[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.McGillicuddy także na mnie spojrzał,ale tym swoim wzrokiem zbrodniarza wojennego, jakby czekał na ostatni potrzebny dowód, żebysprać na kwaśne jabłko najlepszego przyjaciela. W magazynie  wysapałem. On miał czternaście lat.Więc jeśli myślisz, że tak całkiembez ukrytych myśli pomaga jej w tym planie&Teraz McGillicuddy zerwał się do biegu, więc dogoniłem go, wyminąłem na pomościei skoczyłem na fotel sternika drugiej motorówki.Odpaliłem silnik, nie oglądając się, czy McGilli-cuddy odwiązał cumę albo czy Sean zdążył też wsiąść, ale kiedy wypływałem na otwartą wodę,usłyszałem, jak Sean się śmieje, a McGillicuddy krzyczy, zapewne do stojącej na pomoście Tammy: Zadzwonię pózniej! Na szlaku wodnym przyspieszyłem tak, jak tylko było to możliwe, i gapiłem się w błękitnąwodę przed nami, próbując siłą woli zmusić do zniknięcia kilometry dzielące nas odChimney Rock.Wyobrażałem sobie, jak Lori prosi Camerona, żeby ją pocałował na oczachjej taty, a Cameron zgadza się bez dłuższego namawiania.A potem, gdzieś w trakcie pocałunku  tonie byłoby zaplanowane, rozumiecie  Lori przypomni sobie, że zawsze podziwiała starszychchłopców i była już raz zakochana w moim bracie.Podzielający moje myśli McGillicuddy przeszedł koło mnie na dziób i stał tam z rękami nabiodrach, pozwalając, żeby silny wiatr rozwiewał jego jasne włosy.Sean usiadł w przejściu i pochy-lił się do mnie.Jeśli ma zamiar rzucić złośliwą uwagę, przyłożę mu pięścią. Zamierzasz się porzygać?  ryknął, przekrzykując silnik.Spojrzałem na niego ostro, gotowy do walki, ale na jego twarzy nie malowało się oczekiwa-ne przeze mnie zadowolenie, że zaraz wrobi mnie w jakiś dowcip.Wyglądał, jakby był zaniepoko-jony.Jasne, że nie był zaniepokojony, Sean nie potrafił niepokoić się o innych.Udawał tylko, zmu-szając się do takiego wyrazu twarzy. Nie, a bo co?  odkrzyknąłem, szykując się na to, że zaraz usłyszę koniec dowcipu. Nagle się zrobiłeś okropnie blady. Sean położył mi rękę na ramieniu.Wytrzymaliśmy tak przez jakieś trzy sekundy, podczas których on udawał zatroskanego star-szego brata, a ja patrzyłem na niego, jakby wyrosła mu druga głowa i czekałem, aż ryknie śmie-chem.Potem zabrał rękę, popatrzył przed siebie i wystawił twarz na wiatr, tak jak McGillicuddyi ja.Miałem wrażenie, że minęły godziny, ale tak naprawdę już po kilku minutach dotarliśmy doChimney Rock.W tym miejscu klify były wyższe i utworzone z granitu, a nie z czerwonej gliny.Przypominające kominy skały wyrastały z brzegu.W  nagrodę za swoją urodę przez lata zostały pokryte graffiti, podobnie jak most nad je-ziorem.Wydeptana na brzegu ścieżka prowadziła do głazu, z którego można było skakać do wodyz wysokości trzech metrów, ale to była zabawa dla dzieciaków.Ta sama ścieżka wiła się przez lasi dochodziła do półki, z której można było skakać z wysokości jakichś dziewięciu metrów, a jeśliktoś był naprawdę odważny, mógł wejść na sam szczyt i skoczyć do jeziora z osiemnastu metrów.Dlatego właśnie łódki unosiły się teraz na wodzie przed barwnym klifem  żeby zobaczyć,kto będzie skakał.Wiele osób wchodziło na najwyższą półkę, ale tylko nieliczni decydowali się naskok.Towarzystwo na łodziach prowokowało ich i skandowało ich imiona, jeśli był to ktoś znajo-my, ale większość niedoszłych skoczków patrzyła tylko przez kilka minut w wodę, a potem wyco-fywała się na średnią półkę i skakała stamtąd wśród gwizdów i buczenia publiczności.To prawdo-podobnie było rozsądne, bo już kilka osób zabiło się, skacząc z samej góry.Dzisiaj jednak nie interesowali mnie skoczkowie.Wyłączyłem silnik, zanim zdążyłem ko-goś staranować, i zacząłem się rozglądać po stłoczonych łodziach. Tam są. McGillicuddy wskazał palcem łodzie zgromadzone po przeciwnej stronie.Manewrowałem przed siebie, aż zauważyłem nasz cel, który wyróżniała poręcz do zaczepia-nia liny wakeboardowej.Cameron siedział za sterem i obserwował najwyższą skałę, ponieważ po-mimo że był tchórzem, to go to fascynowało.Lori siedziała rozparta na dziobie, z nogami rozłożo-nymi jak chłopak, udając, że także obserwuje skałę zza ciemnych okularów.Kiedy usłyszała nasz silnik, popatrzyła w naszą stronę i wyprostowała się z uśmiechem. Hej!  zawołała, jakby wszystko było w porządku.Podpłynęliśmy jeszcze bliżej, a onanadal nie zauważyła wyrazu mojej twarzy ani twarzy swojego brata. Jesteśmy tu od kilku minut,ale nie widzieliśmy taty.Wysłał ten SMS jakiś czas temu, więc on i Frances musieli tu podpłynąći wrócić.My też właśnie planowaliśmy wracać.No trudno.Ale pomysł był dobry, no nie? Genialny.Wyłączyłem silnik i złapałem za burtę ich motorówki, tak żeby łodzie nie otarły się o siebie,a Cameron nie mógł uciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •