.Odwzajemniła pocałunek z początku ostrożnie, a następnie odważniej, gdy poczuła się pewniej.Jej dłonie dotknęły jego piersi.Przesunęła je wyżej i objęła go za szyję, przylegając ciałem do jego ciała.Poczuła znajomy zapachdrzewa sandałowego i zapragnęła, aby ta chwila trwała wiecznie.Wtedy przerwał pocałunek iodsunął się od niej.Popatrzył w jej ciemne oczy i dostrzegł w nich mękę, która zajęła miejsce goszczącego tam przedchwilą wyrazu rozkoszy i zadziwienia. Nie powinienem był tego robić, przepraszam  powiedziałcicho.Po czym, patrząc wciąż na nią, pokręcił głową tak, jakby chciał zaprzeczyć temu, co się przed chwilązdarzyło, a następnie odwrócił się i oddalił. Została na miejscu sama, z rozpalonym ciałem i sercemłopoczącym jak ptak w klatce.Drżącymi palcami dotknęła ust.Całowała go namiętnie i zapamiętale.Ona, Marianne Winslow, która myślała, że nie zniesieponownie dotyku mężczyzny, sama pocałowała rozbójnika, za którego głowę wyznaczono nagrodępięciu tysięcy gwinei i który poprzysiągł zemstę na jej ojcu.Gdy matka weszła do sali z poezją, Marianne wciąż stała nieruchomo, ze wzrokiem wbitym w tęsamą stronicę tomiku wierszy. Poszła sobie wreszcie, dzięki Bogu.Pytała i pytała.Przydałoby się jej kilka lekcji subtelności.No a poza tym jest ostatnią osobą, która ma prawoplotkować o innych.Bo przecież słyszałam, co się opowiada o jej mężu. Matka spojrzała naMarianne. Wybrałaś już coś sobie? Sądzę, że wezmę ten tomik  wyjąkała Marianne izamknęła książkę.Matka przyjrzała jej się uważniej. Dobrze się czujesz? Jesteś taka zarumieniona. Czuję się doskonale.Tutaj jest dość ciepło, nie sądzisz? Pospiesz się, Marianne.Powiedziałam papie, że wkrótce wrócimy.A wiesz, jak on się o ciebieniepokoi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •