[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czemu sobie nie poszukają jakiegoś wypadku? mruknął Red spoglądając w lusterko. Amoże to było ukartowane?Zerknął na Fraziera. Co to za czary?.Powinno już go być widać. Red! Skąd wychodzi ten głos? Nie zawracaj głowy! Cholera! Demony nie zasługują na zaufanie! stwierdził Frazier i zaczął rysować w powietrzuskomplikowane wzory.Z końców jego palców wypływały ogniste kształty i zawisały przed nim wpowietrzu. Red! Co on wyprawia? spytała Fleurs. Moje czujniki optyczne wskazują.Red gwałtownie skręcił w boczną drogę i zahamował. Nie zaśmiecaj mi wozu czarami! krzyknął. Nie jesteś wcale z W-20.Co ty robisz?Wóz policyjny minął ich i też się zatrzymał.Był już wieczór, przydrożne drzewa pokrywałśnieg. Powtarzam. zaczął Red, ale tamten już otworzył drzwi i wysiadał. Nie wiem, jak ci się to udało. powiedział Frazier.Twarz wysiadającego policjanta była znajoma, ale Red nie mógł sobie przypomnieć jegoimienia..ale popełniłeś błąd Frazier przyjrzał się nadchodzącemu. Chociaż, jak się zastanowić, to ja też. dodał.Drzwi dodge a zatrzasnęły się.Samochód ruszył do tyłu zgrzytając po żwirze.Skręcił w lewo,silnik ryczał długą chwilę, podczas której płomienie zjawy wylatywały przez okno, prosto w jasnydzień. Fleurs powiedział Red dlaczego to zrobiłaś? Analiza zysków i strat w tej sytuacji stawiała cię na straconej pozycji.Myślę, że z ponadsześćdziesiątprocentowym prawdopodobieństwem właśnie uratowałam ci życie. Ale to byli prawdziwi gliniarze. Tym gorzej dla nich. Był aż tak niebezpieczny? Pomyśl tylko. Myślę.I nie wiem, kim on mógł być.I skąd Chadwick go wytrzasnął. On do nich nie należy.Nie jest częścią gry, Red. Dlaczego tak sądzisz? Byłby lepiej zorientowany.Nie wiedział nawet, czym jestem.Czy Chadwick byłby tak głupi,żeby wysłać kogoś zupełnie nieprzygotowanego? Nie.Masz rację.Musimy wrócić. Nie radzę. Tym razem ja przejmuję kierownicę.Na następnym zjezdzie zawracamy.Muszę wiedzieć. Dlaczego? Rób, co mówię. Ty jesteś szefem.Zwiatło zaczęło pulsować, gdy samochód zwolnił i skręcił w prawo na zjazd z autostrady.Redze ściągniętymi brwiami przyglądał się niebu. Tak powiedział, gdy już jechali z powrotem. Co tak? %7łycie robi się ciekawe.Jedz szybciej. Jesteś pewien, że chcesz go znów spotkać? Już go tam nie będzie. Zgadujesz tylko.Zjechali w dół, potem pod wiaduktem na drugą stronę i podjazdem ku Drodze. Jeszcze tylko parę minut.O, tutaj! Wóz policyjny jeszcze stoi.Jesteś pewien, że mamy sięzatrzymać? Zrób to!Zjechali na pobocze i stanęli za pojazdem o opływowych kształtach.Red wyszedł i ruszył doprzodu.Poczuł zapach zwęglonych ciał i tapicerki.Prawe drzwi zwisały otwarte i wykręcone.Wnętrzebyło wypalone.Zwłoki jednego z policjantów leżały na przednim siedzeniu z pistoletem w czarnejdłoni.Drugiego znalazł na ziemi z przodu wozu.Opony stopiły się, a w bagażniku ziała ogromnadziura.Red przeszedł wzdłuż samochodu kilka razy, tam i z powrotem.Walizka Fraziera leżała obok drogi na kupie ośnieżonych liści.Jej zawartość wysypała się naziemię.Red zmarszczył brwi i pokręcił głową widząc sztuczne penisy, pejcze i łańcuchy.Kiedypatrzył na nie, zaczęły dymić, parować, aż w końcu stopiły się i znikły.Rozejrzał się szukając śladów,ale niczego nie znalazł.Wróciwszy do auta oznajmił: No, dobra, W-11, ale ja przejmę kierowanie koło W-12. Jakaś bomba, co? Odbierałam stąd.Wiadomo, co się z nim stało? Nie. Masz szczęście. Niezupełnie. Co masz na myśli? To, że pozwoliliśmy mu uciec. Powiedziałabym, że to właśnie szczęście.Red nacisnął czapkę na oczy i skrzyżował ręce.Po chwili już spał.DWATimyin Tin pracował w ogrodzie pieląc chwasty.Zanim je wyrwał, przepraszał każdą roślinę.Był niewysokim mężczyzną o gładko ogolonej głowie, co utrudniało określenie jego wieku.Pracowałz zapałem, jego ruchy były szybkie i zwinne.Ubrany był w luzną szatę, którą czasem rozwiewałchłodny powiew z ośnieżonych gór.Rzadko ku nim spoglądał znał je zbyt dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]