[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili blada, niepewnym krokiem wsunęła się Justyna i stanęła na progu.Kalikst zobaczywszy ją, powstał szybko. Nie mogę dłużej pozostać w tej niepewności  odezwał się zmienionymgłosem.Dałaś pani uroczyste słowo nieboszczce matce mojej, że wyjdziesz zamnie.Dotrzymasz go czy nie? Proszę mówić otwarcie! Jeżeli pan wymagać będziesz, abym była posłuszną  rzekła Justyna cicho. muszę, muszę. Z musu tylko! przerwał Kalikst.Nie było odpowiedzi.Upłynęła długa chwila, sierocie oczy zaszły łzami. Nie czuję się zdolną zapewnić panu szczęścia  rzekła na ostatek.Mam dla pana Kaliksta szacunek, wdzięczność, ale się obawiam.Nie dokończyła  bo jej łkanie przerwało.Mecenas mruczeć począł, rzucając się gniewnie po pokoju. Jeżeli tak, rzekł, wybuchając  jeżeli pani tylko z musu masz wyjść za mnie, ja oczywiście prawa mojego do jej ręki wyrzec się też jestem zmuszony. Ale, pozwól sobie pani powiedzieć  (uniósł się nierozważnie pan Kalikst),że rodzicom moim, matce, co ją wychowała, ojcu, który ją wyposażył  nietaka się od niej należała wdzięczność.Justyna zakryła sobie oczy i głosem pełnym łez krzyknęła. Dziękuję panu za uwolnienie mnie  ale zarazem oświadczam, żewyposażenia nie przyjmuję  grosza nie wezmę! Nie  nie!To mówiąc ręką drżącą zaczęta szukać klamki, otworzyła drzwi i wybiegłaszlochając.Mecenas stał zmięszany. Pozwól sobie powiedzieć, panie Mecenasie  odezwała się, podnosząc zwolna z krzesła Podkomorzyna  że choćby przez zemstę nad biedną sierotą,rzucić jej tak w oczy dobrodziejstwem, jak kamieniem.nie godziło się! niegodziło. Oburzona tylko, co nie dodała więcej jeszcze Podkomorzyna  ale zagryzłausta i padła na krzesło, odwracając się od pana Kaliksta. Ten stal w pośrodkupokoju  trzęsąc się z gniewu przeciw wszystkim, nie wyjmując siebie.Nie odpowiadając nic, gwałtownie rzucił się ku drugim drzwiom i wybiegł dosalonu, w którym samego jednego zastał ks.Zarębę.Ten trzymał przed sobą brewiarz otwarty i modlił się.Około oficyn pakowali się na wszelki wypadek Kunaszewscy, gdyż Florianchciał, choćby do karczmy się wynieść, aby tu dłużej nie pozostać, w pokoikuswoim na łóżku leżąc, płakała Justysia, Podkomorzyna dzwoniła prosząc, abydo niej wezwano ks.Zarębę.Ale tego nie puszczał mecenas. We własnym domu, wyzwany zostałem na pojedynek przez tego przybłędę,młokosa  wołał przerywanym głosem.Chciał mnie zmusić do zrzeczenia sięręki Justyny. ja nie dla niego, ale dla siebie  słowo jej zwracam.Z Panem Bogiem!Ofiarowałem rękę moją sierocie, śmiało to mogę nazwać dobrodziejstwem.niechce jej.Z Panem Bogiem! Z Panem Bogiem!Powtarzał jeszcze bezmyślnie  z Panem Bogiem, gdy we drzwiach ukazała siętragiczna postać Podkomorzynej. Ks.Zaręba? spytała poruszona. Jestem tu  rzekł, zbliżając się ku niej proboszcz. Moja kochana Justyna  odezwała się staruszka, zobowiązała mnie, abym wjej imieniu oświadczyła wam, jako egzekutorowi testamentu, że zapisu, który jejnieboszczyk uczynił, nie przyjmuje.Pan Mecenas go jej wyrzucał, dowodząc niewdzięczności  dodałaPodkomorzyna.gdyby z głodu miała umrzeć, ofiary tej przyjąć się jej teraz niegodzi.Zna swą godność  ma słuszność.Ks.Zaręba ostro spojrzał na mecenasa, który oczy spuścił.Staruszka sparta ouszak drzwi, stała drżąca ze wzruszenia. I Justyna i ja  i ja  dorzuciła, zmuszone będziemy Wólkę opuścić.Ja teżciężarem być nie chcę.Mogłaby i mnie kiedy spotkać podobna wymówka.Dobrodziejstw, zwłaszcza cudzych, się nie wypomina!Kalikst chciał się zbliżyć do Podkomorzynej  ale ta spiesznie zawróciła się iwyszła. Nie ma co mówić  odezwał się z goryczą ks.Zaręba  rozpoczynaszgospodarstwo na Wólce w dobry sposób Kalikście. Cóżem ja tu zawinił? zawołał Mecenas.Justynie słowo jej zwróciłem, aPodkomorzyna wzięła do serca, co się wcale do niej nie stosowało.Nikogoprzecie nie wypędzam i domu nie wymawiam.Pochwycił się za głowę. Proszę wuja  bądz łaskaw uspokoić Podkomorzynę  zapewnić pannęJustynę. ja już nie wiem sam, co mam czynić i mówić.Zdaję to na pośrednictwo wasze.W dodatku jeszcze z Kunaszewskim się rozprawić trzeba. Ulitował się nad nim ks.Zaręba, i poważnie a chłodno zapewnił, że będzie sięstarał złagodzić podrażnienie i porozumienie się lepsze wyjednać.To mówiąc,wyszedł z pokoju.Z najgorętszą chęcią złagodzenia rozdrażnionych przez mecenasa, ks.Zarębaznalazł naprzód opór stanowczy ze strony ociemniałej Podkomorzynej,  którabrała stronę sieroty.a razem obawiała się o siebie. Jeżeli pan Kalikst temu dziecku, które domowi rodziców jego służyło przezlat tyle i odsłużyło pewnie za to, co dla niego uczyniono  podarek, jaki Sędziajej zostawił, wyrzuca  czegóż ja się mam spodziewać, która byłam i jestemtylko ciężarem?Wolę się wynieść do klasztoru, do miasteczka, do karczmy, cierpieć głód, ale naupokorzenie takie narażać się nie mogę.Zresztą Justyna się musi gdzie schronić,nim wyjdzie za mąż, a ja nie mogę jej porzucić samą.Po długich a długich rozprawach, przekonywaniach, prośbach, zaklęciach, udałosię w końcu proboszczowi wmówić w Podkomorzynę, że mecenas w Wólcemieszkać nie będzie, i że z nim żadnych mieć stosunków nie potrzebuje, osobny dla siebie dworek zająć może.Uprosił ją, aby dla pamięci starychswych przyjaciół nie zrywała nagle z ich rodziną, i nie potępiała Kaliksta.Pod warunkiem więc wyniesienia się ze dworu, staruszka zgodziła się na pobytw Wólce aż do rozpatrzenia się w stosunkach.Floriana łatwo było uspokoić oświadczeniem, że mecenas się zrzekł rękiJustyny, ale co do zapisu Sędziego, Kunaszewski też stale i mocne objawiłpostanowienie, iż go nie przyjmie.Błagał ks.Zarębę o jak najprędszy ślub, gdyżpotrzebował tylko pojechać po papiery, zresztą wszystko było w gotowości, idom na przyjęcie młodej pani  stał otworem, a dziadunio miał się zająć tym,co jeszcze było do zrobienia.Wieczorem dnia tego nikogo już w Wólce nie było, oprócz w kątku, któryzajmowała Podkomorzyna z Justysią  obie w żałobie, we łzach, milczące ismutne.Mecenas już był na drodze do Warszawy, dokąd go powoływały interesa biura,bo te musiał komuś powierzyć, nimby się zajął urządzeniem na nowejposiadłości  Bronisław poprzedził go o kilka godzin, bo nie miał już tu corobić, a i jemu spieszno było do domu.Julian przespał całą drogę do Chrzanowa.Nazajutrz ks.Zaręba po namyśle pisał list do biskupa, proszący oprzemieszczenie na inne probostwo, tak tu smutne wspomnienia serce muściskały, a nikomu się nie czuł potrzebnym.Wszystkie węzły wiążące jeszcze rodzinę, pękły w jednej chwili  rozprzęgłysię  zapomniane zostały, nikt z nich nie czuł się do żadnej wspólności zbraćmi, z siostrą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •